W ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin – cztery incydenty. Przez Niemcy przeszła fala zamachów i zajść, które przypomniały o tym, że Europa ma poważny problem – muzułmańskich społeczności, które nie integrują się ze społeczeństwami zjednoczonej Europy.
Niepokoi przede wszystkim nagłe przyspieszenie wypadków. Do tej pory mieliśmy do czynienia z poważnymi zamachami w różnych punktach Europy co kilka miesięcy. Teraz czas między incydentami można mierzyć w godzinach.
Incydent po incydencie
Zaczęło się w miniony poniedziałek w pociągu do Wuerzburga. 17-letni Afgańczyk rzucił się na ludzi z siekierą, raniąc pięć osób. Zginął zastrzelony przez policję podczas ucieczki. Odpowiedzialność za zamach wzięło na siebie Państwo Islamskie. Nastolatek czekał na rozpatrzenie wniosku o azyl.
Kilka dni później w kompleksie handlowym w Monachium 18-letni Ali David Sonboly, chłopak irańskiego pochodzenia, zabił dziewięć osób, ranił 16 innych, następnie odebrał sobie życie. Według policji planował swój atak od ponad roku, ale masakra w centrum handlowym nie miała podłoża islamistycznego. Przypominała raczej wyczyny amerykańskich szaleńców otwierających ogień w różnych miejscach publicznych. Sprawca szczegółowo przestudiował poprzednie masowe strzelaniny. Nie przypadkiem wybrał też datę – piątą rocznicę masakry dokonanej w Norwegii przez Andersa Breivika.
W minioną niedzielę Syryjczyk zabił maczetą kobietę, obywatelkę polską, i ranił dwie inne osoby w pobliżu dworca autobusowego w Reutlingen. Choć policja nie dopatrzyła się w tym incydencie terrorystycznego tła, tylko motywacji osobistych, pochodzenie i sposób dokonania zbrodni nie umknęły uwadze mediów.
Tego samego dnia inny niedoszły azylant z Syrii wysadził się w powietrze podczas odbywającego się na otwartym powietrzu festiwalu w Ansbach koło Norymbergi. Na szczęście nie udało mu się wejść na koncert, w którym uczestniczyło 2,5 tys. osób. Ofiar byłoby dużo więcej. Skończyło się na śmierci 27-letniego zamachowca i 12 rannych. Okazało się, że rok wcześniej odrzucono podanie zamachowca o azyl. Nie można go było jednak odesłać do Syrii ze względu na toczące się tam działania wojenne. Nie udało się nawet odesłać go do Bułgarii, gdzie przekroczył granice Unii Europejskiej. Sprawca miał na koncie leczenie psychiatryczne i dwie próby samobójcze.
Wszystko to działo się zaledwie kilka dni po zamachu w Nicei dokonanym przez Tunezyjczyka, który wjechał ciężarówką w tłum w dniu francuskiego święta narodowego.
Według niemieckiego MSW postępowanie w sprawie powiązań z terrorystami toczy się przeciwko 59 świeżym azylantom. Ilu potencjalnych zamachowców umknęło jednak niemieckim służbom?"
Nieufność do azylantów
Niemcy twierdzą, że ataki nie są ze sobą powiązane, a niektóre trudno zakwalifikować jako terroryzm. Trudno jednak nie dostrzec wspólnego mianownika – sprawcy to wyznawcy islamu, którzy są imigrantami w pierwszym lub drugim pokoleniu.
Warto przypomnieć też o nocy sylwestrowej w Kolonii i innych miastach, kiedy setki niemieckich kobiet stało się obiektem ataków i zaczepek o podłożu seksualnym ze strony muzułmańskich imigrantów i azylantów. Po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z incydentami na taką skalę w przestrzeni publicznej. Reakcją były liczne ataki na ośrodki dla azylantów oraz wzrost popularności skrajnej prawicy. Pokłosie: antyimigracyjny ruch Pegida, niekryjący niechęci do islamu, zamierza przekształcić się w partię polityczną.
Ataki bombowe lub za pomocą maczet stanowią otwarte oskarżenie niemieckiej polityki otwartych drzwi. Kraj ten przyjął w ubiegłym roku 1,2 miliona migrantów. Nawet jeśli tylko minimalny odsetek z nich stanowi rzeczywiste zagrożenie dla bezpieczeństwa, działa prawo wielkich liczb. Według niemieckiego MSW postępowanie w sprawie powiązań z terrorystami toczy się przeciwko 59 świeżym azylantom. Ilu potencjalnych zamachowców umknęło jednak niemieckim służbom? Do tego jeszcze dochodzi polityczna poprawność, którą przesiąknięty jest język politycznego dyskursu w Niemczech. Ci, którzy próbują ją przełamać, od razu otrzymują „łatkę” ekstremistów, najczęściej z prawej strony. Przy takim nastawieniu trudno o nazwanie problemów po imieniu.
Turecki gambit
Po nieudanym zamachu na prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana pod znakiem zapytania stanęła przyszłość umowy w sprawie uchodźców zawartej z Unią Europejską. Bruksela z zaniepokojeniem obserwuje dokręcanie śruby i masowe represje. Erdogan głośno domaga się koncesji wizowych dla obywateli Turcji, szantażując Europę możliwością masowego skierowania uchodźców na północny szlak. Według obecnych ustaleń Ankara zobowiązała się do uszczelnienia granicy morskiej z Grecją i lądowych szlaków przerzutu oraz do przyjmowania z powrotem osób zawracanych z UE. W zamian za to Europa ma przyjmować sprawdzonych i prześwietlonych uchodźców z obozów w Turcji, w stosunku 1-1 za każdego nielegalnie przekraczającego granicę. Wśród uchodźców wysyłanych do Europy przez Turków znajduje się jednak nieproporcjonalnie duży odsetek młodych mężczyzn, często z problemami psychicznymi lub po prostu podatnych na propagandę Państwa Islamskiego.
Polityczne reperkusje
W efekcie kredyt zaufania, jakim cieszył się prezydent Francji Francois Hollande wśród swoich rodaków, spadł niemal do zera. Z kolei Niemcy głośno kwestionują kompetencje i zdolność do oceny sytuacji Angeli Merkel. W obu krajach – i nie tylko tam – wzrastają wpływy ruchów populistycznych i nacjonalistycznych.
Dziś ośmiu na dziesięciu Francuzów deklaruje poparcie dla ograniczenia części praw obywatelskich, gdyby przyczyniło się to do skuteczniejszej walki z terroryzmem. To woda na młyn ugrupowań prawicowych. Oskarżają one grupy rządzące o utratę kontroli nad polityką migracyjną. To zdrada wartości demokratycznych oraz obowiązku państwa, jakim jest zabezpieczenie bezpieczeństwa obywatelom – słychać po prawej stronie.
W Niemczech coraz częściej mówi się o tym, by na pomoc policji i służbom antyterrorystycznym posłać wojsko. Konstytucja pozwala na skorzystanie z pomocy Bundeswehry tylko w przypadkach ekstremalnego zagrożenia. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że Niemcy przeżywają poważne problemy nie tylko z integracją miliona nowych migrantów, ale także mieszkających już od dłuższego czasu społeczności muzułmańskich.
Integracyjne fiasko
Wypadki w Niemczech to kolejny symptom kryzysu, w którym pogrąża się Europa. Wcześniej był Brexit, a już wkrótce będziemy mieli prawdopodobne zwycięstwo ultraprawicowego kandydata Austrii we wrześniowych wyborach prezydenckich. W październiku Węgrzy wypowiedzą się w referendum przeciwko kwotom imigracyjnych. W przyszłym roku w Holandii do głosu dojdzie ultranacjonalista Geert Wilders, który zyskuje w sondażach, a we Francji Marine Le Pen przejdzie najprawdopodobniej do drugiej rundy wyborów prezydenckich. W samych Niemczech Angela Merkel będzie też musiała w przyszłorocznych wyborach odeprzeć atak z prawej strony.
Zamachy wykazały przede wszystkim całkowite fiasko procesu integracji społeczności imigranckich, zwłaszcza z krajów muzułmańskiej Azji i Afryki Północnej. – Niemcy są atrakcyjnym krajem, ponieważ szanują godność każdej jednostki. I tak powinno pozostać – można usłyszeć w filmie skierowanym do nowo przybyłych. Problem w tym, że zachodni sąsiedzi Polski nie znaleźli rozwiązania – co zrobić z tymi, którzy łamią podstawowe reguły współżycia i sięgają po broń palną, bomby, czy maczety. I to niezależnie od tego, z jakich pobudek sprawcy decydują się na zabijanie innych.
Jolanta Telega
[email protected]