Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 6 października 2024 16:26
Reklama KD Market

Przeżył wybuch w Hiroszimie w łonie matki, teraz edukuje





Kosei Mito urodził się pięć miesięcy po zrzuceniu przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę. 70 lat później we własnej minibibliotece w plenerze, w sercu miasta, odpowiada na pytania cudzoziemców, na które ci nie znajdują odpowiedzi w pobliskim muzeum.

Choć ma 69 lat, pan Mito wciąż mówi o sobie, że jest jednym z najmłodszych ocalałych z wybuchu. Gdy 6 sierpnia 1945 r. po raz pierwszy w dziejach świata bomba atomowa została użyta w celach bojowych, matka Mito była w czwartym miesiącu ciąży. Dlatego mężczyzna dziś nazywa siebie „ocalałym w łonie”.

„Moja ciężarna mama w dniu wybuchu przebywała na wsi, u przyjaciół. Trzy dni po eksplozji wróciła do miasta, gdzie wciąż utrzymywało się skażenie, by sprawdzić, co stało się z naszym domem, który stał w centrum od 300 lat. Nie wiedziała nic o promieniowaniu. To dlatego byłem chorowitym dzieckiem. Co roku przez miesiąc nie było mnie w szkole” – opowiada PAP Mito.

Gdy wybuchła bomba, jego ojciec przebywał kilka kilometrów od epicentrum i nie został napromieniowany. Był nauczycielem, po wybuchu przez dwa dni szukał zaginionych uczniów. „Dożył 93 lat. Nie chorował, ale miał traumę. Nigdy nie opowiadał nam o bombie" – dodaje.

Od dziewięciu lat, dzień w dzień, Mito rozstawia w Parku Pokoju w centrum Hiroszimy kilka stolików, na których rozkłada kolorowe segregatory i foldery wypełnione tekstami z pytaniami i odpowiedziami, zdjęciami i diagramami. Jest w nich też historia jego rodziców.

Siada na stołeczku przy ogrodzeniu otaczającym ruiny dawnego centrum wystawowego. Budynek zwany od charakterystycznego kształtu dachu Kopułą Bomby Atomowej, jest jedynym z najsłynniejszych symboli Hiroszimy. Codziennie fotografują go tłumy turystów spacerujących po parku. Zaprojektowany w 1914 roku przez czeskiego architekta Jana Letzla gmach jako jeden z niewielu ocalał po zrzuceniu bomby i prawie 20 lat temu został wpisany na listę dziedzictwa UNESCO.



To właśnie tu, nieopodal epicentrum wybuchu, w minibibliotece w plenerze Mito wraz z kilkoma współpracownikami opowiada cudzoziemcom i Japończykom o przyczynach tragedii, postawie swych rodaków podczas wojny, skażeniu radioaktywnym oraz traktowaniu ofiar wybuchu. Prowadzi też bloga blog.livedoor.jp/mitokosei i działa na rzecz likwidacji broni jądrowej.

„Po emeryturze zostałem przewodnikiem w Muzeum Pokoju. Ale czułem się sfrustrowany, bo jest tam za dużo polityki i odszedłem. Muzeum nie odpowiada na pytania, które nurtują obcokrajowców. Dlatego stworzyłem minimuzeum, tę bibliotekę w plenerze” – wyjaśnia.

„Większość obcokrajowców przyznaje, że z moich książek można się dowiedzieć o wiele więcej niż w oficjalnym muzeum” – chwali się i przekonuje, że jego minibibliotekę w ciągu dziewięciu lat odwiedziły już setki tysięcy ludzi. Niektórzy w ogóle nie trafiają do pobliskiego Muzeum Pokoju.

„Muzeum należy do miasta, miasto podlega rządowi, a japoński rząd popiera Stany Zjednoczone” - dodaje mężczyzna i narzeka na to, że Muzeum Pokoju jest zbyt poprawne politycznie. „Japończycy lubią samokontrolę. Muzeum też się kontroluje i dlatego jest tam tak mało informacji, które chcą poznać cudzoziemcy” - wyjaśnia.

