Na torze rallycrossowym jest ogień i piekło, ale pomimo tego ogromnie się cieszę, że mogę realizować swoje kolejne wyzwanie. Jest nim, nie kryję, mistrzostwo świata – powiedział Krzysztof Hołowczyc podczas wtorkowej prezentacji teamu na torze w Słomczynie.
W tym roku trzeci kierowca na mecie Rajdu Dakar 2015 nie ma w planach startów w rajdach terenowych. Zmienił bowiem dyscyplinę, będzie walczył w mistrzostwach świata w rallycrossie w klasie LX Lites Cup.
- Gdy teraz trafiłem do rallycrossu, to tak, jakbym zatoczył w swojej karierze koło. Zaczynałem przecież przygodę od gokartów i ścigania się łokieć w łokieć. Gdy zacząłem się robić za duży, trafiłem na wiele lat do rajdów płaskich, potem było dziesięć lat spędzonych w samochodach terenowych i teraz, podobnie jak na początku, wracam na tor. Początkowo nie bardzo byłem tym zainteresowany, myślałem, że taka zabawa nie przystoi starszym panom, że to domena wyłącznie młodzieży. Ale już dzisiaj jestem zupełnie innego zdania - uważa rajdowy mistrz Europy.
Hołowczyc przyznał, że nadal jest sercem blisko rajdów terenowych, ale jednak przychodzi taki czas, że trzeba realnie spojrzeć na to, co chce się dalej w życiu robić.
- Spełniłem swoje marzenie, stanąłem na podium Dakaru. Wcześniej wygrałem cykl Baja, nadal jestem na bieżąco z teamem Mini, ale moje przyrzeczenia rodzinie, szczególnie żonie o tym, że będę trochę częściej bywał w domu, także trzeba realizować. Nie odcinam się od sportu, tylko zmieniam dyscyplinę. Muszę przyznać, że cieszę się jak dziecko, gdy wsiadam do tego urządzenia, gdy słyszę obroty silnika, wibracje - zaznaczył.
Początek – pierwszy wyścig w Portugalii - był udany, olsztynianin był najszybszy. W drugim jednak sytuacja uległa zmianie.
- Zostałem przez rywali dokładnie poobijany, w powietrze leciały części karoserii. Nie blachy, tylko fragmenty z kevlaru, dostałem lekcję pokory. Doszedłem nawet do finału, ale do podium trochę zabrakło. Czwarte miejsce po pierwszej eliminacji nie jest złe, ale przed nami daleka droga do podium. Nasi rywale wiedzą, jak sprowadzić do pionu takich jak my - dodał Hołowczyc.
- Rallycross jest widowiskiem niesamowitym, ale w Polsce jeszcze mało popularnym" – uważa Hołowczyc. "Zawody są rozgrywane w bardzo szybkim tempie, na torze pojawia się jedna dywizja za drugą, nie ma przerw. Chyba tylko wtedy, gdy ktoś nie dojedzie... - podkreślił.
- Wierzę, że uda się nam ściągnąć na tor więcej kibiców. Samochody są rzeczywiście niesamowicie szybkie, co ważne, walkę widać na żywo, gdy np. na rajdzie kibic widzi tylko krótki fragment odcinka specjalnego. Ale oczywiście moje serce jest nadal oddane rajdom, rallycrossu dopiero się uczę - wyjaśnił.
Hołowczyc potwierdził, że planuje start na początku lipca w Mikołajkach w Rajdzie Polski, rundzie mistrzostw świata.
- To jest zawsze wielkie święto motorsportu, dzięki moim sponsorom pojadę także w tym roku. Będę miał samochód WRC-2 Forda Fiestę R5, spróbuję zapunktować. Nie jadę autem WRC, gdyż zdaję sobie sprawę, że jako amator startujący raz do roku, nie mam żadnych szans na miejsce w czołowej dziesiątce - zaznaczył.
Hołowczyc nie chciał mówić o swoich ewentualnych planach dakarowych. - Serce zawsze ciągnie mnie na ten rajd - przyznał jednak.
(PAP)
Reklama