Goście niedzielnych „Zaduszek poetyckich”, które odbyły się w Art Gallery Kafe w ramach „Wieczorów z poezją” Elżbiety Kochanowskiej-Michalik, przeżyli nie tylko wzruszenia artystyczne. Obok reflesyjnej poezji, na deser, zaserwowano także sporą dawkę czarnego humoru. Okazało się bowiem, że o śmierci można pisać na wesoło.
Stosowny do okazji wieczorny klimat Święta Zmarłych osiągnięto przez skąpe oświetlenie i charakterystyczny zapach tlących się na stołach świec. Rozpoczynające wieczór fragmenty Mickiewiczowskich „Dziadów”: „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie…”, wprowadziły nastrój duchowego niepokoju i mrocznej tajemniczości. Wiersze czytała trójka aktorów: Elżbieta Kochanowska-Michalik, Julitta Mroczkowska, Bogdan Łańko. Na flecie subtelnie akompaniowała Joanna Turowska. Tło i dekorację stanowił obraz autorstwa Katarzyny Szczęśniewskiej. W skupieniu słuchano związanej ze śmiercią poezji - od „Trenów” Jana Kochanowskiego poprzez Słowackiego, Leśmiana, Baczyńskiego, Gałczyńskiego, Poświatowską, Staffa, by wymienić kilku najbardziej znanych autorów i tych mniej znanych: Ewelinę Zielińską, Stefanię Morawską, Marka Wieczorka. Całość spajała swoim komentarzem Elżbieta Kochanowska zapoznając publiczność z podejściem ludzi do tematu śmierci: „Przez całe tysiąclecia śmierć była otoczona zabobonną wręcz czcią i strachem. Nikt nigdy nie ośmielił się żartować z tej Białej Damy – Kostuchy. Dopiero w późnym średniowieczu zaczęto ją sobie trochę oswajać; człowiek wolał, by była mu bardziej swojska niż przerażała”.
Zaduszki poetyckie w pierwszej części były tym, czego można się było spodziewać. Doskonałym artystycznym przedstawieniem z lejtmotywem nieuchronności życia.
W części drugiej ponury i mroczny klimat prysł. Aktorom udała sie rzecz prawie niemożliwa. Pozostając w tematyce śmierci, zmusili publiczność do śmiechu. W zabawowo-kabaretowy nastrój wprowadził wiersz „Dziad i Baba” autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego. I tak już pozostało, miło lekko i przyjemnie. Nie mogło być inaczej, skoro pojawił się nawet utwór Macieja Zembatego, człowieka, który przełamał obyczajowe tabu związane ze śmiercią i pochówkiem, uwalniając je od obowiązkowej celebry i urzędowego smutku. Całość dopełniły przykłady żartobliwej twórczości nagrobkowej w tym i Aleksandra Fredry: Przechodniu nie płacz, żem martwy w tej dobie;/ Gdybym żył jeszcze, ty byś leżał w grobie. Czy coś bardziej swojskiego i wspólczesnego: Tu leży Polak z Chicago/ Wyjechał boso, a wrócił nago.
Tekst i zdjęcia: Artur Partyka
Reklama