Każdy marzy o tym, żeby znaleźć swoje miejsce na ziemi. Czasami nie ma wpływu na to, gdzie go rzuci los. Bożena Jarnot miała zaledwie 13 lat, kiedy cała jej rodzina przeprowadziła się do Chicago. W 1965 roku wsiedli na pokład Batorego i popłynęli na podbój Stanów Zjednoczonych. Okazało się, że ona rzeczywiście podbiła jeden ze stanów, ten najmłodszy – Hawaje.
Urodzona w Nisku koło Stalowej Woli, w której spędziła dzieciństwo, pamięta dobrze lata 50. i 60. w socjalistycznej Polsce. Jakże odmienne od tamtej szarej rzeczywistości było jej nowe życie w Ameryce. Szybko zaczęła zarabiać i dorobiła się własnego samochodu, chevroleta. Jednak dopiero kiedy w 1971 roku znalazła się na Hawajach, zrozumiała gdzie chce spędzić resztę życia. Pierwszy raz poleciała tam tylko na tydzień, doświadczyła zatem zaledwie jednej strony tego magicznego miejsca, tej turystycznej. Kiedy parę lat później postanowiła z mężem, że się tam przeprowadzą, na początku oczywiście nie było tak łatwo. Z czasem jednak ułożyli sobie życie.
Okazało się jednak, że Hawaje to nie rajska wyspa; Bożena zaznała paru niepowodzeń w życiu prywatnym. Wszystko na szczęście układało się dobrze w życiu zawodowym. Już jako spełniona businesswoman postanowiła w 1990 roku zająć się promocją Polski na Hawajach, a później także Hawajów w Polsce. Założyła Polskie Towarzystwo Kulturalne na Hawajach im. Fryderyka Chopina i zaczęła sprowadzać artystów z kraju na festiwale polskiej piosenki. Jako pierwszy przyjechał Krzysztof Krawczyk i od razu podbił tamtejszą publiczność. Kiedy później, już jako osoba prywatna, w lokalnym barze karaoke zaśpiewał piosenkę Elvisa Presleya, ktoś z widowni chciał mu pomóc załatwić kontrakt, wróżąc mu wielką sławę. I nie mógł zrozumieć czemu nasz artysta, który wmówił mu, że jest tylko skromnym urzędnikiem z Polski, zupełnie nie był tym zainteresowany.
Kolejni goście, którzy zawitali na wyspy hawajskie to Danuta Rinn, Zdzisława Sośnicka, Irena Jarocka, Ewa Kuklińska, Tadeusz Drozda, byli także Czesław Miłosz i Ernest Bryll. – Zawsze uważałam, że wielcy ludzie to są tacy, którzy potrafią się znaleźć i w pałacu, i w stodole, i z biednymi, i z bogatymi. Tacy wyjątkowi ludzie przekraczali i przekraczają cały czas moje progi – mówi Jarnot. Najmilej Bożena wspomina przyjazd Michała Bajora, którego w ogóle nie znała, a który przysłał jej swoją płytę. – Kiedy wyjeżdżałam z Polski w połowie lat 60. nie był jeszcze znany, ale koncert, jaki dał na Hawajach, był wyjątkowy. Jest niesamowitym artystą, na którym się nie poznałam na początku – przyznaje.
Bożena Jarnot tak się zaangażowała w promowanie polskiej kultury w swojej nowej ojczyźnie, że wkrótce zaproponowano jej tytuł Honorowego Konsula RP na Hawajach. Na drzwiach jej mieszkania w Honolulu, gdzie mieści się konsulat honorowy, wisi mosiężna tablica konsularna. – Tu jest mała Polska – mówi. Niektórzy goście przylatują swoimi prywatnymi samolotami; z wielu przyczyn nie może wymieniać ich nazwisk, bo chcą być anonimowi i dyskretni. Nie pozwolili jej nawet o sobie wspomnieć w książce – choć pisała o nich jedynie ogólnikowo, musiała wszystko usunąć.
W latach 80. bywałam często w Polsce i jeździłam samochodem z polską rejestracją. Kiedyś zatrzymała mnie policja i funkcjonariusz zapytał, skąd jestem. Ja na to płynnie po polsku, że z Honolulu, od razu kazał mi dmuchać w balonik. Nikt mu potem nie chciał wierzyć, że zatrzymał w nocy w Tarnobrzegu kobietę z Hawajów."
W Chicago Bożena bywa trzy, cztery razy do roku. Ma tu przyjaciół, znajomych i najbliższą rodzinę – mamę, brata i siostrę. – Zawsze przyjeżdżam do Chicago jak do siebie do domu, chociaż mieszkałam tu tylko pięć lat. Jednak tutaj stawiałam moje pierwsze kroki w Ameryce – tłumaczy.
Teraz jej największym marzeniem jest wybudowanie na Hawajach Domu Polskiego im. św.Jana Pawła II w kształcie góralskiej chaty. – Mam zamiar założyć fundację w Chicago, gdzie mam wielu znajomych i gdzie jest tylu wspaniałych Polaków pochodzenia góralskiego. Jest tu największe, chyba nawet większe od Zakopanego, skupisko górali. Chcę, żeby ten dom polski był dostępny dla turystów i mam nawet upatrzone miejsce w pobliżu plaży Waikiki, gdzie chciałabym, aby powstał, i gdzie wschód spotykałby się z zachodem. Tutaj dominuje kultura azjatycka, ale jest nas też tyle z Europy, że powinniśmy zaznaczyć jakiś nasz akcent. Wierzę, że to się uda – dodaje.
Anna Draniewicz