Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 28 listopada 2024 06:32
Reklama KD Market

Trzewość po góralsku

Trzewość po góralsku
2

Pierwszą polskojęzyczną grupę Anonimowych Narkomanów na południu Chicago założyło dwóch górali i ceper z Warszawy. Od czterech lat grupa New Life pomaga polskim narkomanom wrócić do życia. Zamiast haju oferuje bezwarunkową miłość i pełna akceptację.


Michał


Wychowywał się bez ojca. W rodzinnym Zakopanem zazdrościł kolegom pełnych rodzin, czuł się inny. Ojciec wrócił co prawda do domu po dziesięciu latach, ale nigdy nie złapali dobrego kontaktu. Michał zaczął pić w siódmej klasie podstawówki, niedługo później spróbował trawy. To było to! Pewnego dnia jego najlepszy kolega zaproponował heroinę do palenia. Zapalił, zwymiotował, ale palił dalej. W wieku 15 lat, pod koniec lat 90. Michał został dilerem, zaczął handlować heroiną. Szybko się uzależnił. – Do Stanów przyjechałem jako regularny narkoman. Było nas tu trzech najlepszych kolegów. Założyliśmy sobie, że będziemy mieć świetną osiemnastkę, a skończyło się tak, że na tę osiemnastkę kupiliśmy strzykawki i zaczęliśmy dawać sobie w żyłę – wspomina Michał.


Zaczął się staczać, kraść, kombinować. Do więzienia pierwszy raz trafił w 2002 roku za jazdę pod wpływem, dwa lata później znowu – za posiadanie heroiny. Miesiąc po wyjściu znowu siedział, tym razem za okradanie sklepów. Nie był w stanie przestać brać. – W 2010 roku już wiedziałem, że umieram. Chciałem umrzeć, dać sobie złoty strzał i po prostu to skończyć. Kiedyś spróbowałem, ale obudziłem się ze strzykawką w przedramieniu.


W 2011 Michał miał pójść na cztery lata do więzienia. Jego córka miała 6 lat a syn miał się urodzić za pół roku. Wtedy poczuł, że opuści rodzinę tak samo jak jego ojciec, choć zawsze sobie przysięgał, że nie będzie taki jak on. – Prosiłem Boga: zabierz mnie stąd albo coś zmień. I zmienił.


Sędzia zapytał Michała o jego nałóg i dał mu szansę: więzienie albo leczenie. 23 sierpnia 2011 roku Michał trafił na polski program do Haymarket Center. Tam zaczął się otwierać po raz pierwszy w życiu. Pawła poznał na mitingu po pół roku trzeźwości. Razem postanowili na południu założyć miting wspólnoty Anonimowych Narkomanów (NA). Grupę nazwali New Life, czyli Nowe Życie.


Pomysł był dobry, ale ludzie nie przychodzili i po kilku miesiącach miting padł. Wtedy pojawił się Wiktor, ceper z Warszawy, którego nawet nie lubiłem – wspomina Michał.


Wiktor


25 października 2012 roku, nazajutrz po moich 34. urodzinach osiągnąłem swoje dno: fizyczne, psychiczne, duchowe, każde. Po raz pierwszy w życiu poczułem się totalnie sam. Dziesięć tysięcy kilometrów od domu, trzy listy gończe na dwóch kontynentach. Z rodziną kontaktu brak. Z dzieckiem kontaktu brak. Wszystko źle. Dwadzieścia lat picia i brania kokainy, wóda, żeby się sponiewierać i koks, żeby się otrzeźwić, tylko po to, by znowu pić. Pamiętam, że biegałem po bejzmencie, trzymałem się za głowę i wyłem. Nie płakałem, wyłem: „Panie Boże, ja już nie chcę tak żyć”. Nagle zadzwonił telefon. Michała, bo to on dzwonił, znałem trochę z jakichś imprez, ale nigdy się nie lubiliśmy, bo ja jestem z Warszawy, a on góral. On ćpał herę, a ja koks. Michał zapytał co u mnie słychać, to mu mówię, że dramat, że ćpam dalej i po co w ogóle dzwoni. A on: „może byś przyszedł na miting?”. Normalnie jasno mi się zrobiło przed oczami i przyszła myśl, że może jest ratunek. Odpowiedziałem, że przyjdę i na drugi dzień poszedłem do klubu Quo Vadis. Zszedłem do bejzmentu, usiadłem, powiedziałem głośno, że jestem narkomanem i rozpłakałem się. W tamtej chwili zeszło ze mnie wszystko, cały ciężar, opadły wszystkie maski. Wyszedłem z tego mitingu jako wolny człowiek, wiedziałem, że to koniec moich męczarni. To był początek mojej trzeźwości. Przez następne siedem miesięcy chodziłem na mitingi codziennie – opowiada Wiktor.


Początki grupy New Life nie były łatwe, bo przez pierwsze osiem miesięcy Wiktor z Michałem siedzieli w mitingowej sali sami. Z maniackim uporem, co tydzień, w piątek o 20.15 przychodzili do klubu Quo Vadis na dwuosobowy miting wspólnoty Anonimowych Narkomanów, pierwszy i jedyny polskojęzyczny na południu Chicago. Wiktor mówił do Michała: „Zobacz, tyle ćpunów dookoła, a my sami siedzimy. Kiedy oni w końcu przyjdą?”. A Michał odpowiadał: „Przyjdą, jak będziemy siedzieć, to w końcu przyjdą”.


Rzeczywiście, zaczęli przychodzić.


Wiktor: – Pamiętam jak kiedyś przyszedł chłopak, którego kilka lat wcześniej pobiłem. Zobaczył mnie i się spiął, oczy mu się zrobiły takie wilcze. Ale przywitałem go ciepło, rozluźnił się. I został.


Paweł


Góral, kokainista, 36 lat, czysty od pięciu lat. Jeden z założycieli grupy New Life: – Był taki czas, że nikt tam nie przychodził, bo zamiar był dobry, ale powstało dwuosobowe towarzystwo wzajemnej adoracji. Powiedziałem to kiedyś Michałowi prosto w oczy i przestałem chodzić na tą grupę. Zadzwonił za trzy miesiące i poprosił o pomoc, żeby ten miting ratować. Zgodziłem się pod warunkiem, że weźmiemy się poważnie do roboty – wspomina Paweł.


Na szczęście prochu nie trzeba było wymyślać, zasady działania grupy wsparcia określają Tradycje Anonimowych Narkomanów, a drogę do wyjścia z nałogu – 12 Kroków. Wystarczy je stosować, bez wyjątków, bez ściemniania, tak po prostu wprowadzać w życie. W grupie i poza nią – w życiu. – Wprowadziliśmy proste reguły: żadnego gadania między sobą po rozpoczęciu mitingu, ludzie mówią po kolei, nie szeleszczą papierkami od cukierków. Ustaliliśmy funkcje, kto prowadzi, kto jest skarbnikiem, kto reprezentuje grupę na zewnątrz. I stał się cud. Grupa zaczęła rosnąć.


Teraz wiele osób, które przychodzi na spotkanie New Life mówi, że czują miłość, jaka panuje w tej grupie. Czystą, bezinteresowną miłość. Żadnego oceniania.


Mieszkam na południu i wiem jak ogromne jest tutaj zapotrzebowanie na pomoc. Dzieciaków, które ćpają jest na kopy. Wyszedłem z tego środowiska kilka lat temu, ale pracuję na budowach i regularnie spotykam całe brygady góralskich budowlańców, gdzie wszyscy ćpają. Całe grupy biorą: parkieciarze, stolarze, malarze"


1


Zdaniem Pawła to właśnie w strachu przed oceną i niechęcią przed proszeniem o pomoc leży problem górali, mieszkających na południu Chicago. Ludzie się wstydzą prosić o pomoc, bo a nuż ktoś się dowie, ludzie zaczną gadać. – Mieszkam na południu i wiem jak ogromne jest tutaj zapotrzebowanie na pomoc. Dzieciaków, które ćpają jest na kopy. Wyszedłem z tego środowiska kilka lat temu, ale pracuję na budowach i regularnie spotykam całe brygady góralskich budowlańców, gdzie wszyscy ćpają. Całe grupy biorą: parkieciarze, stolarze, malarze. Z racji położenia w bliskości dzielnic, gdzie kwitnie narkotykowy biznes, dostępność narkotyków jest na południu ogromna.


New Life


Życie Michała stało się proste. – Wstaję rano, czytam medytację na kolejny dziań. Dzwonię do sponsora, rozmawiam z innymi trzeźwymi uzależnionymi. Uderzam na mitingi, służę we wspólnocie NA. Czasami odwiedzam mojego kuzyna, który siedzi w więzieniu. Przychodzę na wizytę, a potem mogę stamtąd wyjść. Świadomość tego daje mi niezwykle dużo, bo zawsze jak wchodziłem do więzienia, to żeby tam zostać. Mam rodzinę, świetne dzieciaki i kochającą żonę, której często powtarzam, że cały czas uczę się być ojcem i mężem.


Paweł mówi, że kiedy pomagamy innym, dobro mocno do nas wraca. – Poprzez trzeźwienie i niesienie posłania czujemy, że stajemy się znowu wartościową częścią społeczeństwa. Czujemy się potrzebni, a nasze historie i doświadczenia mogą pomóc innym.


Dlatego chodzą nieść posłanie NA do polonijnych szkół, do ośrodków leczenia uzależnień. Opowiadają swoje historie bez upiększania, po prostu mówią jak wygląda życie narkomana, to w ciągu i to w grupie New Life. Nikogo nie umoralniają, nikomu nie mówią, co robić. Wystarczy, że mówią prawdę, a uczniowie, którzy często mają już za sobą narkotykową inicjację, słuchają w ciszy. A potem zaczynają pytać.


Sekret polega na tym, że chodzimy tam, żeby komuś pomóc, a to chodzenie tak naprawdę najbardziej pomaga nam – uśmiecha się Paweł.


W piwnicy trzeźwościowego klubu Quo Vadis grupa New Life spotyka się regularnie w poniedziałki i piątki. Za każdym razem na miting przychodzi ok. dziecięciu, czasem kilkanaście osób. Na spotkanie z okazji czterech lat istnienia grupy w piwnicy przy świecach usiadło w ciszy blisko pięćdziesiąt osób. Trzeźwi narkomani, alkoholicy, ich rodziny i przyjaciele. Po mitingu był poczęstunek, ciasto, dobra, mocna mitingowa kawa. Ktokolwiek wszedłby tego wieczoru do wnętrza klubu, zobaczyłby grono roześmianych pogodnych ludzi, z których większość teoretycznie powinna już nie żyć, ewentualnie gnić w więzieniu lub szpitalu dla psychicznie chorych. – W tej chwili najmłodszy członek New Life ma 23 lata i trzy miesiące trzeźwości. Żyje programem, chodzi na mitingi, ma sponsora, robi kroki. Być może nie będzie musiał przechodzić przez kolejne lata piekła – mówi Michał. – To, że działam w NA pozwala mi przeżyć kolejne 24 godziny. Służę swoim przyjaciołom. Lubię skromność, nie chcę już obrastać w piórka, już swoje w życiu nawywijałem. Kocham moje nowe życie.


Wiktor ożenił się i w styczniu 2015 r. wrócił do Polski. Liczył się z konsekwencjami, od których uciekał, w więzieniu odsiedział siedem miesięcy za sprawy sprzed lat. Kiedy wyszedł na wolność, jego syn miał dwa miesiące. Mieszka w Warszawie, prowadzi firmę budowlaną. W więzieniu napisał artykuł do trzeźwościowego pisma „Miting”. Oto jego fragment: „Najpiękniejsi ludzie, których znam, to ci, którzy znają smak porażki, poznali cierpienie, walkę, stratę, poznali swoją drogę na wyjście z otchłani. Ci ludzie mają wrażliwość i zrozumienie życia, które wypełnia ich współczuciem, łagodnością i głęboko kochającą troską. Piękni ludzie nie biorą się znikąd. Mam szczęście, że dane mi było ich poznać”.


Grzegorz Dziedzic


[email protected]

1

1

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama