Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 27 listopada 2024 22:39
Reklama KD Market

Konsul Kapuścińska: żegnam się z poczuciem niedosytu

Konsul Kapuścińska: żegnam się z poczuciem niedosytu
/a> Konsul Generalna RP Paulina Kapuścińska fot.Piotr Serocki


„Takich przyjaciół, jakich zyskałam tutaj, takich wspaniałych i takich licznych, nie mam w Polsce. Praca w Chicago zostanie w moim sercu” – mówi w rozmowie z nami kończąca swoją dyplomatyczna misję w Chicago konsul Paulina Kapuścińska, która funkcję Konsula Generalnego RP pełniła od jesieni 2012 roku. Pięcioletnia zazwyczaj kadencja została w jej przypadku skrócona.

Małgorzata Błaszczuk: Jest Pani rozczarowana odwołaniem?

Konsul Paulina Kapuścińska: Nie. Ten rok jest to tak zwany rok rotacyjny, w związku z tym szykowaliśmy się na powrót. Zwykle ta rotacja wypada wiosną, latem, ale to nie jest żadne zaskoczenie, że w tym roku wyjeżdżamy.

Dotychczas jednak ta kadencyjność wynosiła 4–5 lat…

– W przypadku konsulów generalnych nie ma wyznaczonego terminu. Minister powołuje, minister odwołuje. Jestem urzędnikiem służby cywilnej i całkowicie się podporządkowuję decyzjom moich przełożonych. Zawsze podkreślałam, że nie jestem w żaden sposób politycznie afiliowana, chociaż podkreślam konsekwentnie swój rodowód rodzinny. Byłam za mała, żeby należeć do Solidarności, ale byłam bardzo świadoma zaangażowania moich rodziców, którzy zawsze byli bezpartyjni i aktywnie działali w Solidarności, co spowodowało, że 13 grudnia 1981 r. zostali zwolnieni z pracy. To był czarny okres w ich życiu zawodowym i naszym rodzinnym. Doskonale to pamiętam, ale dzięki temu zachowali wolność i per saldo tacy ludzie jak oni doprowadzili do tego, że mamy wolną Polskę, a ja mogłam w tej wolnej Polsce podjąć się zaszczytnego wyzwania pracy w administracji. To była w pełni świadoma decyzja podjęta pod koniec lat 90., kiedy zaczęłam pracować w kancelarii premiera Jerzego Buzka. Wtedy pozdawałam egzaminy i zostałam mianowana urzędnikiem służby cywilnej. Chciałam i chcę pracować dla państwa polskiego, jak najlepiej wykorzystując mój czas, moją energię, moją edukację…

Niektóre media polonijne wiążą Pani odwołanie z Pani mężem, Eriuszem Rybackim, którego nazwisko pojawia się na IPN-owskiej liście osób, które złożyły „pozytywne” oświadczenie lustracyjne.

– Nie chcę tego komentować. Chcę natomiast powiedzieć, że po pierwsze mam nadzieję, że czasy zbiorowej odpowiedzialności skończyły się razem z okresem stalinowskim. Mój mąż nie był ubekiem. Nie był tajnym współpracownikiem (TW) ani pracownikiem Służby Bezpieczeństwa MSW. Proszę zwrócić uwagę, że ustawa (lustracyjna – przyp. red.) zawiera aż 14 podmiotów, które determinowały, że osoba powinna złożyć takie oświadczenie. Złożenie „pozytywnego” oświadczenia lustracyjnego nie jest przestępstwem. Mój mąż niezwykle solidnie pracował całe życie dla państwa polskiego i krótko mówiąc, jest bardzo uznanym konsularnikiem. To zresztą widać po owocach jego pracy w urzędzie w Chicago, gdzie prowadził sprawy obywatelskie i bardzo je uporządkował. Skrócił się znacząco czas ich załatwiania. Być może termin odwołania jest przez Państwa interpretowany politycznie, ale ja politykiem nie jestem. Zawsze moim i mojego męża probierzem była i jest nasza praca.

Pożegnanie z placówką sprzyja podsumowaniom. Czy jest wydarzenie, które na przestrzeni minionych trzech lat szczególnie utkwiło Pani w pamięci?

– Wiedziałam, że przyjeżdżam do środowiska, które jest bardzo bogate, ma legendę, długą tradycję, środowiska polonijnego Chicago i szeroko rozumianego Midwestu i miałam ogromny szacunek wobec tego środowiska. Zbliżenie się do niego i możliwość współpracy pozwoliły mi na poznanie fenomenalnych ludzi i nadzwyczajnych organizacji. Cały czas jestem pod ogromnym wrażeniem Państwa aktywności, działalności, niezłomności, chęci promocji Polski, polskiej kultury, bogactwa mediów, które były fantastycznym partnerem do przekazywania moich projektów szerokiej rzeszy odbiorców.

Taki obraz Polonii, która odznacza się nadzwyczajną różnorodnością i działaczy, i organizacji, i instytucji starałam się bardzo aktywnie promować w Polsce, bo to mało znany aspekt. Starałam się go promować zarówno wśród decydentów, jak i wśród szerokiej opinii publicznej. Natomiast to, co chciałam zaszczepić tutaj, to była chęć wspólnego działania.

Pozostanie w moim sercu i w mojej pamięci ogromna rzesza ludzi o różnej proweniencji, o różnych poglądach, czy to politycznych, czy obyczajowych. Wszyscy solidnie pracujący w obszarze swoich zawodów, na rzecz Polonii i na rzecz Polski.

To jest naprawdę nadzwyczajne, kiedy się spotyka osoby, które są w drugim czy trzecim pokoleniu Amerykanami polskiego podchodzenia i mówią pięknie po polsku; pojawiają się łzy wzruszenia. Zawsze byłam za to wdzięczna. Poza tym było to dla mnie dodatkową zachętą, że to moje oddanie i moja determinacja w promowaniu Polski ma sens, bo nie jestem sama.

Mówiąc o determinacji – obserwowałam Pani niezwykłą determinację w reagowaniu na każdą publikację zakłamującą historię Polski. Żaden konsul przed Panią nie może się pochwalić zarówno taką ich liczbą, jak i ich skutecznością.

– Wszystkie te interwencje były skuteczne. Za każdym razem redakcje, dziennikarze prostowali te publikacje i robili to natychmiast. Było to zresztą dla mnie rzeczą oczywistą. Jest to obowiązek przedstawiciela polskiej administracji, Polaka. Poprawność tych sformułowań bardzo mocno lansowałam jako dyrektor biura prasowego w MSZ-cie w Warszawie. Proszę zwrócić uwagę, że wciągałam w to zarówno media, jak i całą społeczność polonijną. Wprowadziłam ten zwyczaj i mam nadzieję, że będzie on kontynuowany. Każdy ze swoich listów czyniłam publicznym, czyli jego kopię w tym samym czasie rozsyłałam newsletterem (wprowadziłam zresztą tę formułę newsletterów, rozbudowałam bazę adresatów do paru tysięcy), zamieszczałam na Facebooku i Twitterze. Redakcje muszą być świadome, że nie reaguje tylko urzędnik, ale że reprezentuje on ogromną siłę, a Polonia chicagowska taką siłę ma. Zawsze zachęcałam, by każdy – bez względu, czy jest prezesem organizacji, czy przeciętnym Kowalskim – wysyłał e-mail, czy tweet do danej redakcji, mówiąc „zrobiliście błąd, tak nie wolno robić”. To praktyka stosowana przez inne społeczności i chciałabym, żebyście to Państwo utrzymali. A przede wszystkim chciałabym, żeby takie publikacje po prostu się nie pojawiały. Więc pozwólcie Państwo, że powtórzę, ten zwrot powinien brzmieć: „niemieckie, nazistowskie obozy śmierci, czy obozy koncentracyjne na terenie okupowanej Polski podczas II wojny światowej”.

Kiedy rozmawiałyśmy na początku Pani kadencji – zapowiadała Pani prowadzenie konsekwentnej polityki historycznej. Jest Pani zadowolona z tego, co się udało osiągnąć?

– To rzeczywiście była zamierzona praca. Projekt, z którego jestem niezwykle szczęśliwa, że się udał, to wystawa o polskich Sprawiedliwych, prezentująca całość fenomenu Polaków, którzy ratowali Żydów w czasie II wojny światowej. Wystawa została merytorycznie przygotowana przez Muzeum Historii Żydów w Polsce, a zasponsorowana przez ministerstwo. To był mój pomysł i moja inicjatywa. Wprowadzanie tego przekazu do budynków miejskich i stanowych, uniwersytetów, gdzie setki przechodniów, Amerykanów nauczy się, przeczyta, pozna – to daje ogromny efekt edukacyjny i tak naprawdę tanim sumptem, oczywiście poza nakładem pracy, który trzeba w to włożyć. Ale po to tu jesteśmy. Mam nadzieję, że będzie to kontynuowane.

To sukces, a porażki?

– Powinnam mieć taką odpowiedź gotową, a ja jej nie mam… Mam za to ogromne poczucie niedosytu i ono zawsze będzie mi towarzyszyć. Chciałabym więcej. Przez pewien czas byłam wyłączona z bieżącej pracy, chociaż pozostawałam na bieżąco z pracą konsulatu, a nawet w czasie urlopu zorganizowałam uroczystość celebrującą 25-lecie wejścia do NATO, upadku komunizmu i 10-lecie wejścia do Unii, ale zawsze chciałoby się jeszcze więcej.

Mój mąż nie był ubekiem. Nie był tajnym współpracownikiem (TW) ani pracownikiem Służby Bezpieczeństwa MSW"



Miniony rok był rokiem wyborczym. Dla urzędu konsularnego jest to zawsze wielkie wyzwanie. Wyszliście obronną ręką?

– To prawda. Na wiosnę dwie tury wyborów prezydenckich, później ad hoc – referendum, którego nikt wcześniej nie brał przecież pod uwagę i najważniejsze, jesienne wybory parlamentarne. Dla mnie bardzo ważnym zadaniem z jednej strony było przygotowanie ich w sposób satysfakcjonujący dla środowiska polonijnego, z drugiej w taki sposób, żebyśmy je byli w stanie obsłużyć. Mój mąż, konsul Rybacki, zaproponował taką formułę, dzięki której mogliśmy powołać największą liczbę komisji wyborczych; w tych wyborach wzięła udział największa liczba głosujących. Według tego projektu konsula Rybackiego zorganizowałam szkolenia, ludzie, którzy przejęli na siebie ciężar pracy w komisjach, fantastycznie sobie z tym poradzili. Ale to nie było ani pewne, ani łatwe. Fakt, że to się odbyło tak sprawnie i na taką skalę, jest ogromnym sukcesem i moim, i chicagowskiej Polonii, która pomogła w realizacji tych projektów.

Z Chicago jest i będzie Pani związana chociażby za sprawą Piotrusia, który się tutaj urodził.

– To jest nadzwyczajne i wielkie nasze szczęście – synek, który się nam tutaj urodził. I tutaj wyjaśniam, bo często jesteśmy o to pytani – on nie jest obywatelem amerykańskim, bo nasz statut dyplomatów automatycznie wyłącza taką możliwość. Ale Piotruś nie jest jedynym dzieckiem, które w czasie mojej kadencji urodziło się pracownikom konsulatu. I z tego bardzo się cieszę. Zawsze miałam dobrą rękę do dzieciaków. Życzę wszystkim mamom, które w tym roku będą miały szczęście na rozwiązanie – trzymajcie się, ciężka praca przed wami, ale tyle radości i satysfakcji, że to wszystko jest warte.

W czasie trzech lat wyłoniła się jednolita definicja chicagowskiej Polonii?

– Jest bardzo aktywna, bardzo wrażliwa na aktualną sytuację polityczną w Polsce, bardzo reaktywna, z ogromnym potencjałem. Mam wrażenie, że dotychczas sami siebie trochę Państwo nie docenialiście, a macie w sobie wielką siłę i możecie bardzo dużo.

