W 33. kolejce lider piłkarskiej ekstraklasy Lech Poznań wygrał u siebie ze Śląskiem Wrocław 3:0, a zajmująca drugie miejsce Legia pokonała w Warszawie Jagiellonię Białystok 1:0, zdobywając bramkę z rzutu karnego w końcowych sekundach.
Lech szybko otrząsnął się po zimnym prysznicu, jaki sprawiła mu w ostatnią niedzielę Jagiellonia ("Kolejorz" przegrał wówczas 1:3) i nie miał kłopotów w starciu ze Śląskiem.
Bohaterem środowego meczu okazał Szymon Pawłowski. Skrzydłowy Lecha zdobył dwie bramki i asystował przy trafieniu Dawida Kownackiego na 1:0. "Kolejorz" ustalił wynik spotkania już w 28. minucie, gdy Pawłowski w efektowny sposób przelobował bramkarza Mariusza Pawełka.
Podopieczni Macieja Skorży po zwycięstwie nad Śląskiem mogli w dobrych humorach czekać na wynik meczu drugiej Legii z trzecią Jagiellonią. Oba te zespoły przed 33. kolejką miały na koncie po 29 punktów.
Przez większość meczu na Łazienkowskiej wydawało się, że teraz dopiszą sobie tylko po jednym punkcie, ale wszystko się zmieniło w ostatnich sekundach.
Sędzia Paweł Gil, z uwagi m.in. na wcześniejszą przerwę w grze (spowodowaną dymem z rac), doliczył osiem minut. Pod koniec dodatkowego czasu gry doszło do dwóch istotnych wydarzeń. Najpierw arbiter uznał, że piłkarz Jagiellonii Przemysław Frankowski nie był faulowany w polu karnym, a kilkadziesiąt sekund później podyktował "jedenastkę" dla gospodarzy, po zagraniu ręką Gruzina Giorgiego Popchadze.
Sytuacja wzbudziła wiele kontrowersji, piłkarze Jagiellonii długo protestowali, ale arbiter nie zmienił swojej decyzji. Rzut karny wykorzystał Portugalczyk Orlando Sa.
W pozostałych meczach grupy mistrzowskiej Górnik Zabrze uległ u siebie Lechii Gdańsk 0:1 po golu Sebastiana Mili, natomiast Wisła zremisowała w Krakowie z Pogonią Szczecin 2:2, tracąc zwycięstwo w ostatnich sekundach. Bramkę dla "Portowców" zdobył wówczas doświadczony Rafał Murawski.
W tabeli Lech (33 pkt) wyprzedza obecnie Legię o punkt, Jagiellonię o cztery, a Lechię o pięć.
Dzień wcześniej odbyły się wszystkie mecze w grupie spadkowej. W najtrudniejszej sytuacji jest PGE GKS. Bełchatowianie przegrali w Gliwicach z Piastem w "hokejowych" rozmiarach 3:6 i w tabeli wciąż mają 17 punktów. W tym roku wygrali tylko jedno spotkanie - 28 lutego z Wisłą (3:1). Kilkanaście godzin po porażce w Gliwicach rezygnację ze stanowiska złożył trener PGE GKS Marek Zub.
Cztery bramki w drugiej połowie wtorkowego spotkania zdobył Kamil Wilczek, który z dorobkiem 20 trafień umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji strzelców. Zanim zaczął się popis napastnik Piasta, dwa gole dla gospodarzy - oba z rzutów wolnych - zdobył doświadczony reprezentant Estonii Konstantin Vassiljev.
Nie wiedzie się Koronie. Kielczanie, przegrywając na własnym boisku z Górnikiem Łęczna 1:3, ponieśli trzecią porażkę z rzędu. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza (20 pkt) znajdują się na ostatnim bezpiecznym miejscu w tabeli i mają tylko punkt przewagi nad przedostatnim Zawiszą Bydgoszcz. Z kolei Górnik zgromadził 23 pkt.
Na własnym boisku przegrało także Podbeskidzie Bielsko-Biała, które uległo Ruchowi Chorzów 0:2. Dzięki zwycięstwu "Niebiescy" zrównali się punktami z wtorkowym rywalem, oba zespoły mają po 24 punkty.
Prowadzenie w grupie spadkowej objęła Cracovia (26), która pokonała u siebie Zawiszę 3:1. "Pasy" pod wodzą Jacka Zielińskiego wciąż pozostają niepokonane (cztery zwycięstwa, jeden remis).
Po meczu Legia – Jagiellonia powiedzieli:
Michał Probierz (trener Jagielloni): „Na tej konferencji powinienem powiedzieć dzień dobry i do widzenia. Widziałem już obie sporne sytuacje w telewizji. Nam należał się rzut karny po faulu Bartosza Bereszyńskiego na Przemysławie Frankowskim. Natomiast rzut karny absolutnie nie należał się Legii. Po meczu rozdzielałem zawodników, aby żaden z nich nie dostał żółtej kartki. Naszemu bramkarzowi Bartłomiejowi Drągowskiemu, po męsku kazałem uciekać do szatni. Zastanówmy się nad sensem polskiej piłki. Sędziowie się szkolą, a i tak popełniają takie błędy. Moją pierwszą myślą po tym spotkaniu było zrezygnowanie z trenerki i zajęcie się np. menedżerką. Po takich decyzjach sędziowskich zastanawiam się nad sensem trenowania. W domu chyba sobie whisky pier...nę”.
Henning Berg (trener Legii): „To był dobry mecz, o wysokiej jakości i tempie. Przyszło nam się zmierzyć z przeciwnikiem grającym na wysokim poziomie. W pierwszej połowie dominowaliśmy, ale zabrakło bramki. Ciężko utrzymać taki poziom przez cały mecz grając przeciwko klasowemu zespołowi. Jednak mój zespół nie poddał się i przez ostatnie 15 minut walczyliśmy do końca. Z mojej pozycji trudno było ocenić sytuację, po której sędzia podyktował rzut karny. Jednak po obejrzeniu powtórek telewizyjnych zgadzam się z arbitrem. Zagranie ręką gracza Jagielloni było ewidentne i rzut karny był podyktowany prawidłowo. Poprzednia sytuacja w naszym polu karnym, kiedy Bartosz Bereszyński starł się z Przemysławem Frankowskim była bardzo trudna do oceny. Nawet analizując ją w zwolnionym tempie ciężko jest ocenić czy doszło do kontaktu między zawodnikami. Widziałem wiele podobnych sytuacji i nigdy nie był podyktowany rzut karny”.
(PAP)
Reklama