Dziesięciu republikańskich kandydatów do fotela prezydenta USA wystąpi w czwartek w pierwszej wyborczej debacie telewizyjnej. W centrum uwagi jest prowadzący w sondażach populista Donald Trump. Ale zdaniem ekspertów "bańka Trumpa" prędzej czy później pęknie.
Telewizja Fox News ogłosiła we wtorek nazwiska 10 "szczęśliwców", którzy wezmą udział w organizowanej przez tę stację debacie w Ohio. Z uwagi na wyjątkowo dużą liczbę kandydatów (17) walczących o nominację Partii Republikańskiej w wyborach w 2016 roku, producenci zdecydowali, że do debaty zaproszą tylko 10, którzy cieszą się najwyższym poparciem w ostatnich pięciu narodowych sondażach.
O zaproszenie nie musiał martwić się miliarder Donald Trump. Na 15 miesięcy przed wyborami ten magnat rynku nieruchomości i gwiazdor telewizyjny, któremu początkowo nikt nie dawał żadnej szansy, prowadzi w sondażach, osiągając poparcie ok. 20 proc. wśród wyborców Partii Republikańskiej. Ale Trump pozostaje bardzo niepopularny w skali kraju i większość ekspertów bardzo sceptycznie ocenia jego szanse na nominację. Prawie połowa Amerykanów ma o Trumpie negatywne zdanie i aż 75 proc. z mniejszości latynoskiej, którą Trump obraził nazywając imigrantów z Meksyku kryminalistami i gwałcicielami. Co więcej, także 50 proc. wyborców Republikanów przyznaje, ze trudno wyobrazić im sobie, że poprą Trumpa.
"Nie wiem, czy notowania Trumpa spadną już po czwartkowej debacie czy dopiero za pół roku, ale prędzej czy później jego bańka pęknie" - ocenił w rozmowie z PAP politolog z Uniwersytetu Wirginii Kyle Kondik. Jego zdaniem obecny "fenomen Trumpa" to zasługa wielkiego zainteresowania mediów jego osobą. "Dominuje w mediach, ludzie ciągle o nim słyszą, więc na tym wczesnym etapie prawyborów jest pewna grupa Republikanów, która go lubi. To oczywiście szkodzi pozostałym kandydatom, bo Trump zajmuje tyle miejsca w mediach, że trudno im się przebić" - dodał Kondik.
Zaskakujące jest to, że wysokie notowania Trumpa utrzymują się mimo kontrowersji, jakie wywołuje swymi prowokacyjnymi wypowiedziami. Obraża wszystkich dookoła, począwszy od prezydenta Baracka Obamy (zakwestionował, że urodził się w USA) po senatora Johna McCaina (podważył jego bohaterstwo w wojnie w Wietnamie) czy wreszcie rywali w wyścigu prezydenckim. Byłego gubernatora Teksasu Ricka Perry'ego nazwał idiotą, senatora Marco Rubio określił jako przereklamowanego, a senator Lindsey Graham to jego zdaniem sztywniak, który nie potrafi zarobić poza polityką.
W oczekiwaniu na czwartkową debatę wielu komentatorów zadaje sobie pytanie, jak zareagują na prowokacyjnego Trumpa inni kandydaci, a zwłaszcza były gubernator Florydy Jeb Bush, który dotychczas unikał konfrontacyjnych wypowiedzi pod jego adresem. Jak donoszą media, Bush, który na potrzeby kampanii schudł 18 kg w ciągu ostatniego pół roku, spędza obecnie godziny z doradcami przygotowując odpowiedzi na różne możliwe pytania w debacie.
W przeciwieństwie do Trumpa, Bush traci ostatnio w sondażach. Jego poparcie wśród konserwatywnych wyborców spadło z 22 do 14 proc. w ciągu zaledwie miesiąca, co plasuje go na trzeciej pozycji (drugi jest gubernator Wisconsin Scott Walker) w opublikowanym we wtorek sondażu "Wall Street Journal" i NBC. Siłą Busha jest to, że większość Republikanów bierze pod uwagę, iż ostatecznie to na niego odda swój głos.
Eksperci są zdania, że mimo słabnących notowań właśnie Bush może najbardziej spośród republikańskich kandydatów skorzystać na obecnej popularności populistycznego Trumpa.
"To naprawdę nie jest teraz najważniejsze, co powie, a czego nie powie Trump podczas debaty. (...) Z politycznego punktu widzenia najbardziej w spektaklu pod nazwą +Ja Trump+ liczy się nie to, co on zrobi, ale komu pomaga. Trump nie zdobędzie nominacji Republikanów, ale ten, kto będzie nominowany, może mieć dług do spłacenia wobec Trumpa" - ocenił komentator "New York Timesa" Ross Douthat. Jego zdaniem wiele wskazuje, że będzie to Bush, bo jest z pozostałej dziewiątki największym przeciwieństwem Trumpa. Wspierany przez establishment partii Bush wydaje się "najbezpieczniejszą przystanią" dla każdego, kogo przeraża perspektywa sukcesu Trumpa.
Na tym etapie kampanii Jeb Bush nie potrzebuje zresztą uwagi, bo jego nazwisko i tak jest rozpoznawalne, a mogłoby to być dla niego niebezpieczne, gdyby media drążyły np. temat decyzji jego brata, byłego prezydenta George'a W. Busha o wojnie w Iraku. "Trump dominując w mediach i uniemożliwiając pozostałym kandydatom zwrócenie na siebie uwagi w sumie pomaga więc Bushowi" - uważa politolog Kondik.
Trump roześmiał się, kiedy został zapytany w jednym z wywiadów, czy przygotowuje się do debaty. Lata doświadczenia w show "Apprentice" w telewizji NBC sprawiają, że swobodnie czuje się przed kamerami. Zapewnił, że w przeciwieństwie do swych rywali będzie mówił z głowy, a nie recytował wyuczone formułki. "Jestem, kim jestem, i myślę, że to wystarczy" - powiedział.
Ale, jak zauważył Kondik, bezpośrednia konfrontacja z rywalami będzie dla niego zupełnie nową sytuacją i wcale nie jest pewne, jak wypadnie. Pokażą to już najnowsze sondaże.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
Reklama