Harcerski Zespół Tańca Ludowego „Lechici” obchodzi swoje 50-lecie. Ten piękny jubileusz jest okazją do przypomnienia historii najstarszego i jedynego poza Polską harcerskiego zespołu, który nierozłącznie wpisuje się w krwiobieg polonijnego harcerstwa w Chicago. O początkach Lechitów rozmawiamy z hm. Marysią Kohman, córką hm. Eleonory Lewandowskiej, współzałożycielki zespołu. Druhna Kohman tańczyła w pierwszym składzie zespołu, była wtedy również drużynową drużyny „Bałtyk”. Nadal udziela się w organizacji jako członkini Komendy Chorągwi Harcerek w Stanach Zjednoczonych.
Czy Druhna pamięta początki Lechitów?
– Oczywiście, tylko na początku był to po prostu zespół harcerski. Nikt nie myślał o nazwie, zresztą to nie było takie ważne. Najważniejsze były próby. Wszyscy uwielbialiśmy tańczyć. Wszystko zaczęło się od harcerek z drużyny „Bałtyk”. Chodziłyśmy do tej samej polskiej szkoły, w której także uczyła moja mama. Wszyscy nauczyciele w tej szkole byli instruktorami harcerskimi jeszcze sprzed wojny, którzy oczywiście zarazili nas harcerskim bakcylem. Po szkole odbywały się zbiórki harcerskie a po zbiórkach próby. Wszyscy rodzice pracowali w soboty, więc musiałyśmy sobie radzić same. Podróżowałyśmy komunikacją miejską – po prostu cała drużyna „Bałtyk” po zbiórce pakowała się do autobusu i na próbę!
Rozumiem, że nie było blisko?
– Tak. Musiałyśmy jechać 45 minut, ale to była prawdziwa frajda. Cóż może być lepszego niż bycie z innymi harcerkami? Do dziś się przyjaźnimy i pamiętamy wszystkie harcerskie piosenki. (śmiech)
A jak to było z powstaniem zespołu?
– Zespół musiał powstać. (śmiech) Harcerstwo jeszcze przed narodzeniem Lechitów występowało w Muzeum Wiedzy i Przemysłu w okresie świątecznym. W programie zawsze była przedstawiona tradycyjna wigilia, śpiewaliśmy kolędy, no, i tańczyliśmy. Właściwie tańczyli tzw. staroharce, czyli członkowie kręgu starszoharcerskiego, już nie młodzież, ale raczej ludzie bez stopni instruktorskich. Co roku powtarzał się ten sam problem: kto zatańczy w muzeum, więc bardzo nam to pomogło w powstaniu zespołu.
Jak widać po 50 latach, był to dobry pomysł. Kim byli instruktorzy?
– Hm. Czesław Orzeł-Orlicz był na każdej próbie. Moja mama uczyła w polskiej szkole i przychodziła na próby co dwa tygodnie. Pamiętam również rtm. Eugeniusza Raciborskiego, który był zawodowym nauczycielem tańca, no i oczywiście legendarnego druha Konstantego Siemaszko, który dołączył do zespołu kilka lat później.
Czy ktoś wam pomagał finansowo; jak radziliście sobie z wydatkami?
– Nigdy nie mieliśmy wtedy problemu z pieniędzmi, wszak „harcerka jest oszczędna.” W tamtych czasach istniało wiele organizacji, głównie kombatanckich, które wspierały pracę harcerską i nam pomagały, tj. Związek Klubów Polskich i Związek Weteranów. Także pomagały nam grupy, które wspierają nas do dziś, tj. Legion Młodych Polek. Koło Przyjaciół Harcerstwa istniało już wtedy i bardzo aktywnie nas wspierało. Pierwsze stroje uszył dla nas tata Basi Mikulskiej, który był przedwojennym krawcem i w Chicago miał też swój zakład krawiecki. Pamiętam, że ktoś pojechał do Polski i kupił jeden strój, z którego skopiowano pozostałych 12. Był to strój kujawski i wydaje mi się, że Lechici go nadal mają. Ach, ta nasza oszczędność!
Niemal wszystkie zespoły w dzisiejszych czasach zmagają się z brakiem tancerzy, czy na początku też były takie problemy?
– Na początku był to duży problem, ale z zupełnie innych powodów niż dziś. W latach 60-tych Chicago było bardzo podzielone, do tego stopnia, że harcerki i harcerze z południa miasta nie znali swoich rówieśników z północy. Obozy odbywały się drużynami i trudno było nam się poznać. To wszystko zmieniło się dzięki druhowi Orliczowi. Ktoś podarował harcerstwu stary autobus szkolny akurat wtedy, gdy planowaliśmy obóz. Okazało się, że druh Orlicz ma specjalne prawo jazdy i chętnie nas zawiezie na obóz, ale pod warunkiem, że zabierze z sobą również drużynę chłopców. Ach, co to był za obóz! No, i miałyśmy wreszcie partnerów! Cała drużyna zapisała się do Lechitów! Co prawda wszyscy ci chłopcy byli od nas młodsi, ale to nie miało żadnego znaczenia. Po latach, brat mojej koleżanki wyznał mi, że próby Lechitów i wywijanie z harcerkami o 4 lata starszymi od nich było najukochańszym wspomnieniem z harcerstwa.
To była 2 Drużyna im. Tadeusza Kościuszki, która nadal istnieje i ma się dobrze. Ich zbiórki odbywają się przy polskiej szkole im. św. Ferdynanda. Wiem również, że harcerze z tej drużyny tańczą w Lechitach, a zuchy w Orlętach.
– Niestety moja drużyna „Bałtyk” już nie istnieje, ale cieszę się, że wpisała się do historii harcerstwa w Chicago. Z rozrzewnieniem wspominam tamte lata związane z zespołem i moją mamę, zawsze podkreślając, że tańczyłam w pierwszym, oryginalnym składzie.
Rozmawiała Iwona Kumpin
Zespół Lechitów można śledzić na Facebooku: Harcerski Zespół Tańca Ludowego Lechici