MŚ piłkarek ręcznych - Norweżki po raz trzeci ze złotym medalem. Polki na czwartym miejscu
- 12/21/2015 03:55 AM
Norweskie piłkarki ręczne pokonały w duńskim Herning Holenderki 31:23 (20:9) w finale mistrzostw świata. Drużyna ze Skandynawii po raz trzeci w historii wywalczyła tytuł. Czwarte miejsce zajęły Polki, które w meczu o brąz przegrały z Rumunkami 22:31 (8:15).
Pierwsze minuty finału nie zwiastowały, że przewaga Norweżek będzie aż tak wyraźna. W bramce Holenderek dobrze spisywała się bowiem Tess Wester. Kontrataki, których skutecznością ekipa "Pomarańczowych" imponowała w piątkowym półfinale z Polkami, przynosiły efekt jednak tylko na początku.
Norweżki jednak szybko się rozkręcały i całkowicie zdominowały rywalki. Bardzo trudną do przejścia zaporą dla Holenderek okazała się golkiperka Kari Aalvik Grimsbo. W końcówce skandynawska ekipa nieco spuściła z tonu, ale kontrolowała przebieg wydarzeń i pewnie zwyciężyła.
Wcześniej Norweżki triumfowały w MŚ w 1999 i 2011 roku. Po trzy razy stanęły też na każdym z pozostałych stopni podium. Potwierdziły dominację na międzynarodowej arenie - złoty medal wywalczyły także podczas igrzysk olimpijskich w Londynie oraz w ostatniej edycji mistrzostw Europy.
Biało-czerwone po porażce z Rumunią powtórzyły osiągnięcie z poprzedniej edycji mistrzostw globu. Dwa lata temu w Serbii w meczu brąz lepsze od nich okazały się Dunki.
Obie drużyny swoją obecnością w czołowej czwórce sprawiły sporą niespodziankę, zwłaszcza że podczas rywalizacji w grupie spisywały się dość słabo. Polki w pierwszej połowie niedzielnego pojedynku nawiązały do swojej postawy z początku MŚ i w tym okresie gry straciły praktycznie szanse na medal.
Spotkanie rozpoczęło się od trafienia największej gwiazdy w ekipie rywalek, jednej z najlepszych rozgrywających świata Cristiny Neagu. Jak się potem okazało, była ona główną bohaterką meczu, raz po raz umieszczając precyzyjnymi rzutami piłkę w polskiej bramce.
Rumunki na początku popełniły kilka technicznych błędów, za to Polki nie wykorzystały stuprocentowych sytuacji, m.in. sam na sam Kinga Achruk.
Przeciwniczki szybciej opanowały nerwy i już w szóstej minucie, przy stanie 1:4, trener biało-czerwonych Kim Rasmussen poprosił o czas.
Zgodnie z przewidywaniami rumuńska defensywa grała twardo i nie pozwalała na wyrobienie dogodnej pozycji do rzutu. W dodatku Karolina Kudłacz-Gloc nie wykorzystała karnego i na drugie trafienie Polek trzeba było czekać aż do 10. minuty (2:5).
Rywalki powiększały przewagę i gdy wygrywały w 17. min 10:4 Rasmussen ponownie zaordynował minutę na przekazanie uwag drużynie, która nie mogła znaleźć luki w szczelnej obronie. A nawet jak znalazła, to nie korzystała z takich okazji, jak rzut karny (tym razem Achruk i Monika Stachowska).
Dlatego Rumunkom udawało się utrzymywać sześciobramkową przewagę, a gdy w końcówce pierwszej połowy miały dwie zawodniczki na dwuminutowych karach to po raz kolejny dała znać o sobie Neagu, która rzutem z drugiej linii w samo okienko ustaliła rezultat do przerwy na 15:8. Był to jej siódmy gol tego dnia.
Po przerwie biało-czerwone nie rezygnowały z poprawienia rezultatu. Zbliżyły się na pięć bramek, ale to wszystko, na co w niedzielę było je stać. Kolejnego karnego nie strzeliła Hanna Sądej, koleżanki obijały słupki i poprzeczkę, a Rumunia uciekała coraz bardziej, prowadząc w 43. min 23:14.
Gdy przewaga urosła do 10 goli (25:15), a do końca pozostało niewiele ponad 10 minut trudno było uwierzyć w cud. Do ostatniego gwizdka sędzi nic się już nie zmieniło – rumuńska bramka była jak zaczarowana i to rywalki mogły cieszyć się z brązowego medalu.
(PAP)
Reklama