Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 27 listopada 2024 16:48
Reklama KD Market

To tylko wakacje 


Ewa Przeklasa wyjechała do Stanów na wakacje w połowie lat 80., czyli w czasach, kiedy "wakacje" w USA oznaczały pracę na czarno. Z wakacji już nie wróciła. Przeżycia 57-letniej nauczycielki z północno-zachodnich przedmieść Chicago mogą zapewne powielić wiele polonijnych scenariuszy. 

Zaproszenie do Stanów przysłała ciotka. Ewa, absolwentka Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy, wyjechała w lipcu 1986 r. na wizę turystyczną, którą dostała bez trudności. Pozostawiła w Polsce męża, niespełna trzyletnią córkę i dobrą pracę w szkole w Bydgoszczy. Wzięła roczny urlop z pracy. Planowała tylko krótki pobyt, by podciągnąć się finansowo. Z mężem mieli dużo długów. Wspomina, że opuszczała rodzinę z ogromnym poczuciem winy, zwłaszcza że tuż przed jej podróżą, córka Agatka zachorowała.

W Chicago zatrzymała się u ciotki i wuja, z pochodzenia Litwina. Byli ze starej emigracji, z lat 50., kiedy uzyskanie naturalizacji było bardzo proste. W ogóle nie orientowali się, jak bardzo zmieniły się przepisy i że zdobycie legalizacji statusu stało się nadzwyczaj trudne.

Nie mając pozwolenia na pracę i biegłej znajomości języka angielskiego, Ewa musiała zatrudnić się jako opiekunka do dziecka u małżeństwa włoskiego pochodzenia. Ewa dojeżdżała pociągiem codziennie do pracy na dalekie północne przedmieście. Do jej obowiązków należała opieka nad kilkumiesięcznym chłopcem. Dzień pracy był długi, ale niestresujący. Nie musiała sprzątać. Robiła to pani Bronia, która przychodziła raz w tygodniu. Ewa bardzo czekała na wizyty wesołej, pełnej energii i witalności góralki. Wreszcie można było porozmawiać w ojczystym języku.

Warunki pracy i nowe życie w Ameryce byłyby zupełnie dobre, gdyby Ewy nie dręczyła nieustanna tęsknota za Agatką i wyrzuty sumienia, że ją pozostawiła. Codziennie płakała i czuła się nieszczęśliwa, cierpiała na brak apetytu i bezsenność. Najgorsze było pierwsze pół roku. Wtedy do akcji wkroczyła ciotka, która siostrzenicy powiedziała kategorycznie, że jeśli nie może opanować swojej tęsknoty i żalu i nie może normalnie funkcjonować, to musi wrócić do rodziny, do Polski.

I wtedy coś się w Ewie przełamało. Strach przed wyjazdem z Ameryki okazał się silniejszy niż tęsknota. Dziś twierdzi, że uruchomił się jakiś psychiczny mechanizm obronny. Jej zachowanie zmieniło się diametralnie. Przestała myśleć o Agatce, a rozmowy o małych dzieciach zaczęły ją wręcz denerwować. Oczywiście wysyłała paczki i wszystko, co córce było potrzebne – ubrania, pieniądze − bo to uważała za swój obowiązek, ale już nie czuła się nieszczęśliwa. Wrócił apetyt, zaczęła normalnie spać i żyć.

Niedługo po tej odmianie duchowej Ewa otrzymała list od mamy z Polski z telefonem do Asi. To była córka koleżanki mamy mieszkająca w Chicago od kilku lat. Asia zaprosiła Ewę na jej pierwsze chicagowskie party, gdzie było wielu młodych ludzi, miska czipsów i dużo napojów wyskokowych, bo każdy coś ze sobą przyniósł. Od tej pory zaczął poszerzać się krąg znajomych Ewy. Od nich dowiedziała się, że powinna mieć kartę Social Security i inne dokumenty. Dopiero wtedy zaczęła poznawać Chicago, więcej się dowiadywać, chodzić na spotkania towarzyskie i na koncerty.

Któregoś dnia będąc u dentysty, dowiedziała się przypadkiem o możliwości podjęcia dobrej pracy z zamieszkaniem w Lake Forest, na dalekim północnym przedmieściu Chicago. To była też opieka nad dzieckiem u bardzo zamożnych ludzi. Zaczęli zabierać Ewę ze sobą w podróże, dzięki czemu zwiedziła różne miejsca w Ameryce. Zobaczyła, jak żyją bogaci Amerykanie, których dotychczas znała tylko z filmów, i to bardzo ją cieszyło. W domu nowych pracodawców miała swoje piętro − cały apartament, pięknie urządzony nowymi meblami. Jedynym mankamentem była duża odległość od Chicago. Zaczęła czuć się osamotniona i odizolowana od swoich chicagowskich przyjaciół, z którymi nie widziała się od kilku miesięcy. Nastrój nieco jej poprawiało słuchanie polskiego radia, z którego dowiedziała się, że w chicagowskim Montey College (już nieistniejący, przyp. red.) jest organizowany dwujęzyczny, polsko-angielski, kurs leczenia uzależnień. Postanowiła się zapisać, by więcej dowiedzieć się o chorobie alkoholowej. Cierpiał na nią jej mąż w Polsce, z którym właśnie była w trakcie rozwodu.


Dzięki kursowi zdobywała nie tylko wiedzę na temat uzależnień, ale też nowych przyjaciół i znajomych. Za ich pośrednictwem poznała swojego przyszłego męża Janusza. Kilka miesięcy później kupili razem własnościowe mieszkanie, telewizor i samochód. Na początku lat 90. sprowadzili z Polski córkę Ewy. Skończyli dobre kursy języka angielskiego i znaleźli lepszą pracę. Ewa po ukończeniu Montey College nie została jednak terapeutką uzależnień, ale powróciła do pracy pedagogicznej. Zatrudniono ją jako nauczycielkę w renomowanym przedszkolu, a Janusza jako menedżera w dużym zakładzie przemysłowym. Dzięki sponsorowaniu przez przedszkole, gdzie Ewa znalazła zatrudnienie, otrzymała prawo stałego pobytu.

Alicja Otap

a.otap@ zwiazkowy. com
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama