Najbardziej utytułowana polska pływaczka Otylia Jędrzejczak przyznała, że w trakcie zawodniczej kariery rzadko miała okazję spędzać święta Wielkiej Nocy w domu. Dopiero teraz usiądzie przy rodzinnym stole z upieczoną przez siebie tradycyjną babką.
- Choć pod względem religijnym Wielkanoc jest istotniejsza od Bożego Narodzenia, to nie ma co ukrywać – w programie szkoleniowym te dni nie miały większego znaczenia, to był zawsze czas zgrupowań – powiedziała.
Mistrzyni olimpijska z Aten w wyścigu na 200 m stylem motylkowym, która w czerwcu zeszłego roku oficjalnie zakończyła karierę, podkreśliła, że nawet na obozach pływacy starali się znaleźć czas na tradycyjne spotkanie przy stole.
- Zazwyczaj odpuszczaliśmy poranny trening, aby w niedzielę usiąść razem do wspólnego śniadania, podzielić się jajkiem i spokojnie porozmawiać. Po południu wracaliśmy już do treningowego rytmu. Nie było zajączków i baranków, czasem dziewczynom zdarzało się zrobić pisanki – zaznaczyła.
Zdobywczyni ośmiu medali mistrzostw świata (dwóch złotych, trzech srebrnych, trzech brązowych) i piętnastu mistrzostw Polski z uśmiechem wspomina lane poniedziałki.
- To zawsze była frajda. Wiedzieliśmy, że i tak wylądujemy w basenie, więc jeśli tylko na obiekcie znajdował się szlauch, to nie było przebacz. Lodowatą wodą oblewaliśmy się nawzajem mocnymi strumieniami – opisała.
Była pływaczka, która trzykrotnie triumfowała w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca kraju, w tym roku świąteczną niedzielę spędzi z rodzicami, w ich domu pod Włocławkiem.
- Czasu nie będzie wiele, bo przyjadę prosto z Poznania, gdzie nagrywam telewizyjne show. W poniedziałek muszę już wracać do stolicy. Z rodzicami jestem jednak w stałym kontakcie i sporo chwil spędzamy razem. Przed wyjazdem do nich upiekę babkę wielkanocną– powiedziała.
32-letnia Jędrzejczak, która obecnie mieszka na warszawskim Bródnie, dodała, że po świętach czeka ją wiele obowiązków, związanych m.in. z organizacją gali na 20-lecie Polskiego Stowarzyszenia Sportu Kobiet, którego jest prezesem.
- To będzie niezwykle ważna impreza, ukoronowanie dwóch dekad działań wybitnych zawodniczek i działaczek, z Ireną Szewińską i Dorotą Idzi na czele. Chcę nadać temu jubileuszowi wyjątkową oprawę. Te panie na to po prostu zasłużyły – powiedziała.
W pracy jest bardzo uporządkowana, zawsze działa według planu.
- Sport nauczył mnie, że warto mieć wszystko dokładnie rozpisane. Miałam taki moment po zakończeniu kariery, że rzuciłam kalendarzem w kąt, ale okazało się, że bez niego działam chaotycznie, jestem zdezorganizowana – wyznała.
Absolwentka stołecznej Akademii Wychowania Fizycznego i międzynarodowej szkoły w Soczi (studiowała tam zarządzanie sportem), gdy ma wiele spraw do zaplanowania bądź przemyślenia, idzie… na basen.
- Z własnej potrzeby pływam już tylko wtedy, gdy mam w głowie natłok problemów do rozwiązania. Pokonując kolejne długości mam czas na rozmyślania i układanie planu dnia czy tygodnia. Przez kilka miesięcy po zakończeniu kariery miałam wodowstręt. Teraz już nie wstanę o piątej rano na basen. Ale o siódmej czasami mogę – zaznaczyła.
Dwukrotnej mistrzyni świata i pięciokrotnej mistrzyni Europy zdarza się dołączyć do grupy młodych zawodników trenujących w liceum przy ul. Lindego. Częściej jednak ćwiczy w domu.
- Regularna aktywność jest ważna, dlatego nawet w mieszkaniu włączam czasem programy fitnessowe i ćwiczę. Nie lubię biegać, ale jak znajomi mnie namówią, to dołączam do ekipy, żeby potruchtać – zakończyła.
(PAP)
Reklama