Paweł Papke podczas półfinału Final Four Ligi Mistrzów siatkarzy między PGE Skrą Bełchatów i Asseco Resovią Rzeszów będzie z uwagą obserwował atakujących – Mariusza Wlazłego i Jochena Schoepsa. - Ta rywalizacja będzie bardzo ciekawa – powiedział prezes PZPS.
- Główni bombardierzy będą musieli brać na siebie ciężar gry w końcówkach setów, szczególnie na kontrach. Jestem Polakiem i liczę na dobry mecz Mariusza, choć uznaję też klasę i wielkość Jochena – podkreślił Papke, były atakujący reprezentacji Polski.
Sytuacja obu zawodników w ostatnich tygodniach znacznie się różni. Wlazły miewał słabsze występy w barwach Skry i walczył z infekcją. Schoeps z kolei bryluje w szeregach wicemistrzów Polski i jest liderem ekipy z Rzeszowa.
- Niemiec rzeczywiście ma bardzo dobry sezon, gra na wyśmienitym poziomie. Mariusz kilka miesięcy temu został wybrany MVP mistrzostw świata, nie trzeba go rekomendować. Ostatnio był momentami słabszy, ale to wielki zawodnik, który w meczach o wysoką stawkę potrafi grać na najwyższym, światowym poziomie – zapewnił szef PZPS.
Jak dodał, stan zdrowia Wlazłego jest jednym ze znaków zapytania. Podobnie jak forma pozostałych siatkarzy Skry.
- Na tę chwilę Resovia wydaje się być w lepszej kondycji fizycznej. Bełchatowianie są ostatnio w malutkim dołku, widać u nich lekkie zmęczenie. Mają jednak teraz trochę czasu, parę dni, żeby odpocząć i przygotować się do Final Four – zwrócił uwagę były reprezentant Polski.
Jego zdaniem na korzyść podopiecznych Andrzeja Kowala przemawia również ławka rezerwowych.
- Wydaje się - na tę chwilę oczywiście, że jest mocniejsza i bardziej stabilna. Jak wchodzi pięciu nowych siatkarzy, to różnica w poziomie jest w niewielkim stopniu odczuwalna, a w Skrze są większe wahania formy, przede wszystkim podstawowych zawodników. Młodzi chłopcy uzupełniający skład na ataku czy rozegraniu nie prezentują jeszcze niestety tego poziomu, którego byśmy od nich oczekiwali – podsumował Papke.
Nie ukrywa on, że ma mały sentyment do ekipy z Podkarpacia, w której grał w latach 2007-10.
- Troszkę serce jest zawsze po stronie drużyny, w której kiedyś występowałem. Miałem zaszczyt grać w Resovii i reprezentować przez trzy lata barwy tego utytułowanego klubu, który od nowa od paru lat pisze historię polskiej siatkówki. Jako prezes związku trzymam kciuki przede wszystkim za naszych reprezentantów w obu drużynach. Żeby pokazali wysoki poziom sportowy i w zdrowiu dotrwali do powołań na kadrę – podkreślił 38-letni działacz.
Skra ma nad półfinałowymi rywalami przewagę doświadczenia, jeśli chodzi o udział w turnieju finałowym LM. Weźmie w nim udział po raz czwarty. Ich sobotni przeciwnicy zadebiutują w tym gronie.
- W poprzednich latach rzeszowianie zaskakująco odpadali we wcześniejszych fazach rozgrywek. W tym sezonie dobrymi meczami z Lokomotiwem Nowosybirsk sami wywalczyli sobie awans. Dorośli do wygrania może nawet LM. Nie powinniśmy się bać tego powiedzieć. Skra to z kolei doświadczeni wyjadacze. Aczkolwiek ich trener Miguel Falasca to niemal debiutant, a poczyna sobie doskonale. Trzymam kciuki za oba zespoły – zapewnił Papke.
Jego zdaniem bełchatowianom nie powinna podczas Final Four przeszkadzać świadomość, że w półfinale PlusLigi przegrywają z Lotosem Treflem Gdańsk 1-2. Rzeszowianie trzykrotnie pokonali Jastrzębski Węgiel i czekają na wyłonienie przeciwnika w walce o krajowy tytuł.
- Sytuacja obu zespołów jest inna, ale Skra kolejny mecz w lidze gra po turnieju finałowym LM i teraz na pewno już skupiła się w stu procentach tylko na Berlinie. Bełchatowianie będą musieli bardzo ciężko powalczyć, by dostać się do finału PlusLigi. To ciężkie zadanie, ale nie jest niewykonalne. Ekipa z Bełchatowa wielokrotnie potwierdzała, że potrafi sobie poradzić w takiej sytuacji – zaznaczył prezes PZPS.
(PAP)
Reklama