Tomasz Hamerlak, który w 119. maratonie bostońskim uplasował się na piątej pozycji w gronie zawodników na wózkach, ocenił ją jako "niezłą". Uczestnik czterech igrzysk paraolimpijskich (2000-2012) przyznał, że dopiero na podjazdach mógł się wykazać.
- Piąte miejsce to całkiem nieźle jak na pierwszy start sezonu. Początek maratonu - deszcz i zimno. Było ślisko i niebezpiecznie. Straciłem sporo na zjazdach. Mój wózek nie toczył się szybko z góry. Nad tym muszę popracować. Druga część trasy to podjazdy i tu mogłem się wykazać. Wspólnie pracując z Amerykaninem Joshuą George goniliśmy czołówkę - podsumował poniedziałkową rywalizację zawodnik Startu Bielsko-Biała i grupy Tauron. Dystans 42 km 195 m pokonał w 1:38.14.
Jak zaznaczył, wyraźne zwycięstwo Szwajcara Marcela Huga (1:29.53), który z dwukilometrową przewagą nad rywalami wjechał na metę, zaskoczyło nie tylko uczestników wyścigu, ale też i organizatorów najstarszego na świecie biegu maratońskiego.
- Wiedziałem, że stać mnie na zwycięstwo. Spoglądałem jednak w stronę Van Dyka, bo jest świetny na podjazdach, których jest tu sporo, ale naprawdę czułem się mocny i po prostu napierałem - powiedział Hug, który wyprzedził faworyta Ernsta Van Dyka z RPA (1:36.27), dziesięciokrotnego triumfatora bostońskiej imprezy w gronie zawodników na wózkach.
Wśród biegaczy zwyciężyli Etiopczyk Lelisa Desisa (2:09.17) i Kenijka Caroline Rotich (2:24.55).
(PAP)
Reklama