Przaśności nigdy dość
W "Polonijnym bloGowisku" o nieudolnym i skostniałym promowaniu Polski za pomocą zespołów ludowych i pierogów...
Mój kolega Michał zwykł mawiać: “Wszyscy jesteśmy z Moniek”. Te demograficzne spostrzeżenia zwykle uaktywniają się u kolegi Michała po kilku drinkach; najczęściej, kiedy rumieńców nabiera rozmowa dotycząca siermiężności Polonii. Bo Michał wprost mówi: ” K…a, jak długo jeszcze będziemy się reklamować w Ameryce przez folklor, pierogi i wycinanki”.
- 03/01/2010 04:29 AM
Mój kolega Michał zwykł mawiać: “Wszyscy jesteśmy z Moniek”. Te demograficzne spostrzeżenia zwykle uaktywniają się u kolegi Michała po kilku drinkach; najczęściej, kiedy rumieńców nabiera rozmowa dotycząca siermiężności Polonii. Bo Michał wprost mówi: ” K…a, jak długo jeszcze będziemy się reklamować w Ameryce przez folklor, pierogi i wycinanki”.
Michał przyjechał do Ameryki 17 lat temu i twierdzi, że przez te wszystkie lata, wprawdzie zmieniały się miejsca promocji, ale ciągle sprzedaje się kraj nad Wisłą jakimiś niszowymi produktami.
Adrenalinę Michałowi podniosła wiadomość, że po raz czwarty z rzędu w jednym z najczęściej odwiedzanych przez turystów w Chicago miejscu, historycznym Navy Pier, na ostatni dzień lutego, zapowiedziano festiwal kultury polskiej, gdzie wystąpić miały zespoły ludowe: Wici, Lechicie i Lira.
Przez całe popołudnie na Navy Pier tańczyli więc kujawiaka, krakowiaka, oberka i serwowali pierogi. Z błogosławieństwem konsulatu RP.
Po kilku wizytach na takich imprezach nie tylko Amerykanin, ale także i zasiedziały w USA Polak może odnieść wrażenie, że w Polsce chodzi się w zapaskach, nieustannie maluje jajka, albo bombki, ugniata kapustę nogami a w najlepszym razie czyta dzieciom bajki o sierotce Marysi, co gęsi pasała. I do tego ta okazja – obchody dnia Kazimierza Pułaskiego w Illinois. „A co on,…bip...,w Wiciach tańczył?” – pyta retorycznie Michał studiując program imprezy.
Trudno mi się z Michałem nie zgodzić. Choć prowadzi to do smutnej konstatacji, że Polonia sama sprowadza się do poziomu prowincjonalnego miasteczka. Szczególnie, jeśli organizację takiego wydarzenia, które mogłoby stać się znakomitą okazją do pokazania, na przykład, naszych wyrobów ze szkła, kilimów, świetnych muzyków jazzowych, etc. powierza się osobie, która Polskę zna z albumów ze zdjęciami.
Początkowe spostrzeżenie Michała dotyczące naszej duchowej przynależności do Moniek, jest więc głębokiem wyrazem rezygnacji, której trudno się dziwić.
kolega Michała
PS. O istnieniu Moniek na mapie Polski nie miałem pojęcia, dokąd nie przyjechałem do Chicago, gdzie co drugi rodak pochodzi z tego podbiałostockiego miasteczka, które liczy coś koło 11 tysięcy, z czego więcej niż połowa – na uchodźstwie, w Chicago.
Reklama