Nie ma bardziej polskiego święta w Ameryce jak Święto Pracy. Wielu z nas przyjechało do USA właśnie „za pracą”. Jest więc powód do prawdziwego świętowania. Będziemy grillować, piknikować, browarować i przyjmować to, że mamy pracę, jako aksjomat. Nie zawsze, a nawet najczęściej nie tę wymarzoną i tę wyuczoną w kraju. Niejednokrotnie doprowadza nas degradacja zawodowa do frustracji, ale w końcu tłumaczymy sobie, że „żadna praca nie hańbi”.
Tu przypomina mi się historia opowiedziana przez znajomą, która zatrudniła nowy serwis sprzątający. Przy powitaniu jedna pań z brygady oświadczyła gospodyni, że ma doktorat z chemii. „To świetnie, będzie się pani znała na środkach chemicznych, których będzie pani używać” – miała odpowiedzieć moja znajoma. Doktor chemii nie pojawiła się ponownie.
Nie sądzę jednak, że została bez pracy albo że znalazła z miejsca posadę na uniwersytecie, ale na pewno gdzieś pracuje, bowiem w tym kraju nie pracują tylko ci, którzy nie chcą. Według najnowszych danych Departamentu Pracy w lipcu 2015 r. poziom bezrobocia wynosił w USA 5,3 procent. Dla porównania według danych Głównego Urzędu Statystycznego stopa bezrobocia w Polsce pod koniec czerwca sięgała 10,3 proc. i był to najniższy wynik od stycznia 2009 roku. Dla całej Unii Europejskiej wskaźnik ten sięgał 9,6 procent.
Wśród krajów, które mogą się pochwalić poziomem bezrobocia zbliżonym do amerykańskiego, znalazły się Niemcy (4,7 proc.), Czechy (4,9 proc.), Malta (5,5 proc.) oraz Wielka Brytania (5,6 proc.). Co bardzo ciekawe, jest jeszcze jedno podobieństwo z USA: wymienione kraje europejskie (może poza Maltą) przyjmują ogromną liczbę imigrantów, także z Polski. I jak się okazuje, nie zagraża to lokalnemu rynkowi pracy. Według „Forbesa” (25.03.2014) do wymienionych potęg ekonomicznych w Europie najczęściej wyjeżdżają za pracą Polacy z najniższymi w kraju dochodami (do 999 zł). To samo źródło podaje, że dla zarabiających najwięcej (powyżej 4999 zł) atrakcyjne ponownie stały się USA i Kanada.
Tylko 17 proc. Polaków deklaruje, że nie rozważa wyjazdu z Polski za pracą, pozostali jadą stać na zmywaku w Wielkiej Brytanii, do kontraktorki i do serwisów sprzątających w Ameryce. Gdyby w kraju zaproponowano im te same pieniądze za takie samo zajęcie co na Zachodzie, jestem pewna, że nie przyjęliby go. Bo w Polsce ma się prawo pracować według zasady: papieros, kawa, kawa, papieros, kilka hejtów w necie, fajrant. W końcu jest się u siebie.
Wszędzie na świecie, gdzie trafiamy w ramach emigracji zarobkowej, najczęściej jesteśmy cenieni jako pracownicy. Szybko uczymy się drapieżnych praw kapitalistycznego rynku. I aż trudno uwierzyć, że tym samym ludziom nad Wisłą nic się nie chciało i głównie należało. Tymczasem wraz z przekroczeniem granicy przywożone z Polski w bagażu podręcznym cwaniackie „jak tu robić, żeby się nie narobić” jako pierwsze ulega w Ameryce przewartościowaniu.
Nawet o tym nie wiedząc, uczymy się deontologii i etosu pracy. Najczęściej bez refleksji na temat tego, że nasza zdolność wykonywania pracy jest specyfiką przypisaną człowiekowi, odróżniającą go od całego stworzenia. Napisał o tym św. Jan Paweł II w encyklice „Laborem exercens”. Nic więc dziwnego, że właśnie ten dokument rozdawał związkowcom z Solidarności ks. Jerzy Popiełuszko. Ale to przesłanie dla każdego z nas. Praca nas określa i definiuje. Dzięki niej każdy z nas „urzeczywistnia siebie jako człowiek, a także poniekąd bardziej staje się człowiekiem” (JPII).
Z okazji Święta Pracy życzmy sobie, bez względu na to, gdzie na świecie jesteśmy, byśmy rano wstawali zawsze do pracy, nigdy do roboty.
Małgorzata Błaszczuk
fot.Unsplash/pixabay.com
Reklama