Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 5 października 2024 02:22
Reklama KD Market

Żyć, by pomagać; pomagać, by żyć

Żyć, by pomagać; pomagać, by żyć
11

Dwa razy w roku zostawiają w Chicago swoje domy, rodziny, zajęcia i jadą do Afryki. Nie na safari, nie po to, by wejść na Kilimandżaro czy opalać się na rajskich plażach. Wolontariusze z parafii św. Ferdynanda pomagają sierotom i niepełnosprawnym dzieciom z afrykańskich slumsów. Pomagając najuboższym, stają się bogatsi. O człowieczeństwo.

– Pomysł na pomaganie dzieciom w ubogich zakątkach świata przyszedł sam – mówi Marta Robak, jedna z wolontariuszek działających przy parafii św. Ferdynanda. – Siedem lat temu wyjechaliśmy na pierwszą wyprawę misyjną na Jamajkę. Było to dla mnie przeżycie smutne i wstrząsające, bo to niełatwe widzieć tyle biedy i ludzkiego nieszczęścia skupionych w jednym miejscu, szczególnie jeśli dotyka to dzieci. Wspólnie z parafią św. Ferdynanda postanowiliśmy pomóc.

Tak zaczęła się współpraca polonijnych wolontariuszy z zakonnikami z Missionairies of The Poor. Polacy skupieni wokół chicagowskiej parafii św. Ferdynanda zaczęli organizować koncerty, zbiórki i wysyłki darów: na Jamajkę, do Indii i do biednych rejonów Afryki. Wolontariusze jeżdżą do Afryki dwa razy do roku, niedawno wrócili z kolejnej misyjnej wyprawy. Podczas pobytu w Afryce Polacy, ale też Amerykanie i Filipińczycy z parafii św. Ferdynanda dzielą czas pomiędzy sierociniec Betlejem w Ugandzie, a szkołę Dobrego Pasterza w Kenii. Dzięki tej pomocy afrykańskie dzieci mogą liczyć na przybory szkolne, buty, ubrania i plecaki. A także, co w tamtym rejonie świata najważniejsze, na trzy pełnowartościowe posiłki dziennie. Dzieci przebywające w misjonarskich ośrodkach wymagają stałej opieki. Wiele z nich jest przykutych do łóżek, inne są w różnym stadium upośledzenia. Trzeba je karmić, myć, przebierać. A przede wszystkim kochać i z nimi być. Pozostałe dzieci to sieroty, które dzięki pomocy zakonników i wolontariuszy mogą chodzić do szkoły. Niektóre z nich kontynuuja naukę na wyższych studiach, wydostały się ze slumsów, z nędzy i beznadziei.

Polscy wolontariusze są przyjmowani w Afryce z wielką serdecznością. – Z mieszkańcami kenijskich czy ugandyjskich slumsów połączyła nas niezwykła więź. My, Polacy mamy w sobie otwartość, nie budujemy wokół siebie barier, ludzie czują się w naszym otoczeniu bezpiecznie – mówi Marta Robak. Wolontariuszka twierdzi, że sterotyp o czarnej, prymitywnej Afryce, jest niesprawiedliwy. W Ugandzie i Kenii żyją ludzie wrażliwi, wyciszeni i niezwykle gościnni. – Misja braci oddalona jest od ośrodka i szkoły, droga prowadzi przez środek slumsów. Na początku jeździliśmy samochodem, ale teraz chętniej idziemy przez slumsy na piechotę. Ani razu nie spotkało nas nawet najmniejsze niebezpieczeństwo. Ludzie machają do nas, pozdrawiają i witają.

Działalność misyjna, to przede wszystkim, ciężka praca, od rana do wieczora. Pielęgnacja dzieci, sprzątanie, gotowanie. Marta Robak podkreśla, że działania wolontariuszy, choć potrzebne, stanowią ułamek zaangażowania zakonników, którzy dziełu pomocy oddają całe życie. – Nasza grupa zawsze wprowadza ciepło i radość. Staramy się wesprzeć braci na wiele sposobów, choćby poprzez ugotowanie pierogów czy gołąbków – śmieje się Marta.

– Pomaganie to przygoda i powołanie, dziś nie potrafię wyobrazić sobie życia bez jeżdżenia na misje. Wszystko co robimy, robimy nieodpłatnie; podróż do Afryki opłacamy z własnych pieniędzy – dodaje wolontariuszka.

Pomaganie zawsze działa w dwie strony, niosący pomoc pomagają też sobie. – Praca na misji to dar, który zmienia nastawienie do świata i ludzi, daje spokój. Z Afryki zawsze wracam zmęczona, ale wyciszona i zadowolona – mówi Marta Robak.

Działalność polonijnych wolontariuszy przeczy popularnej tezie, że świata nie można zmieniać na lepsze. Grupa z parafii św. Ferdynanda jest żywym i aktywnym dowodem, że takie podejście to wymówka i mit. Pomaganie zmienia świat, a przecież pomagać można wszędzie: – Niekoniecznie trzeba być misjonarzem i jechać na drugi koniec świata. Liczy się chęć i zaangażowanie. Kto chce podzielić się sobą z innymi, zawsze znajdzie na to sposób. Pomaganie zmienia świat i zmienia ludzi. Na pewno zmieniło mnie – dodaje Marta Robak.

Grzegorz Dziedzic

[email protected]


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama