O potrzebach współczesnej Polonii, celach i wyzwaniach, jakie stoją przed Związkiem Narodowym Polskim oraz niełatwym zadaniu zmiany wizerunku i przyciągnięcia do organizacji nowych członków – z rozpoczynającym trzecią kadencję prezesem ZNP Frankiem Spulą rozmawia Grzegorz Dziedzic.
Grzegorz Dziedzic: Jaki jest Franka Spuli przepis na sukces?
Frank Spula: – Ciężka praca, lojalność i oddanie organizacji. Nie wiem, czy możemy mówić o popularności, raczej o przydatności. Aby dostać poparcie, trzeba być uczciwym i stałym w poglądach, nie można zmieniać opinii w zależności od okoliczności. Od kiedy pracuję w organizacji, dbam, aby interesy członków i pracowników były na pierwszym miejscu, przed moimi własnymi. Jestem człowiekiem otwartym, ale jednocześnie jestem realistą. Nigdy nie składam pustych obietnic, z których później trzeba się wycofywać.
Jakiej pomocy od ZNP oczekuje i może się spodziewać chicagowska Polonia A.D. 2015?
– Współczesna Polonia różni się od Polonii sprzed lat. Jest zamożniejsza, lepiej wykształcona, zna język angielski. Nie potrzebuje pomocy w takim wymiarze, jak Polonia z czasów, kiedy powstawał Związek Narodowy Polski. Czasy się zmieniają – dzisiaj jednym kliknięciem możemy znaleźć informacje i pomoc, które kiedyś były trudne do zdobycia. Zatem zmieniają się i zadania naszej organizacji. W tej chwili głównym celem ZNP jest finansowe zabezpieczanie naszych członków i ich rodzin przez ubezpieczenia na życie i plany emerytalne oraz dbałość o jedność Polonii i podtrzymywanie jej tożsamości. Chcemy utrzymywać polskość jako wartość, ponieważ żyjąc w innym kraju, bardzo łatwo ją utracić.
Zadaniem związku jest także praca na rzecz dialogu i jedności Polonii. To wzniosłe zadanie, tylko czy realne? Jak zamierza Pan tego dokonać?
– Z politycznego punktu widzenia tylko jedność naszej grupy etnicznej stwarza szanse na skuteczne dbanie o nasze sprawy. Możemy brać przykład od Afroamerykanów i Latynosów, którzy łączą się w potrzebie i mówią jednym głosem. Gdyby Polacy w Chicago zdołali się zjednoczyć, mielibyśmy naszych przedstawicieli na stanowiskach w Kongresie i Senacie. Niestety wśród Polonii panuje skłócenie i zawiść, które paraliżują większość inicjatyw.
Związek Narodowy Polski umożliwia ludziom, aby byli i działali wspólnie. Mamy w ZNP programy dla dzieci, młodzieży i dorosłych, od kółek zainteresowań, poprzez zajęcia taneczne, sportowe i programy dla emerytów. Dbamy o edukację i podtrzymywanie poczucia polskości. Najmłodszych staramy się zainteresować kulturą i językiem, starszym stworzyć warunki do kultywowania tradycji. Wspieramy finansowo polonijne szkoły. Co cztery lata wydajemy około miliona dolarów na stypendia naukowe. Dbamy w ten sposób o poziom wykształcenia młodego pokolenia Polonii.
Wróćmy do niedawnej konwencji w Cleveland. Czy był Pan zaskoczony wynikami głosowania i ilością głosów, jaką zdobył Pana przeciwnik Paul Odrobina? Zwyciężył Pan 103 do 73 głosów.
– Nie jestem zaskoczony. W każdych wyborach przyjmuje się, że przeciwnik dostanie minimum 21 proc. głosów, oprócz głosów swoich wyraźnych zwolenników. Pan Odrobina był wiceprezesem w organizacji przez kilkanaście lat. Jest rzeczą naturalną, że przez te lata zyskał zwolenników i był w stanie przygotować swój program.
Konwencja była okazją do spotkania delegatów z ponad trzydziestu stanów. Jak działa związek w innych częściach kraju?
– Polonia W Chicago jest oczywiście najliczniejsza i najaktywniejsza, co było widać po ilości delegatów. Drugim silnym punktem jest Nowy Jork. Dużą aktywnością wykazuje się Polonia w Kalifornii, mimo że nie jest to grupa liczna. To ludzie, którzy osiedlili się w Kalifornii bezpośrednio po opuszczeniu Polski. Delegaci z innych stanów, jak choćby z Pensylwanii, to z kolei często ludzie, którzy nie mówią już po polsku. To trzecia, czwarta, a zdarza się, że piąta generacja imigrantów. Mimo to należą do organizacji i coś ich popycha do działalności. Coś tych ludzi jednoczy. We wspomnianej Pensylwanii, w Pittsburghu, jest to sport. W Pensylwanii istnieją związkowe kluby sportowe, gdzie członkowie spotykają się, by grać w baseball, football czy kręgle. Kwitnie życie społeczne, kluby te wynajmują sale na imprezy okolicznościowe, ludzie trzymają się razem, choć prawie nikt nie mówi tam po polsku.
Urodzony w Chicago Frank Spula jest absolwentem DePaul University, gdzie studiował biznes i psychologię. Studia podyplomowe ukończył w LOMA Institute (Life Office Management). W ZNP przeszedł przez wszystkie szczeble kariery, od skarbnika poprzez biuro sekretarza. Od 2005 r. jest 19. prezesem Związku Narodowego Polskiego."
Czy w Cleveland podjęto jakieś ważne decyzje dotyczące organizacji, jej działania, modernizacji i planów na przyszłość?
– Organizacja musi się zmieniać. Zamierzamy postawić na profesjonalizm. Ludzie zatrudniani w związku będą musieli mieć odpowiednie kwalifikacje. Dla przykładu o pozycje dyrektorów biznesowych będą mogli ubiegać się ludzie ze stosownym wykształceniem i doświadczeniem w biznesie. Wybory nowego zarządu nie będą konkursem popularności. Od 2008 roku wiele się zmieniło. Kryzys wiele nas nauczył. Wprowadzimy zmiany, ponieważ chcemy podnieść nasze nadwątlone przez recesję dochody oraz zachęcić ludzi do zapisywania się do organizacji. Wielu Polaków nie ma ubezpieczenia na życie. W przypadku nagłej śmierci bliscy pozostają często bez środków do życia, zdarza się, że dzwonią do nas osoby, których nie stać na pogrzeb zmarłych członków rodziny. Ubezpieczenie na życie to nie tylko kwestia rozsądku, ale zapewnienie naszym bliskim poczucia bezpieczeństwa.
Porozmawiajmy o sprawach budzących kontrowersje w środowisku polonijnym. Sprzedaż banku PNA jest bliska sfinalizowania. Kiedy transakcja zostanie zakończona i co to oznacza dla organizacji?
– Mamy nadzieję, że sprzedaż nastąpi w najbliższych trzydziestu dniach. Dla ZNP sprzedaż banku oznaczać będzie oszczędności. Organizacja nie zarabiała dzięki bankowi, który był oddzielną instytucją. Ale jako właściciel musieliśmy zainwestować w jego stworzenie i otwarcie. Na koniec 2012 roku w pozycji „straty” wpisaliśmy z tego tytułu 12 mln dolarów. To jedno, druga sprawa dotyczy kontroli i regulacji federalnych. Dopóki jesteśmy właścicielami banku, jesteśmy ściśle kontrolowani przez agencje federalne i stanowe. Niestety, aby sprostać ich wymaganiom, ponosimy spore koszty. Organizacja płaci za każdą kontrolę i audyt. Pieniądze, które oszczędzimy na biurokracji, będziemy mogli zainwestować w rozwój.
Organizacji zarzuca się, że podczas sprzedaży działki w Yorkville doszło do nieprawidłowości, mówi się o defraudacji miliona dolarów. Czy może Pan się odnieść do tych pogłosek?
– Obóz młodzieżowy w Yorkville nie należy do Związku Narodowego Polskiego. Jest własnością okręgu 12. i 13. – to są oddzielne spółki. Obóz ma własny zarząd i dyrektorów. Część ziemi należącej do obozu została sprzedana 12 lat temu po to, aby zmodernizować obóz. Potrzebny był remont budynków, kuchni i łazienek dla dzieci. Sprzedano 70 akrów. Odbyła się aukcja. Zanim do niej doszło, podczas spotkania prowadzonego przez naszego prawnika padło pytanie o konflikt interesów. Pytaliśmy, czy ktokolwiek z zaangażowanych w transakcję czerpie z niej prywatne korzyści finansowe. Wszyscy odpowiedzieli, że konfliktu interesów nie ma, również osoba, która wypowiada się na ten temat w lokalnej prasie i radiu. Faktem jest, że w aukcję była zaangażowana firma, którą ta osoba zarządzała. Ten pan nie był zadowolony z wyników aukcji i od lat powtarza w mediach nieprawdziwe informacje o rzekomych nieprawidłowościach. Za 70 akrów zapłacono tyle, co za 54 akry. Pojawił się zarzut, że różnica powędrowała do czyjejś kieszeni. Osoby posądzające nas o defraudację nie wzięły pod uwagę oczywistego przy sprzedaży mechanizmu, że sprzedając ziemię, jej część jest przeznaczona na infrastrukturę, drogę i kanalizację, stąd zmniejsza się powierzchnia użytkowa działki. Wszelkie dokumenty dotyczące transakcji są dostępne i klarowne. Decyzję podejmował zespół dwunastu osób. Niestety sprawa do dziś kładzie się cieniem na wizerunku związku. To smutne.
Jeśli już mowa o wizerunku, to ZNP wciąż kojarzony jest z prezesem Moskalem i jego antysemickimi wypowiedziami. Czy chce Pan ten nadszarpnięty wizerunek związku poprawić?
– Wciąż nad tym pracuję i myślę, że ten wizerunek jest już za nami. Dwa miesiące temu Kongres Polonii Amerykańskiej, który jest z ZNP ściśle związany, gościł w Sejmie i Senacie Stanów Zjednoczonych. Proszę mi wierzyć, że nikt by nas tam nie zaprosił, gdyby w ostatnich latach nie zmienił się sposób postrzegania związku. Miał się z nami spotkać wiceprezydent Biden, niestety z powodu jego rodzinnej tragedii do spotkania nie doszło. Ja miałem przyjemność być gościem państwa Obamów na przyjęciu świątecznym w Białym Domu. Gdyby nasz wizerunek się nie poprawiał, nie zostałbym zaproszony. Niedawno naszym gościem był również burmistrz Chicago Rahm Emanuel. Nie był do końca przekonany, czy powinien do nas przyjechać. Zapewniłem jego otoczenie, że żadna z sytuacji, jakie wydarzyły się lata temu, nie będzie miała miejsca. Przyjechał i było to bardzo przyjacielskie spotkanie. Jestem zaproszony na kolejne w październiku. Można o mnie powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jestem antysemitą. Znam i szanuje wielu ludzi pochodzenia żydowskiego. Nie wiem, czy wypowiedzi prezesa Moskala były celowe, czy było to połączenie niezręcznego doboru słów i kwestia piszących mu przemówienia doradców. Wiem, że z tamtym antysemickim wizerunkiem udało nam się pożegnać.
ZNP jest największą i jedną z najstarszych organizacji polonijnych w Stanach Zjednoczonych, założoną 14 (lub 15) lutego 1880 roku w Filadelfii. Zrzesza obecnie 160 tys. członków 37 stanach, dysponuje kapitałem sięgającym 432 mln dolarów."
Jest Pan prezesem Związku Narodowego Polskiego i Kongresu Polonii Amerykańskiej. Połączenie tych funkcji jest historyczne. Czy to dobrze, że obie organizacje łączy osoba prezesa, czy może należałoby je rozdzielić?
– Jedna osoba rzeczywiście reprezentuje obie instytucje, ale proszę pamiętać, że KPA ma swój zarząd i wiceprezesów oraz komitet wykonawczy. Ja reprezentuję organizację, ale razem podejmujemy decyzje. Powiązanie KPA i ZNP ma uzasadnienie historyczne i ekonomiczne. Gdyby nie Związek Narodowy Polski, Kongres Polonii Amerykańskiej nigdy by nie powstał, nie mówiąc o ponad siedemdziesięcioletnim jego istnieniu. ZNP od zawsze finansował i wspierał KPA. Proszę pamiętać jednak, że prezes KPA nie otrzymuje wynagrodzenia za swoją pracę. Przy rozdzieleniu tych instytucji należałoby stworzyć specjalny fundusz, z którego kongres płaciłby swoim pracownikom i utrzymywał biura. Tymczasem jedyną osobą, która otrzymuje w KPA pensję, jest pracownica biura głównego w Waszyngtonie. Utrzymanie samego biura kosztuje ok. 100 tys. dol. rocznie, niektóre z tych kosztów pokrywa ZNP. Wszystkie wyjazdy na konferencje i spotkania oznaczają dla członków KPA wydatki, które muszą ponieść z własnej kieszeni. Jest jeszcze kwestia lokalowa. Przedstawiciele KPA przyjmując ważnych gości, korzystają z budynków ZNP. W innym wypadku pozostałoby zaproszenie gości do restauracji, bo kongres własnych budynków nie posiada. Dlatego połączenie ZNP i KPA, choćby poprzez reprezentacyjną osobę prezesa, jest sensownym rozwiązaniem.
Odnoszę wrażenie, że wielu Polaków nie widzi różnicy pomiędzy tymi organizacjami.
– Ludzie przychodzą czasem do siedziby ZNP i myślą, że przyszli do kongresu. Pełniąc funkcję prezesa, przyjmuję gości i petentów w imieniu obu tych organizacji. Związek Narodowy Polski promuje polskie dziedzictwo kulturowe, ale nie prowadzi działalności politycznej. Jesteśmy organizacją non-profit i nasz statut na to nie pozwala.
Proszę pamiętać, że KPA powstał, aby Polska była wolna i demokratyczna i cel ten został osiągnięty. Zadaniem, którym kongres zajmuje się nadal, jest obrona dobrego imienia Polski i Polaków oraz budowanie ich dobrego wizerunku w Stanach Zjednoczonych. Polska jest dziś wolnym krajem, a władze wybierane są w wolnych, demokratycznych wyborach. Niestety wiele osób w kongresie uważa, że sytuacja w Polsce jest gorsza niż w czasach komunizmu. Pamiętajmy, że to na szczęście tylko opinie.
Związek Narodowy Polski nie miesza się zatem w politykę?
– ZNP powstał dla całej Polonii, można do nas należeć bez względu na poglądy polityczne, wyznanie lub jego brak. Polityka, podobnie jak religia – dzieli ludzi. To są delikatne sprawy, każdy ma prawo do swojej opinii i powinien szanować opinie innych.
Rozpoczyna Pan trzecią kadencję jako prezes ZNP. Proszę podsumować dwie poprzednie.
– Przyszło mi stać na czele ZNP w bardzo trudnych ekonomicznie czasach, ale dzięki pracy i zaangażowaniu zarządu oraz lojalnych członków przetrwaliśmy najgorsze i wprowadziliśmy wiele zmian i modernizacji. Mamy doskonałe programy dla młodzieży, sekcję piłki nożnej i szermierki, powstał klub tańca. Przez kilka lat prowadziliśmy bezpłatny program medyczny dla osób, które nie mają ubezpieczenia zdrowotnego i których nie stać na badania lekarskie. Pomogliśmy tysiącom ludzi, z naszych obliczeń wynika, że dzięki temu zaoszczędzili ponad milion dolarów na kosztach medycznych. Wprowadziliśmy też dodatkowy program stypendialny Tuition Rewards dla studentów prywatnych uczelni.
Jakie ma Pan plany na rozwój organizacji podczas nadchodzącej kadencji?
– Ostatnio zatrudniliśmy nową osobę na stanowisko menadżera działu sprzedaży. Chcemy zatrudnić profesjonalnych agentów, którzy będą oferować nasze programy ubezpieczeniowe. Planujemy rozszerzyć naszą ofertę o inne rodzaje ubezpieczeń, aby nasi członkowie mogli ubezpieczyć u nas swoje samochody i domy. Pragniemy też wykorzystać naszą rozpoznawalność i zaistnieć na rynku polskim, trwają badania rynku i możliwości rozwoju w Polsce. To nie stanie się jutro ani pojutrze, ale mamy przed sobą realne cele. Ostatnia i najważniejsza sprawa – potrzebujemy nowych członków, bez nowej energii organizacje upadają. Wciąż powtarzam, że trzeba przed młodymi otwierać drzwi i podać im rękę. Wiem, jak to zrobić, choć nie będzie to łatwe. ZNP jest organizacją pomocową łączącą ludzi, dlatego jestem przekonamy, że uda się tego dokonać.
Pozostaje życzyć powodzenia. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Grzegorz Dziedzic
[email protected]