Ewa Malcher
W półtora roku od otwarcia nowego pasa startowego na międzynarodowym lotnisku O'Hare okazuje się, że nie ma zbyt wielkich powodów do zadowolenia. W tym okresie nie spadła, jak przewidywano, liczba opóźnionych startów i lądowań.
Z analizy przeprowadzonej przez agencję prasową The Associated Press wynika, że do opóźnień dochodziło częściej niż przeciętnie w okresie pięciu lat przed oddaniem nowego pasa do użytku.
- Ten problem jest twardszy niż beton. To budowanie nowych wjazdów na autostradę, która już jest zatłoczona - przyznaje konsultant lotniczy Michael Boyd.
Od otwarcia pasa w październiku 2013 r. do marca tego roku prawie 28 proc. startów lotniczych miało opóźnienie, podczas gdy w okresie pięciu lat wskaźnik ten nie przekroczył 22 procent.
Wskaźnik opóźnionych przylotów w okresie 18 miesięcy również podskoczył o 6 proc., dochodząc do poziomu 26 procent. Podwyżka ta była dwukrotnie wyższa niż średnia krajowa.
Jak twierdzą eksperci, słabe wskaźniki na lotnisku O'Hare dowodzą, że nowy pas startowy wcale nie oznacza usprawnienia ruchu lotniczego. W październiku zostanie otwarty kolejny pas, który prawodopodobnie również nie spełni oczekiwań, zwłaszcza że punktualność lotów zależy od wielu różnorodnych czynników.
Z innych danych AP wynika, że punktualność przylotów samolotów startujących z O'Hare wyniosła zaledwie 68 procent.
Samoloty lądujące w chicagowskim porcie lotcznicym miały w ciągu 18 miesięcy średnio 64 min. opóźnienia, podczas gdy w okresie 5 lat opóźnienia wahały się wokól 68 min. Średnie opóźnienie odlotu wyniosło 58 min. przy 59 min. w minionych pięciu latach.
Nie zanotowano też poprawy pod względem liczby odwołanych startów i lądowań. W minionych 18 miesiącach 4 proc. startów nie doszło do skutku, podczas gdy w okresie wcześniejszym - 3 procent. Liczba odwołanych przylotów nie przekroczyła 5 proc., w porównaniu z 3 proc. w poprzednich 5 latach. (ak)
