Jeśli prezydent ma wątpliwości i istnieje rozbieżność opinii prawników w sprawie ustawy o in vitro, niech rozstrzygnie je instytucja do tego powołana, czyli Trybunał Konstytucyjny - mówiła w środę premier Ewa Kopacz po tym, jak Bronisław Komorowski poinformował o podpisaniu ustawy.
Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział też, że skieruje do Trybunału Konstytucyjnego jeden z punktów ustawy o leczeniu niepłodności. Chodzi o zapis, który daje możliwość pobierania komórek rozrodczych od osób, które nie są w stanie wyrazić na to świadomej zgody.
Premier oceniła, że decyzja prezydenta o podpisaniu ustawy to "wielkie zwycięstwo polskiej wolności".
"Tak, jak obiecałam, kiedy dziewięć miesięcy temu obejmowałam stanowisko premiera, dotrzymałam słowa - ustawa jest" - powiedziała Kopacz.
Podkreśliła, że ustawa o in vitro "niczego nie nakazuje, ale pozwala dokonywać wyboru, szczególnie przez tych, którzy dzisiaj nie mogą mieć dzieci". "Każdy z nas posiada wolną wolę, własne sumienie, i pozwólmy w wolnym kraju decydować we własnym sumieniu" - powiedziała Kopacz.
Odnosząc się do konstytucyjnych wątpliwości prezydenta w sprawie ustawy o in vitro, podkreśliła, że to Trybunał Konstytucyjny powinien je rozstrzygnąć.
"Od tego mamy właśnie Trybunał, żeby tego rodzaju wątpliwości - bo każdy ma prawo mieć wątpliwości - były rozstrzygane przez Trybunał w tzw. kontroli następczej. Czyli jeśli rzeczywiście pan prezydent ma wątpliwości (…) jeśli jest rozbieżność opinii prawniczej, niech rozstrzygnie je instytucja, która jest do tego powołana, czyli Trybunał" - powiedziała.
Zaznaczyła, że każdy projekt ustawy, który jest wnoszony do parlamentu, jest opiniowany przez prawników. "Ja dzisiaj, na miarę mojej wiedzy i prawników, którzy oceniali ten projekt przed wniesieniem do go laski marszałkowskiej, stwierdzam, że nie będzie kolizji z zapisami konstytucji" - powiedziała.
Wskazała przy tym, że podobne zapisy znajdują się w ustawie o zawodzie lekarza oraz w ustawie o prawach pacjenta i były już badane przez TK.
Zapisy w ustawach o zawodzie lekarza oraz o prawach pacjenta stanowią, że lekarz może przeprowadzić badanie lub udzielić innych świadczeń zdrowotnych, po wyrażeniu zgody przez pacjenta. Jeżeli pacjent jest małoletni lub niezdolny do świadomego wyrażenia zgody, wymagana jest zgoda jego przedstawiciela ustawowego lub faktycznego, a gdy pacjent nie ma przedstawiciela lub porozumienie się z nim jest niemożliwe – zezwolenie sądu opiekuńczego.
Podobne rozwiązania dotyczą wykonywania zabiegów operacyjnych i stosowania metod leczenia lub diagnostyki stwarzających podwyższone ryzyko dla pacjenta.
Pytana o krytyczną ocenę prezydenta parlamentarnej debaty w trakcie prac nad ustawą, Kopacz przyznała, że też niekiedy czuła się zażenowana, "kiedy słuchała wypowiedzi wybrańców narodu".
Dziennikarze pytali premier także o to, czy biorąc pod uwagę, że jesienne wybory parlamentarne może wygrać PiS, który ustawę ocenia krytycznie, nie byłoby lepiej uchwalić ustawę bardziej restrykcyjną. Odpowiedziała, że nie zakłada takiego scenariusza. "Nie zakładam tego złego scenariusza, bo ja dobrze życzę Polsce, więc Platforma powinna rządzić w Polsce" - powiedziała.
Jak dodała, "jeśli mamy żyć w kraju, w którym każdy ma decydować we własnym sumieniu jak sobie urządza życie, z kim chce mieszkać, na jakie filmy chodzić, jaką książkę czyta, to powinniśmy dokonać dobrego wyboru w październiku".
"Każdą ustawę każdy parlament - jeśli ma większość - może zmienić. Ja bym wolała, żeby ta dobra wiadomość, która dziś jest kierowana do tego półtora miliona par, które nie mogą mieć dzieci, trwała i trwała. Żeby nagle nie przyszli ci, którzy będą próbowali zastępować nasze sumienia i urządzać nam życie po swojemu. Dlatego też potrzebny jest dobry wynik w październiku" – mówiła.
Także podczas wizyty na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, gdzie spotkała się m.in. z pracownikami Kliniki Położnictwa i Ginekologii Uniwersyteckiego Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka WUM, Kopacz powiedziała, że ze zdziwieniem przyjęła słowa tych, którzy są przeciwnikami metody in vitro. Jak oceniła, mówią oni "dość radykalnym językiem, mówią o otwieraniu piekielnych wrót".
"Należy się bać rządów tych, którzy dzisiaj nie tylko chcą przejąć stery i rządy w Polsce, ale chcą przejąć również władzę nad naszymi sumieniami. To staje się bardzo niebezpieczne" - powiedziała.
W briefingu wziął udział także kierownik Kliniki prof. Mirosław Wielgoś, który ocenił, że na ustawę o in vitro czekało wiele osób.
Jego zdaniem rządowy program in vitro, który funkcjonuje od ponad dwóch lat, jest dobrodziejstwem. "Byłoby idealnie, gdyby ten program nie zakończył się za pół roku, czy za siedem miesięcy, ale żeby mógł być przedłużony, i żeby mógł objąć swoim zasięgiem jeszcze więcej pacjentów, którym nie dane jest osiągnięcie w sposób naturalny tego szczęścia, jakim jest posiadanie potomstwa" - powiedział.
Wyjaśnił, że zapis w ustawie, o którego zbadanie prezydent chce zwrócić się do TK, dotyczy bardzo rzadkich przypadków, które mogą zdarzyć się np. w przypadku chorób nowotworowych. "To są szczególne sytuacje i myślę, że one nie stanowią jakiejś bardzo istotnej skali w całym problemie" - powiedział.
Sejm uchwalił ustawę o leczeniu niepłodności pod koniec czerwca; Senat nie wprowadził do niej poprawek. Daje ona prawo do korzystania z procedury in vitro małżeństwom i osobom we wspólnym pożyciu, potwierdzonym zgodnym oświadczeniem. Leczenie niepłodności tą metodą będzie mogło być podejmowane po wyczerpaniu innych metod leczenia, prowadzonych przez co najmniej 12 miesięcy.
Ustawa zezwala na dawstwo zarodków, zabrania zaś ich tworzenia w celach innych niż pozaustrojowe zapłodnienie. Zakazuje też niszczenia zarodków zdolnych do prawidłowego rozwoju - grozić będzie za to kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5.
Resort zdrowia, który przygotował projekt ustawy, wyjaśniał, że przewiduje ona możliwość pobierania komórek rozrodczych od dawcy, który jest niezdolny do świadomego wyrażenia zgody, ze wskazań medycznych - w celu zabezpieczenia płodności na przyszłość. (PAP)
Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
Reklama