Są wykształcone, bogate i chcą zabezpieczyć nie tylko o przyszłość dzieci, ale też swoją, kiedy za jakiś czas będą mogły liczyć na emigrację do USA na zasadzie sponsorowania przez najbliższą rodzinę. CNN Money zastanawia się, co motywuje Chinki, które coraz częściej przyjeżdżają rodzić do USA.
W Stanach Zjednoczonych obowiązują przepisy mówiące o tym, że każda osoba urodzona w USA otrzymuje amerykańskie obywatelstwo. I tak, w 2012 r. w USA urodziło około 10 tys. Chinek, ponad dwa razy więcej niż w roku 2008, kiedy było ich 4200 – taką informację podają chińskie media. Dla mieszkańców Państwa Środka dziecko z zagranicznym paszportem to nadzieja na ucieczkę z Chin, gdzie zanieczyszczenie powietrza jest już tak poważnym problemem, że mieszkańcy zaczynają zastanawiać się, czy żywność, którą spożywają, jest bezpieczna. Co więcej, zakrojona na szeroką skalę kompania przeciw korupcji prezydenta Xi Jinpinga też nie zachęca bogatych Chińczyków do pozostania w kraju.
A jak pokazują dane, wyjeżdżać chcą zwłaszcza ci najbardziej zamożni. Według raportu z ubiegłego roku instytutu badawczego Hurun blisko dwie trzecie Chińczyków mających na koncie ponad 10 mln juanów (1,6 mln dol.) wyemigrowało lub planuje wyemigrować.
– Jeśli w ojczystym kraju sytuacja gospodarcza lub polityczna pogorszy się, dziecko będzie miało gdzie wyjechać – mówi Leti Volpp, profesor prawa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. A dzieci będą mogły „sponsorować rodziców, kiedy osiągną 21 lat”.
Turystyka porodowa z roku na rok coraz bardziej się rozwija. W 2012 r. w USA urodziło około 10 tys. Chinek, ponad dwa razy więcej niż w roku 2008"
CNN Money opisuje przypadek 27-letniej Felicii He, która wydała kilkadziesiąt tysięcy dolarów, by urodzić w Kalifornii (taki pobyt to koszt nawet 50 tys.), w okolicach Los Angeles (to nie przypadek, bo właśnie tam występują duże skupiska chińskiej mniejszości). Do podróży zaczęła szykować się pod koniec pierwszego trymestru, o nakierowanie na dobrych lekarzy prosiła koleżanki, które już rodziły w Stanach. He urodziła w ubiegłym roku, a amerykański paszport oznacza według niej dostęp do lepszej edukacji dla dziecka – taki status otwiera drzwi do elitarnych międzynarodowych szkół w Pekinie, gdzie He mieszka wraz z mężem, a potem na zagraniczne uczelnie. Samych rodziców do USA mogłyby przyciągnąć niższe koszty utrzymania – tańsze są mieszkania, szczególnie w porównaniu z Pekinem. Z kolei inne matki wybierając poród w USA, chcą ominąć chińską politykę jednego dziecka – choć przepisy złagodzono, wciąż nie każda para może mieć więcej dzieci.
Zachętę może też stanowić fakt, że w znalezieniu mieszkania na krótki okres pomagają wyspecjalizowane agencje, które kuszą reklamami pakietów w hotelach dla przyszłych matek, w ramach których Chinki mogą liczyć na luksusowy apartament, posiłki, kierowców czy umawianie wizyt z lekarzami. Na stronach internetowych wspomnianych agencji można też znaleźć informacje, jak uzyskać paszport i gdzie ubiegać się o wizę.
Co więcej, nie tylko chińskie mamy angażują się w turystykę porodową. Była już wiceprezes koreańskich linii lotniczych Cho Hyun-ah urodziła bliźniaki na Hawajach, czym wzbudziła niezadowolenie w swoim kraju. Niektórzy komentatorzy wskazywali, że pozwoli to jej synom uniknąć obowiązkowej w Korei Południowej służby wojskowej.
Zresztą popularnością cieszy się nie tylko Kalifornia i USA kontynentalne, ale też np. Mariany Północne, terytorium stowarzyszone w USA, a leżące niedaleko Chin na Oceanie Spokojnym, gdzie chińscy turyści są objęci programem ruchu bezwizowego.
A jak sprawa przedstawia się od strony USA? Turystyka porodowa rozwija się w takim tempie, że Gregorio Sablan, delegat Marianów Północnych do Izby Reprezentantów USA, wielokrotnie naciskał na rząd, by wprowadzić w tej kwestii kontrole i ograniczyć napływ kobiet w ciąży. Jak zauważa CNN Money, pocieszeniem, choć w dalekiej perspektywie, może być fakt, że właściciel amerykańskiego paszportu, gdy dorośnie, będzie zobowiązany płacić amerykańskie podatki.
Anna Samoń