Ten były nauczyciel skarży się, że japońscy uczniowie za mało wiedzą o wybuchu, bo system edukacji nie kładzie nacisku na współczesną historię kraju. ”Młodzi ludzie nie wiedzą, co działo się podczas wojny, jakich okrucieństw wobec innych Azjatów dopuszczała się japońska armia, co USA nam zrobiły zrzucając bombę” - uważa.

Wybudowany w latach 50. gmach Muzeum Pokoju przechodzi gruntowny remont. W dostępnych obecnie salach wiele miejsca poświęcono przedmiotom znalezionym po wybuchu. Można tu obejrzeć metalowe pudełko na lunch, skrawki dziecięcych ubrań czy zegarek, który zatrzymał się na godzinie 8.15. Niewiele tu jednak tła historycznego. Niektórzy zwiedzający skarżą się na niedosyt.

„Postanowiłem zostać samodzielnym przewodnikiem, by przekazać wam fakty. Zacząłem oprowadzać ludzi. Stopniowo do mojej grupy przyłączali się inni ocaleni lub ludzie z drugiego pokolenia. Teraz jest nas dziesięciu” – kontynuuje Mito, a jego kolega z organizacji wręcza turystom miniaturowe, papierowe żurawie, które w Hiroszimie są symbolem pokoju.

Udostępniane turystom przez Mito książki mają pięć wersji językowych. Najpierw, oprócz japońskiej, powstała angielska. „Wolontariusze z zagranicy przetłumaczyli tekst na kolejne języki” – opowiada 69-latek i dodaje, że obecnie powstaje wersja włoska i koreańska. A polska? Na razie nie ma takich planów, chociaż od początku istnienia swej biblioteki Mito rozmawiał już z prawie 400 Polakami.

Najczęściej obcokrajowcy pytają go, jak długo promieniowanie utrzymało się w terenie i o główny powód zrzucenia przez USA bomby na miasto. „Na trzecie pytanie trudno jest odpowiedzieć. Turyści chcą wiedzieć, jaki mamy stosunek do Amerykanów. Nie zauważają antyamerykańskich nastrojów w Japonii. Chcą wiedzieć, dlaczego Japończycy są tak hojni” – mówi.

Na tych, którzy przeżyli atak w Hiroszimie i Nagasaki w Japonii, mówi się hibakusha. Takie osoby dopiero niedawno zaczęły opowiadać o swoich przeżyciach z tego czasu, a media rozpisują się o dyskryminacji, jakiej padają ofiarami. Sam Mito i jego rodzina tego nie doświadczyli. Jedynym przejawem, o którym opowiada Japończyk, są przypadki, gdy ocaleni chcą wyjść za osoby, które nie są ofiarami wybuchu. „Spotyka się to z niezadowoleniem i oporem z powodu obaw o nasze zdrowie i skutki genetyczne” – mówi.

„Teraz nawet wnuki ocalałych są dyskryminowane, gdy chcą wyjść za osoby nienależące do tej grupy” – dodaje.

6 sierpnia 1945 roku USA zrzuciły na Hiroszimę bombę atomową, po raz pierwszy używając broni jądrowej. Bomba eksplodowała na wysokości około 600 metrów. Wybuch był równoważny z detonacją 16 tysięcy ton trotylu i towarzyszyło mu dodatkowo zabójcze promieniowanie jonizujące.

Trzy dni po ataku na Hiroszimę Amerykanie zrzucili drugą bombę atomową na Nagasaki. Większość zabudowy obu miast legła w gruzach. Według różnych japońskich szacunków sam wybuch i skutki promieniowania spowodowały do końca października 1945 roku zgon od 90 do 166 tysięcy mieszkańców Hiroszimy, przy czym około połowa tych osób zginęła 6 sierpnia. Tragiczne żniwo tych wydarzeń powiększa się z roku na rok na skutek choroby popromiennej.

Z Hiroszimy Julia Potocka (PAP)

kasei-mito2

kasei-mito2


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama