1 kwietnia na ulice Chicago wyszli nauczyciele. Wśród uczestników strajku ostrzegawczego są również polscy pedagodzy, pracujący w amerykańskich szkołach wszystkich szczebli. Domagają się, by politycy w Springfield zatwierdzili budżet stanu i wyasygnowali fundusze dla niedofinansowanych placówek oświatowych i socjalnych. Dodatkowo nauczyciele zabiegają o podpisanie nowego kontraktu.
Związek nauczycieli, (Chicago Teachers Union, CTU) główny organizator protestu, chce wywrzeć presję na gubernatora Bruce'a Raunera i parlament Illinois, by jak najszybciej doszło do porozumienia w sprawie budżetu. Stan funkcjonuje bez ustawy finansowej od lipca. Impas spowodowany jest konfliktem między republikańskim gubernatorem a legislaturą, w której dominują demokraci, a Rauner nie chce rozmawiać z demokratami o budżecie, dopóki parlament nie zatwierdzi ustawy jego projektu, ograniczającej uprawienia związków zawodowych, a ułatwiającej działalność gospodarczą prywatnym firmom.
Tymczasem w rezultacie braku ustawy budżetowej drastycznie redukowane są fundusze na szkolnictwo wszystkich szczebli, co prowadzi do zwolnień pracowników szkół i uczelni oraz do ograniczania programów edukacyjnych. Ofiarą rozgrywek politycznych są uczniowie, studenci i pedagodzy. W ramach oszczędności kuratorium (Chicago Public Schools, CPS) wprowadziło trzy dni przymusowego bezpłatnego urlopu, a więc zmniejszyło zarobki nauczycieli. Jeśli władze stanu nie zatwierdzą budżetu i nie wyasygnują szybko funduszy dla oświaty, dojdzie do dalszych redukcji etatów i programów.
Nie ma jedności wśród protestujących
Wielu pedagogów wątpi jednak, by jednodniowy strajk był skuteczną metodą nacisku na władze stanu, ale nawet ci, którzy mają poważne wątpliwości biorą udział w akcji protestacyjnej, ponieważ nieobecność grozi wyrzuceniem ze związku CTU. W wielu szkołach choć nauczyciele byli przeciwni przystąpieniu do strajku, to jednak na strajku pojawić się muszą. Wśród niechętnie uczestniczących w strajku są polscy nauczyciele, którzy rozmawiają z nami zastrzegając sobie anonimowość.
− W strajku biorę udział, bo nie chcę być łamistrajkiem. Ale uważam, że to nie jest dobre posunięcie. Moim zdaniem jednodniowy protest nic nie zmieni, a ma demoralizujący wpływ na uczniów, którzy patrzą na nas, jak nie potrafimy rozwiązać konfliktu. Jako nauczyciele jesteśmy między młotem a kowadłem. Wiem, że związek zawodowy ma swoje priorytety a kuratorium swoje − mówi nam długoletnia pedagog.
Inny polski nauczyciel, pracujący od wielu lat w liceum, wyraża przekonanie, że jako członek związku CTU musi być solidarny ze związkiem, nawet jeśli nie zgadza się ze wszystkimi jego decyzjami i działaniami. − Moim zdaniem jednodniowy strajk nie ma sensu, ponieważ sami odbieramy sobie dzień pracy i dzień zarobku. A ten jeden dzień protestów raczej nie spowoduje ani żadnych zmian w postawach polityków, ani w negocjacjach w sprawie kontraktu. Nasz rozmówca przyznaje równocześnie, że piątkowy protest to dobry wentyl dla nauczycielskich frustracji. − Kuratorium nie tylko narzuciło nam trzy dni bezpłatnego urlopu, ale na dodatek chce obciąć płace o 7 procent. CPS ignoruje też fakt, że duża liczba nauczycieli pracuje z trudnymi uczniami, którzy mieszkają w dzielnicach, gdzie codziennie dochodzi do strzelanin. Takie dzieci przychodzą do szkoły z bagażem emocjonalnym, z którym nawet najlepszy psycholog sobie nie radzi. A nauczyciele muszą sobie poradzić i jeszcze czegoś nauczyć − konstatuje.
(…) nie chcę być łamistrajkiem. Ale uważam, że to nie jest dobre posunięcie. Moim zdaniem jednodniowy protest nic nie zmieni, a ma demoralizujący wpływ na uczniów"
Nie brakuje jednak zwolenników piątkowej akcji, przekonanych o jej zasadności. − Musimy wywierać presję na gubernatora i legislatorów, by zmusić ich, by zawarli porozumienie w sprawie budżetu. Przecież edukacja musi zostać odpowiednio sfinansowana. Pedagodzy powinni uzyskać większą pomoc od gubernatora, legislatury, od burmistrza i kuratorium, by mogli lepiej wypełniać swe obowiązki. Politycy muszą się dowiedzieć, że my nie tylko walczymy o lepsze warunki pracy dla siebie, ale przede wszystkim o lepsze warunki nauki dla uczniów. Staramy się uzyskać dobre rezultaty mimo niesprzyjających warunków. Wielu z nas zostaje po lekcjach i pomaga uczniom, którzy wymagają dodatkowej uwagi. Dajemy korepetycje. Nauczyciele naprawdę pracują bardzo ciężko, z oddaniem i poświęceniem – mówi kolejna rozmówczyni, która prosi, by jej nazwisko zachować do wiadomości redakcji.
Uśmiercanie oświaty
Wśród uczestników demonstracji są wykładowcy i studenci uniwersytetów stanowych, m.in. Chicago State University (CSU) i Northestern Illinois University (NEIU). W wyjątkowo trudnym położeniu jest CSU, które przygotowuje się do zwolnień nawet 50 procent kadry naukowej. Z braku funduszy placówka przyspieszyła wręczenie dyplomów i wcześniej zakończy rok akademicki.
W nieco lepszej sytuacji znajduje się NEIU. Mike Hines, rzecznik uczelni zapewnił nas, że będzie ona otwarta do końca tego semestru, a także w dwóch następnych. − Zachęcamy studentów, by już się zapisywali na oba semestry, letni i jesienny − mówi Hines.
Rzecznik przyznaje jednak, że niedobory finansowe stanowią ogromne wyzwanie dla placówki. − Staramy się poczynić różne oszczędności, także przy pomocy przymusowych urlopów, by funduszy starczyło jak najdłużej, przynajmniej do końca września, kiedy to uczelnia otrzyma pieniądze z czesnego i z pomocy stypendialnej dla studentów. Jak podkreśla, przedstawiciele zarządu NEIU rozmawiają z politykami na temat trudnej sytuacji i starają się wspólnie znaleźć rozwiązanie problemu.
Natomiast kadra naukowa NEIU i studenci uważają, że brak decyzji finansowych w Springfield stopniowo, ale konsekwentnie zabija oświatę. Dlatego urządzili na kampusie uroczystość żałobną połączoną z wykładami wyjaśniającymi przyczyny braku funduszy na edukację. Uczestnicy protestu nie mogą pogodzić się z faktem, że władze stanu patrzą obojętnie na dramatyczną sytuację uniwersytetów Chicago State i Northeastern, które są placówkami kształcącymi młodzież o niskich dochodach, osoby ciężko pracujące zarobkowo, imigrantów oraz mniejszości rasowe i etniczne.
Bierność gubernatora i ustawodawców jest źródłem powstawania teorii spiskowych. Zdaniem jednego z asystentów akademickich, to może być umyślna szkodliwa polityka oświatowa stanu. − Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji i nie wiadomo jak długo jeszcze ona potrwa. Może coś się za tym kryje? Czy jest w tym jakaś ukryta agenda? Chcą uśmiercić edukację?
Alicja Otap
a. [email protected]