Siatkarze PGE Skry Bełchatów w rewanżowym meczu 2. rundy play off Ligi Mistrzów wygrali w Łodzi z Sir Safety Perugia 3:1 (16:25, 25:22, 25:23, 25:18) i awansowali do Final Four. Pierwsze spotkanie zakończyło się zwycięstwem włoskiej drużyny 3:2. Awansowała także Asseco Resovia. Wprawdzie w rewanżowym meczu drugiej rundy play off uległa u siebie Lokomotiwowi Nowosybirsk 2:3 (20:25, 25:19, 25:22, 19:25, 15:17), ale wcześniej w Rosji wygrała 3:1.
Po porażce 2:3 w Perugii siatkarze PGE Skry Bełchatów musieli wygrać spotkanie rewanżowe, by myśleć o wyjeździe do Berlina na Final Four LM. Zwycięstwo 3:0 lub 3:1 dawało mistrzom Polski bezpośredni awans. I przy dopingu 11,8 tys. widzów podopieczni Miguela Falaski zrealizowali to zadanie, choć na awans musieli mocno zapracować.
Włoski zespół już w pierwszym secie pokazał, że do Łodzi nie przyjechał na wycieczkę. W tej partii PGE Skra nie była na prowadzeniu, a goście od początku do końca dominowali na boisku. Szybko zdobyli trzypunktowe prowadzenie (3:0), które później zwiększyli do dziewięciu (20:11). Gospodarze momentami byli całkowicie zagubieni i w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła ustępowali rywalom, którzy bez problemów wygrali partię 25:16.
Nieudany początek meczu nie załamał jednak bełchatowian. W kolejnej partii przejęli inicjatywę i wyrównali stan meczu. Co prawda po pierwszej przerwie technicznej goście wyszli na prowadzenie 9:8, ale w czterech kolejnych akcjach punktowała PGE Skra (m.in. as serwisowy Mariusza Wlazłego), która do końca nie oddała już prowadzenia i wygrała seta 25:22.
Trzecia partia zaczęła się tak jak pierwsza – od trzech udanych akcji Sir Safety. Przy prowadzeniu gości 3:0 trener Falaska poprosił o przerwę, po której Aleksandar Atanasijevic z zagrywki zdobył czwarty punkt dla swojej drużyny. Kolejna akcja również była udana dla włoskiego zespołu, który później prowadził już 15:8. Był to jednak dopiero początek emocji.
PGE Skra odrobiła straty, a pomógł jej w tym Atanasijevic, który bardzo emocjonalnie i ekspresyjnie reagował nie tylko na każde zagranie, ale też na decyzje sędziów. Po jego nieudanym ataku gospodarze zmniejszyli straty do jednego punktu (16:17). Później atakujący Sir Safety za protesty skierowane pod adresem arbitrów obejrzał czerwoną kartkę, która dała PGE Skrze 19 punkt i remis. Ta sytuacja całkowicie rozbiła gości, którzy nie mogli się już odnaleźć na boisku. Bełchatowianie wyszli na prowadzenie 22:19 i po autowej zagrywce Atanasijevica wygrali seta 25:23.
W czwartym secie mistrzowie Polski niesieni ogłuszającym dopingiem publiczności postawili kropkę nad „i”. Rywali dobił Nicolas Marechal, który asem serwisowym zakończył spotkanie. Czwarta partię PGE Skra wygrała 25:18, a cały mecz 3:1.
Resovia przegrała, ale upokorzyła Rosjan
Rosjanie rzucili na szalę siłę i determinację. Mocno zagrywali i atakowali, nieźle grali blokiem. Resovia była spięta, nie mogła się wstrzelić zagrywką, niezbyt dobrze przyjmowała. Popełniała wiele błędów. Przed pierwszą przerwą techniczną aż cztery. Potem kolejne. Po drugim asie Luksa Divisa goście wygrywali 12:8. Po dwóch blokach Aleksandra Butki notowano 16:11 dla Lokomotiwu. Resovia zmniejszyła straty (17:18), ale rywale postawili na swoim.
W drugiej walczono punkt za punkt. Rosjanie nadal nie zwalniali ręki w polu zagrywki i w ataku. Resovia powoli nabierała rytmu. Po akcjach w wykonaniu Nikołaja Penczewa rzeszowski zespół wyszedł na prowadzenie (16:15 i 17:16). Po bloku Piotra Nowakowskiego miał dwa punkty w zapasie (19:17). Przewaga byłaby większa, gdyby nie dwie feralne zagrywki. Mylili się też rywale Denis Zemczenok i Lukas Divis. To ta dwójka sprezentowała gospodarzom dwa brakujące do wyrównania punkty.
- W pierwszych dwóch setach popełniliśmy aż 23 błędy, nie wiem jak wygraliśmy tą drugą partię - komentował trener Resovii Andrzej Kowal.
Trzeci set miał kapitalne znaczenie dla losów rywalizacji o Final Four. Nikt nie chciał zrobić ani kroku w tył. Resovia opanowała nerwy i sytuację, miała inicjatywę (13:11), Rosjanie popełniali coraz więcej błędów. Resovia przeważała 20:17. Artem Wolwicz wyrównał asem na 22:22. Ostatnie słowo należało do Resovii i Penczewa, do którego często adresował piłki Fabian Drzyzga i Jochena Schoepsa.
Kibice po ostatniej akcji niemieckiego atakującego eksplodowali radością, odśpiewali hymn klubu, a Rosjanie spuścili głowy. Trener Andrzej Kowal wprowadził na boisko zmienników. Lokomotiw wyrównał stan meczu i po zacietej walce wygrał także tie-breaka. Na pociesznie, bo to Rzeszów świętował historyczny sukces.
(PAP)
Reklama