Takich przyjaciół, jakich zyskałam tutaj, takich wspaniałych i takich licznych, nie mam w Polsce. Praca w Chicago zostanie w moim sercu, bo była nadzwyczajnym doświadczeniem zawodowym, bardzo dużo się tutaj nauczyłam, a sam urząd w mojej opinii jest najpiękniejszym urzędem konsularnym, jaki Polska posiada. Ile mogłam, tyle starałam się dodać mu uroku i blichtru.

Ale nie cała Polonia oddaje podobne uczucia względem Pani. Mieli Pani za złe organizatorzy niedzielnych demonstracji, że nikt z konsulatu nigdy do nich nie wyszedł.

– W niedzielę urząd jest zamknięty. Ale niezależnie od tego, nigdy nie spotkałam się z prośbą, zaproszeniem a priori. Wszystkie petycje, które były do nas kierowane, zawsze przekazywałam do adresatów; nigdy nie było zlekceważenia z naszej strony. Trudno liczyć na to, organizując niedzielne demonstracje, jeśli urząd jest zamknięty, że będzie otwarty. Nie mówiąc już o tym, że każdy z nas, konsulów, w weekendy pracuje poza urzędem. Tak dużo wydarzeń odbywa się w środowisku polonijnym, że za zwyczaj bywamy w weekendy gdzieś w terenie.

Gdzie się Pani sytuuje zawodowo w najbliższej przyszłości?

– To trudne pytanie. W Chicago zamykam wspaniały okres zawodowy i prywatny. Mówiłam na początku mojej pracy tutaj w rozmowie z panią redaktor, że lubię i rozumiem Stany Zjednoczone, lubię i szanuję Polonię, i to moje przekonanie tylko się pogłębiło. Wynoszę ogromny bagaż wiedzy i doświadczenia, i mam nadzieję, że będę mogła je wykorzystać z pożytkiem dla Polski.

Dziękuję za rozmowę.

Małgorzata Błaszczuk

/a> Paulina Kapuścińska fot.Piotr Serocki


Paulina Kapuścińska urodziła się w Warszawie. Studia magisterskie ukończyła na Uniwersytecie Warszawskim w roku 1997 na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych. Drugi dyplom uzyskała na Podyplomowych Studiach Bezpieczeństwa Narodowego w roku 1999, organizowanych przez Wydział Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz Ambasadę USA w Warszawie. Trzeci kierunek ukończyła w Krajowej Szkole Administracji Publicznej oraz francuskiej Ecole Nationale d’Administration, otrzymując w roku 2003 dyplom Studiów Integracji Europejskiej.

Pracę zawodową rozpoczęła jako dziennikarz, zaś do administracji publicznej wstąpiła w maju 1999 r., podejmując pracę w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów jako asystent Rzecznika Prasowego Rządu, a potem w Zespole Doradców PRM, gdzie zajmowała się obsługą medialną premiera.

W 2001 r. odbyła konieczne szkolenia oraz zdała egzaminy i została mianowana urzędnikiem służby cywilnej.

W 2002 roku rozpoczęła pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Departamencie Unii Europejskiej i Obsługi Negocjacji Akcesyjnych. Była odpowiedzialna za obsługę prasową Głównego Negocjatora RP z Unią Europejską.

W latach 2004 – 2007 piastowała stanowisko konsula ds. kultury, prasy, edukacji i Polonii w Konsulacie Generalnym RP w Los Angeles.

Decyzją Ministra Spraw Zagranicznych RP Anny Fotygi w dniu 15 września 2007 r. została mianowana na stanowisko Konsula Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Los Angeles.

Po powrocie do Warszawy, w styczniu 2010 r., podjęła pracę w Departamencie Współpracy z Polonią.

W styczniu 2011 r., po postępowaniu konkursowym, objęła stanowisko dyrektora Biura Rzecznika Prasowego MSZ.

Decyzją Ministra Spraw Zagranicznych RP Radosława Sikorskiego w dniu 1 września 2012 roku została mianowana na stanowisko Konsula Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Chicago w stopniu radcy-ministra.

Od 1 lutego placówką pokieruje konsul Robert Rusicki. Na razie nie wiadomo kto zastąpi Paulinę Kapuścińską na stanowisku konsula generalnego.

 

 

3 2

3 2

1 5

1 5

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama