Redakcja "Boston Globe" opublikowała w internecie fikcyjną pierwszą stronę swojego dziennika z datą 9 kwietnia 2017 roku, na której snuje czarną wizję przyszłości USA, jeśli wybory prezydenckie wygra w listopadzie miliarder Donald Trump.
"Zaczynają się deportacje"; "Amerykańscy żołnierze odmawiają wykonania rozkazu, by zabić członków rodzin bojowników IS", "Giełdy toną z powodu zbliżającej się wojny handlowej" - to tytuły artykułów, jakie znalazły się na pierwszej stronie wyimaginowanego wydania "Boston Globe".
Redakcja amerykańskiego dziennika chce przy pomocy tych zmyślonych artykułów pokazać opinii publicznej, co grozi Stanom Zjednoczonym, jeśli w wyborach prezydenckich zwycięży Trump i zrealizowane zostaną jego wyborcze obietnice. Faworyt republikańskiego wyścigu prezydenckiego zapowiada wszakże wydalenie z USA ponad 11 mln nielegalnych imigrantów, wprowadzenie 45-procentowego podatku od towarów sprowadzanych z Chin, co zdaniem ekspertów grozi wojną handlową z tym krajem, a także obiecuje bezwzględność w eliminacji związanych z Państwem Islamskim bojowników i ich rodzin.
Obok tych tekstów "Boston Globe" opublikował jak najbardziej poważny artykuł redakcyjny zatytułowany "GOP (Partia Republikańska - PAP) musi zatrzymać Trumpa". Przekonuje w nim, że wizja przyszłości, jaką oferuje Ameryce "demagogiczny" Trump, jest "głęboko niepokojąca" i sprzeczna z amerykańskimi wartościami. "Satyryczna pierwsza strona jest próbą wyobrażenia sobie, jak będzie wyglądać Ameryka z Trumpem w Białym Domu" - tłumaczy redakcja.
Bostoński dziennik apeluje do Partii Republikańskiej, by wykorzystała wszelkie istniejące zasady i uniemożliwiła Trumpowi zdobycie nominacji prezydenckiej.
Choć Trump zdecydowanie prowadzi w trwających republikańskich prawyborach, coraz bardziej możliwy jest scenariusz, że do ich końca nie uda mu się uzyskać gwarantującej nominację kandydacką większości 1237 delegatów na lipcową konwencję GOP. Wówczas możliwa jest tzw. otwarta czy też ustawiana konwencja, na której delegaci mogą odmówić Trumpowi nominacji, nawet jeśli to on wygra prawybory, i udzielić jej zupełnie nowej osobie. Już pojawiają się spekulacje, że kandydatem republikanów mógłby zostać przewodniczący Izby Reprezentantów Paul Ryan albo kandydat GOP w wyborach prezydenckich sprzed czterech lat Mitt Romney.
Trump już zagroził niepokojami społecznymi, jeśli dojdzie do realizacji takiego scenariusza. "Rzeczywiście kto wie, do czego będą zdolni zagorzali zwolennicy Trumpa, jeśli poniesie on klęskę z rąk znienawidzonych elit partyjnych. Ale zasady są zasadami. Jeśli żaden z kandydatów nie zdobędzie magicznej liczby delegatów, to proces nominacji będzie należał do tych, którzy biorą udział w konwencji" - pisze "Boston Globe".
Dziennik ostrzega jednocześnie, by zamiast Trumpa delegaci GOP nie nominowali "równie radykalnego i może jeszcze bardziej niebezpiecznego" skrajnie konserwatywnego senatora z Teksasu Teda Cruza. "Jeśli partia zbierze się na odwagę i odrzuci osobę, która jako pierwsza dotrze na metę (wygra prawybory), to odrzucenie osoby, która zajmie drugie miejsce będzie jeszcze łatwiejsze" - przekonuje "Boston Globe".
Cruz, głównie dzięki rosnącej, finansowanej przez donatorów GOP kampanii przeciwko Trumpowi, odnosi coraz większe sukcesy. Wygrał ostatnie prawybory w Wisconsin, Utah i Kolorado i w sumie zagwarantował już sobie - jak oblicza "New York Times" - 532 delegatów. Ale liderem, po dotychczasowych prawyborach, które odbyły się w ponad 30 stanach, wciąż jest Trump z 743 delegatami na koncie i zgodnie z sondażami zdecydowanie wygra on też najbliżej prawybory w ważnym stanie Nowy Jork. Na trzecim miejscu jest umiarkowany gubernator Ohio John Kasich (143 delegatów), który dotychczas wygrał tylko w jednym, swoim stanie.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Na zdj. Donald Trump fot. Cristobal Herrera/EPA