Andrzej Fonfara zdobył pas WBC International wagi półciężkiej. W kalifornijskim Carson pokonał w cudownym stylu Julio Chaveza Jr. Meksykanin poddał walkę nie wychodząc do dziesiątej rundy.
Sprawdziły się obawy Julio Chaveza Sr., który twierdził, że Polak jest za mocnym przeciwnikiem dla jego syna, nie tylko dlatego, że dysponuje większą siłą rażenia, ale dlatego, że jest od niego lepszy. Również wszystko to, o czym mówił Andrzej Fonfara przed walką, znalazło realizację podczas jej trwania.
Był fizycznie silniejszy, jego ciosy robiły na Chavezie duże wrażenie. Z każdą rundą tracił on coraz więcej sił, a stan jego twarzy przedstawiał opłakany widok. Fonfara schodząc z ringu wygądał tak, jakby dopiero miał rozpoczynać pojedynek. Chavez z twarzą opuchnięta, pobijaną, z siniakami, które przez kilka jeszcze dni będą mu przypominały, to, co wydarzyło się w sobotni wieczór.
Fonfara przerywał ataki Chaveza lewymi prostymi, swoje akcje kończył natomiast lewymi sierpowymi. Nie dawał się prowokować i sprowadzać do półdystansu, a nawet jak byłemu mistrzowi świata udała się ta sztuka, to ani razu nie dał się zaskoczyć zabójczym lewym na wątrobę, po którym w przeszłości wielu przeciwników Meksykanina nie było już zdolnych do kontunuowania walki.
Chavezowi kilka razy udało się zapędzić Fonfarę do lin, ale ten znakomicie bronił się, efektownymi unikami wychodził ze zwarcia, bardzo często kończąc je ciosami podbródkowymi.
Konsekwencją i bezbłędnym realizowaniem założeń taktycznych imponował przez dziewięć rund. Pewnie trwałoby to aż do końca, zakontraktowanego na dwanaście odsłon pojedynku, ale do dziesiątej Chavez już nie wyszedł. Dziewiąta okazała się rozstrzygająca. Potężny lewy sierpowy posłał go na "deski". Wprawdzie zdołał się podnieść i dotrwać do końca rundy, ale następna rozpoczęła się od rzucenia ręcznika na matę. Podddał walkę, po raz pierwszy w swojej karierze, nie tylko dlatego, że siły go opuściły. Opuściła go również nadzieja. Doszedł do wniosku, że przewaga Fonfary jest tak dużo, że wygranie z nim na punkty jest praktycznie niemożliwe, a zwycięstwo przez nokaut zupełnie nierealne.
Fonfara był lepszy w każdym elemencie bokserskiego rzemiosła, upokorzył syna legendy światowego boksu w sposób bezlitosny i dał wyraźnie do zrozumienia, że jemu należy się rewanż z Adonisem Stevensonem. Jeżeli do niego dojdzie, to powtórka z Carson jest absolutnie możliwa, a stawką tej walki, wartość której z całą pewnością przekroczy sześć zer, nie tylko będzie tytuł mistrza świata, również zapowiedź tego, że Polak przez długie lata może być niekwestionowanym królem wagi półciężkiej.
Dariusz Cisowski
Reklama