Kandydat Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich w USA Donald Trump oświadczył w środę, że "nie ma nic wspólnego z Rosją". To reakcja na sugestie Demokratów, że Moskwa popiera Trumpa i może usiłować wpłynąć na wynik listopadowych wyborów w USA.
Trump na konferencji prasowej na Florydzie zapewnił również, że nigdy nie spotkał się z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. "Nie wiem, kim jest Putin" - oświadczył. Dodał, że o rosyjskim prezydencie wie tylko tyle, iż ten darzy go szacunkiem.
Z kolei sugestie, że to Rosja stała za włamaniem hakerów na serwery Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC) - co w konsekwencji doprowadziło do ujawnienia treści niektórych e-maili polityków - nazwał "naciąganymi i bardzo zabawnymi". Jego zdaniem oskarżenia Demokratów wobec Moskwy są próbą odwrócenia uwagi od upublicznionych informacji.
Ponad 19 tys. e-maili opublikowanych przez portal WikiLeaks ujawniło manipulacje w prawyborach Demokratów i zdaniem ekspertów rozgniewało zwolenników rywala Hillary Clinton w prawyborach Berniego Sandersa oraz pogłębiło podziały wśród Demokratów, osłabiając partię i szanse byłej pierwszej damy w wyborczej rywalizacji z Trumpem.
Sama Clinton oświadczyła w środę, że sugestie, iż to Rosja mogła stać za atakiem, wywołują jej zaniepokojenie. We wtorek prezydent Barack Obama powiedział, że jego zdaniem możliwe jest, by Rosja próbowała aktywnie wpływać na wybory w USA, i nie wykluczył, że to Moskwa stoi za włamaniem hakerów.
W środę rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow odrzucił oskarżenia o ingerencję w amerykańską kampanię wyborczą. "Prezydent (Władimir) Putin niejednokrotnie mówił, iż Rosja nigdy nie ingerowałaby i nie ingeruje w wewnętrzne sprawy innych państw, zwłaszcza w proces wyborczy" - oświadczył.
Pieskow skrytykował także zarzuty wobec Moskwy, podkreślając, że "jeśli mówi się o jakichś podejrzeniach wobec pewnego państwa, wtedy konieczne jest przynajmniej bycie precyzyjnym i konkretnym". Dodał, że "niektóre spekulacje w tej sprawie nie wykazują konstruktywnego podejścia".
Śledztwem w sprawie włamania hakerów na serwery DNC zajmuje się obecnie FBI. Gubernator Indiany Mike Pence - który w przypadku zwycięstwa Trumpa w listopadowych wyborach ma zostać wiceprezydentem USA - zapewnił w środę, że jeśli FBI potwierdzi, że za atakiem hakerskim stała Rosja, "będzie to miało poważne konsekwencje".(PAP)
Reklama