Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 7 października 2024 00:17
Reklama KD Market

Rajd Dakar - Adam Małysz: takiego piekła nie życzę nikomu



"Takiego piekła nie życzę nikomu" - powiedział Adam Małysz po dotarciu do opustoszałej mety siódmego etapu Rajdu Dakar w argentyńskiej Salcie. Z powodu awarii samochodu pokonanie odcinka zajęło mu kilkanaście godzin więcej niż najszybszym kierowcom.

Niedziela jest dniem przerwy, a biwak z powodu ulewy jest w "strzępach". Nie dojechały jeszcze wszystkie pojazdy assistance i nie ma ostatecznej decyzji w sprawie polsko-francuskiej załogi (pilotem jest Xavier Panseri). W sobotę Małysz wystartował na trasę o godzinie 10.27 miejscowego czasu, a na metę dotarł dopiero nad ranem. A zaczął świetnie. Na drugim punkcie pomiaru czasu był najszybszym z polskiej ekipy, do lidera tracił mniej niż pięć minut. Niestety, później jego Mini All4 Racing stanęło.

- Nie znamy przyczyny awarii. Skrzynia jest cała, biegi wchodzą, ale auto nie jechało. Nie ma sprzęgła, które nie jest spalone, a prawdopodobnie się rozpadło. Nie poddaliśmy się, chociaż mogliśmy rzucić zabawki w cholerę i wrócić do domu. Zobaczymy, jakie dostaniemy kary i czy w ogóle organizatorzy pozwolą nam dalej jechać. Kiedy dotarliśmy na metę, nikogo już na niej nie było. Ale mamy ślad zapisany w GPS-ie, więc będziemy chcieli nadal walczyć - powiedział Małysz.

Jak podkreślił, "to było prawdziwe piekło Dakaru. By dotrzeć na metę, pokonaliśmy prawie 800 kilometrów na holu za ciężarówką serwisową, z przeżyciami, jakich nie życzę nikomu. Zatrzymywaliśmy się co kawałek i reperowaliśmy przód auta, bo urywał się zaczep. W górach dwa razy prawie straciłem przytomność. Uratował mnie tlen z jakiejś zabłąkanej karetki. Odcinek przejechaliśmy po ciemku, w odległości dwóch metrów za ciężarówką, cały czas się pilnując. Mimo że hol był sztywny, to non stop go wyrywało. Może i dobrze, że po tych półkach skalnych jechaliśmy po ciemku, bo gdyby było jasno, to nie wiem, czy bym nie wysiadł ze strachu".

Medalista olimpijski i mistrzostw świata w skokach narciarskich przyznał, że jest bardzo zmęczony, rozczarowany i zły.

- Nie ukrywam, że jestem mocno zawiedziony tym, iż awarii nie udało się naprawić na miejscu. Byłem przekonany, że jesteśmy z Xavierem w najlepszym zespole na świecie. Kiedy niedawno defekt skrzyni biegów mieli Marek Dąbrowski z Jackiem Czachorem, mechanicy skutecznie pomogli im na trasie. Tymczasem ciężarówka serwisowa X-Raidu nie miała nawet części zapasowych do naszego Mini i musieliśmy zaliczyć te kilkaset kilometrów kaskaderskiej jazdy. Mam nadzieję, że przynajmniej nie na darmo i w poniedziałek znów ruszymy na trasę - dodał Małysz.

Pomocną dłoń do "Orła z Wisły" i jego pilota na polach piasku fesh-fesh wyciągnęła litewsko-polska załoga Benediktas Vanagas i Sebastian Rozwadowski.

- W pierwszej części odcinka w Boliwii zobaczyliśmy auto Adama, który wypadł z drogi i ugrzązł w piasku. Sebastian już miał przygotowaną linę i bez wahania zatrzymaliśmy się, żeby kolegom pomóc. Zjechaliśmy z drogi i... sami utknęliśmy w piasku. Zanim się wydostaliśmy, straciliśmy około sześciu minut. Szkoda, że próba była nieskuteczna – powiedział Vanagas.

- Zahamowaliśmy, zjechaliśmy z drogi i ustawiliśmy naszego Black Hawka tak, aby można było Adama wyciągnąć. Niestety, sami się zakopaliśmy. Do tej pory nie wiem, jak wydostał się z tej pułapki - dodał Rozwadowski.

Motocyklista Jakub Piątek nie ukrywa, że po wahaniach pogody i nieoczekiwanej kąpieli w rzece na sobotnim etapie jest solidnie przemarznięty.

- Cały dzień spędziłem w deszczu, mrozie, a nawet śniegu. Dlatego w niedzielę grzeję się pod kołdrą i odpoczywam. Regeneruję się przed drugim tygodniem Dakaru. W sobotę, kiedy zaczęło mocniej padać, wszedłem w rzekę z motocyklem, żeby przepchać go na drugą stronę. Woda przewróciła mnie razem z nim i porwała go ze sobą. Motocykl przepłynął jakieś dwadzieścia metrów, zahaczył o coś i zatrzymał się. Nie zdążył spaść do wodospadu, który był kawałek dalej. Miałem szczęście w nieszczęściu. Zawodnik przede mną przejechał bezproblemowo, a ja startowałem dwie minuty po nim i już się nie dało - wspomniał Piątek.

W poniedziałek ósmy etap z Salty do Belen długości 766 km (OS 393 km) będzie dla uczestników rajdu przywitaniem z wydmami.

(PAP)

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama