Erytrea jest jednym z najbardziej restrykcyjnych państw świata. Masowa inwigilacja, tortury, niewolnictwo i przymusowa służba wojskowa. Codziennie setki Erytrejczyków uciekają z kraju, wielu z nich ginie po drodze do Europy.
Z raportu komisji ONZ zajmującej się prawami człowieka w Erytrei wynika, że kraj ten jest totalitarnym państwem opartym na całkowitej kontroli obywateli przez aparat bezpieczeństwa na wszystkich poziomach społecznych.
"Informacje gromadzone przez system kontroli są używane przeciwko obywatelom, by trzymać ich w stanie permanentnego niepokoju" - czytamy w 500-stronicowym raporcie ONZ. "W Erytrei nie rządzi prawo, ale strach; każdy boi się donosów. Wystarczy, że sąsiad powie, że jesteś szpiegiem, bo cię nie lubi i masz problem – powiedział PAP Iob. 23-latek uciekł z Erytrei przed przymusową służbą wojskową: "uciekłem zanim mnie siłą zgarnęli do wojska".
Na rodziny dezerterów nakłada się karę ponad 3 tysięcy dolarów lub więzienie. Z danych Banku Światowego wynika że roczny dochód na mieszkańca Erytrei wynosi 560 dolarów.
Iob uciekł najpierw do Sudanu Południowego, ale w kraju wybuchła wojna, więc przyjechał do Ugandy. "Ciężko tu żyć, imam się dorywczych prac, nie starcza mi na przeżycie. Takich jak ja jest więcej niż pracy dla nas. Ale i tak wolę takie życie. Mam przynajmniej nadzieję na przyszłość. Nie potrafię żyć bez wolności, reżim mówi nam nawet, w którego Boga mamy wierzyć" - opowiada.
W kraju legalne są tylko cztery odłamy religijne: islam sunnicki, etiopski Kościół ortodoksyjny, katolicyzm i luteranizm. "Sam pracowałem kiedyś dla tego rządu. Byłem dyrektorem w jednym z departamentów. Jednak nie mogłem siedzieć cicho i patrzeć, co wyprawia z Erytreą prezydent i jego ludzie" - powiedział w rozmowie z PAP Izajasz (imię zmienione). "Musiałem uciekać i tak się tułam od 18 lat. Teraz mieszkam w Ugandzie. Od czasu do czasu dorabiam sobie, lecząc ludzi ziołami, ale to nie starcza na życie. Jestem już stary i schorowany. Nie mogę wrócić. Jestem wrogiem ludu" - mówi.
W kraju, gdzie miesza sześć mln ludzi, jest ponad 300 przepełnionych więzień. Tysiące ludzi lądują w więzieniu bez nakazu, wyroku, a tym samym odwołania się od niego. Bez możliwości kontaktu z rodziną ani prawnikiem. Częste są również tortury takie jak podwieszanie czy rażenie prądem. Warunki w więzieniach są przerażające, wielu ludzi umiera w nich lub przepada bez wieści.
Poza tym wszyscy mężczyźni i niezamężne kobiety są zmuszani do tzw. służby narodowej. Teoretycznie służba trwa 18 miesięcy, jednak wielu ludzi spędza w niej całe życie.
Rząd często odmawia wydania paszportów. Dla wielu ludzi nielegalna ucieczka przez granicę do Sudanu czy Etiopii jest jedynym wyjściem. Na granicy erytrejskie straże bez ostrzeżenia strzelają do uciekinierów. "Mnie udało się dostać paszport, więc legalnie wyjechałam do Sudanu, teraz czekam w Ugandzie na wyjazd do Stanów Zjednoczonych" - mówi w rozmowie z PAP Maria, która uciekła kilka lat temu. "W Erytrei byłam nauczycielką, ale mając dzieci nie miałam, jak ich wykarmić. Mój brat przepadł w więzieniu, bo ktoś doniósł, że nie lubi rządu. Z mężem postanowiliśmy uciec. W naszej ojczyźnie nie mamy żadnych perspektyw" - podkreśla.
Maria czeka na rozpatrzenie wniosku o wyjazd do Stanów Zjednoczonych już trzeci rok. Pracuje nielegalnie w etiopskiej restauracji w Kampali, zarabia w przeliczeniu ok. 200 złotych miesięcznie. To nie starcza na życie w Ugandzie. "I tak mam szczęście, ponieważ pomaga nam rodzina męża z Ameryki" - przyznaje.
Nielegalna ucieczka przez granicę to dopiero początek niebezpiecznej podróży. W obozach w Sudanie i Etiopii pośrodku pustyni żyje ponad 200 tysięcy ludzi.
W Sudanie częsty jest handel ludźmi i porwania dla okupu. Zajmują się tym zorganizowane gangi. Z raportów organizacji zajmujących się obroną praw człowieka wynika, że wobec uchodźców stosowane są tortury takie jak podtapianie, podpalanie czy amputacja kończyn, by szantażować rodziny. Jeśli krewnych nie stać na zapłacenie okupu, porwanych sprzedaje się lub morduje.
Ci, którzy mają środki na dalszą podróż, przez Egipt lub Libię próbują dostać się do Europy. W Libii coraz większym zagrożeniem są bojownicy Państwa Islamskiego, którzy w kwietniu obcięli głowy i rozstrzelali kilkudziesięciu uciekinierów z Etiopii i Erytrei.
Spośród wszystkich Afrykanów, którzy udają się w podróż przez morze do Europy, najwięcej jest Erytrejczyków. Tylko w ub.r. w Europie podania o azyl złożyło 37 tysięcy Erytrejczyków. Nieznana jest liczba tych, którzy nie dotarli do Europy. Szacuje się, że u włoskich wybrzeży na dnie morza spoczywa kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
Erytrea ogłosiła niepodległość w 1991 roku po 30 latach wojen domowych z Etiopią. W ciągu ostatnich 10 lat z kraju uciekło ponad 5 proc. z sześciomilionowej populacji.
Z Kampali Julia Prus (PAP)
Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
Reklama