Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 28 listopada 2024 04:52
Reklama KD Market

Od pomysłu do milionów

Od pomysłu do milionów
Henryk Król, polonijny wynalazca i jego kontraktorski pas dla malarzy
fot.arch. rodzinne
/a> Henryk Król, polonijny wynalazca i jego kontraktorski pas dla malarzy
fot.arch. pryw.



Istnieje obiegowe przekonanie, że w Ameryce – kraju dużych możliwości – można dorobić się przysłowiowego miliona nawet na najbardziej prostym wynalazku. Tyle że jak wynika z doświadczenia Henryka Króla, nic takiego jak prosty wynalazek nie istnieje. Jest kilka powodów, dla których droga od pomysłu do milionów w praktyce nie wygląda wcale tak różowo. O czym z kolei przekonał się Tom Pasiński. Oto opowieść o dwóch polonijnych wynalazcach.


Wiedza, pomysłowość i nisza to początek

Swoją przygodę z wielkim biznesem zaczął od potrzeby, która – jak mówi przysłowie – jest matką wynalazków. Pracując „godzinami przy odcinaniu sufitów i ścian, z puszką farby w ręku”, zastanawiał się z niemałą ironią nad wytycznymi urzędu regulującego przepisy bezpieczeństwa pracy – OSHA (Occupational Safety and Health Administration), który nakazuje pracownikom utrzymanie trzypunktowego kontaktu podczas pracy na drabinie. Kto malował ten wie, że jest to niemożliwe. Poza względami bezpieczeństwa malujący duże powierzchnie „dobrze wiedzą, ile czasu zabiera to całe lawirowanie między drabiną a powierzchnią malowaną, schodzenie i wchodzenie z puszką farby i innymi akcesoriami w rękach”. Poszukując w sklepach dla branży budowlanej odpowiedniego rozwiązania mającego usprawnić codzienną pracę malarza, nasz bohater odkrył niszę. Po powrocie do domu stworzył swój pierwszy prototyp King’s Harness – szelek dla malarzy, które umożliwiają bezpieczną, szybszą i łatwiejszą pracę. Tak oto powstał produkt, którego używanie podczas malowania pomieszczeń na drabinie to jedyny sposób na spełnienie wymogów OSHA. Dumny ze swojego pomysłu i poparcia, jakiego udzieliło mu grono kolegów po fachu z powodzeniem używających do pracy uszytych na domowej maszynie prototypów, wynalazca złożył wniosek o przyznanie patentu. Jest to kluczowy moment, często niestety także ostatni w przypadku osób nieposiadających dostatecznego doświadczenia w biznesie. Ponieważ równie ważne jak sam pomysł są wiedza i umiejętności wprowadzenia go na rynek. Niestety bez profesjonalnych porad z zakresu prawa, logistyki, marketingu i PR-u, a przede wszystkim żmudnego analizowania każdego szczegółu kolejnych etapów współpracy ze specjalistami, trudno liczyć na sukces.


Pieniądze robią pieniądze, czyli bez funduszy nie ma marzeń…

W ostatnich latach rekordy oglądalności bije amerykański program telewizyjny nadawany przez stację ABC o wymownym tytule „Shark Tank”, czyli akwarium z rekinami. Rekiny biznesu przesłuchują w nim wynalazców przekonanych o unikatowości swoich pomysłów. Gra jest warta świeczki, którą w tym wypadku może być intratna propozycja współpracy, o wartości dochodzącej nawet do kilku milionów dolarów. Znawcy tematu do dziś nie mogą zapomnieć odcinka, dzięki któremu jeden z uczestników w ciągu jednej nocy zarobił kilka milionów dolarów na gąbce do czyszczenia o nazwie „Scrub daddy”. Sukces przyciąga tłumy, wiedzą o tym producenci i osoby uczestniczące w przesłuchaniach do programu, w gronie których znalazł się twórca King’s Harness. Już na etapie eliminacji szybko przeszedł przeszkolenie z zakresu ostrej konkurencji wolnego rynku.


Od początku był też przygotowany na wydatki. Nawet na początkowym etapie jakim jest patent trzeba liczyć się ze sporymi nakładami finansowymi. Koszt patentu to w sumie 5 tysięcy dolarów i trzeba na niego czekać około dwóch lat, przy czym nie ma pewności, że ktoś już wcześniej czegoś podobnego nie wymyślił. Jak twierdzą producenci „Shark Tank”, przynajmniej 90 procent osób startujących do programu prezentuje rzeczy identyczne lub podobne do tych, które już można znaleźć w sklepach. Firma Google co prawda uruchomiła stronę z wyszukiwarką, dzięki której można zapoznać się z zasobami amerykańskiego urzędu patentowego (www.google.com/patents). Konia z rzędem jednak temu, kto znajdzie czas i siły na dokładną analizę tej skądinąd niezwykle ciekawej historii amerykańskiej myśli technicznej.


Zaraźliwy entuzjazm i kreatywność z nowoczesnością

Henryk Król od ponad roku dzieli czas pomiędzy pracę zarobkową i realizację swojego projektu. Chcąc udźwignąć ciężar wyzwania, na które się zdecydował, zainwestował swoje oszczędności i ciągle się uczy. Dziś już wie, że bez znajomości narzędzi internetowych takich jak strony wspierające finansowo startupy (Kickstarter), nawiązywania kontaktów branżowych, np. poprzez uczestnictwo w targach dla profesjonalistów, i kontaktu z mediami, w dzisiejszych czasach o milionie z wynalazku nie ma co marzyć. Niezwykle ważne jest także poparcie kręgu zawodowego – w jego przypadku jest to Polsko-Amerykańskie Zrzeszenie Budowlańców PACBA (Polish American Construction and Builders Association), do której należy. Jak powtarza, z szerokim uśmiechem, „każdy dzień jest dobry, żeby powiedzieć kolejnym osobom o King’s Harness”. Zwłaszcza, że już wkrótce produkt ten trafi do sprzedaży.




/a> Tom Pasiński ze swoim wynalazkiem fot. arch. pryw.


To jest moja Mona Lisa, czyli jak ułatwić życie malarza

Do drugiego z naszych bohaterów, Toma Pasińskiego, pewnego dnia nadszedł upragniony list: „Składamy serdeczne gratulacje. Został Pan półfinalistą Konkursu Poszukiwania Wynalazków Firmy Hammacher Schlemmer na rok 2001. Pański wynalazek został wybrany jako jeden z półfinalistów naszego dorocznego konkursu. Wybór finalistów odbędzie się na początku września br. w Nowym Jorku. Wynalazek proszę przesłać pod adres...”


Któż nie chciałby otrzymać podobnej korespondencji. Zwłaszcza gdy nadchodzi po wielu latach wytężonej pracy i intensywnego myślenia.


Pozornie chodzi o drobiazg...

Przed laty Tom Pasiński, który zajmuje się profesjonalnie malarstwem pokojowym, umieścił tradycyjną, prostokątną wanienkę z farbą na lazy susan, czyli obracanej tacy często służącej do ustawiania na stole pojemników z przyprawami. To drobne z pozoru usprawnienie znacznie ułatwiło mu pracę. Cieszył się swym odkryciem ponad rok, by dojść w końcu do przekonania, że po pewnych ulepszeniach będzie to produkt, który można by z powodzeniem sprzedawać na rynku.


Tom wymyślił przesuwalną, obrotową wanienkę na farbę, która zajęła bezapelacyjnie pierwsze miejsce we wspomnianym konkursie firmy Hammacher Schlemmer. Na rynku istniało już wprawdzie kilka rodzajów wanienek, ale tutaj sprawa rozbija się w właśnie o te dwa z pozoru nic nieznaczące przymiotniki: przesuwalna i obrotowa. Została nazwana PaintGlider („szybowiec z farbą”).


Krótko mówiąc, dzięki mojemu wynalazkowi czas malowania pomieszczenia skraca się przynajmniej o połowę. Nie wspomnę o tym, o ile mniej będzie nas bolał kręgosłup – mówi Pasiński.


Droga usłana popiołem...

Wręczenie nagród miało odbyć się w sklepie Hammacher Schlemmer na nowojorskim Manhattanie 11 września 2001 r. o godz. 11. Pasiński wraz z pozostałymi zwycięzcami znajdował się już w firmowej limuzynie, gdy kierowca poinformował ich, że w mieście dzieje się coś niedobrego. – Już po przyjeździe do stacji telewizyjnej CNN staliśmy się świadkami istnego piekła. Widzieliśmy na dużym ekranie, jak wali się pierwsza wieża WTC – wspomina. – Cały świat się zatrzymał. W końcu postanowiliśmy pójść piechotą do sklepu Hammacher Schlemmer, niosąc swoje wynalazki w rękach. Nasza droga była usłana popiołem, jak po wybuchu wulkanu – opowiada chicagowski wynalazca. Tego tragicznego dla Ameryki dnia nikt nie miał głowy na wynalazki.


Jednak 12 listopada 2001 r. zwycięzcy konkursu byli z powrotem w Nowym Jorku. Miało dojść do uroczystości. – Tymczasem rzeczniczka prasowa Hammacher Schlemmer Sabrina podeszła do mnie i powiedziała: „Tom, mam złe wiadomości. W dzielnicy Queens rozbił się samolot”. Mimo tego wszystko odbyło się zgodnie z planem i Tom oficjalnie został ogłoszony zwycięzcą w konkursie wynalazców.


Tymczasem realizacja tak dobrze zapowiadającego się pomysłu ucichła i to na kilkanaście lat. – Złożyło się na to kilka rzeczy, ale innowacyjność mojego produktu przez ten czas nie zmalała – zapewnia Tom. Dopiero w minionym roku powstała kolejna, znacznie lżejsza i nowocześniejsza wersja PaintGlidera, która została wdrożona do masowej produkcji. W styczniu tego roku, po prawie dwuletnich negocjacjach, znalazła się na półkach sieci sklepów HomeDepot.


Czy już zarobił miliony? Nie chce zdradzić.

Małgorzata Koryś

Andrzej Kazimierczak

[email protected]


 

 


2

2

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama