17 grudnia ubiegłego roku prezydent Barack Obama i przywódca Kuby Raul Castro oznajmili o wznowieniu stosunków dyplomatycznych, zerwanych ponad 50 lat temu po zwycięstwie marksistowskiej rewolucji, na której czele stał Fidel Castro. Ta decyzja podzieliła liczne środowisko kubańskie na Florydzie.
Najstarsi uchodźcy polityczni, pamiętający jeszcze zbrojną interwencję w Zatoce Świń, nie przypuszczali, że może dojść do normalizacji stosunków ze Stanami Zjednoczonymi w czasie, gdy i Castro, i kubańska partia komunistyczna są nadal u władzy. Patrioci kubańscy nigdy nie wątpili, że polityczna racja jest po ich stronie i że po obaleniu komuny powrócą tryumfalnie na Kubę. Młodsze pokolenie jest za zainicjowaną przez Baracka Obamę zmianą polityki wobec Hawany w nadziei, że utoruje ona drogę do reform na wyspie.
Negocjacje między Stanami Zjednoczonymi a Kubą w sprawie przywrócenia stosunków dyplomatycznych trwały 18 miesięcy, a finalne posiedzenie negocjatorów obu stron odbyło się w Watykanie. Można wierzyć, że źródłem obecnych zmian była pamiętna pielgrzymka Jana Pawła II na Kubę w 1998 roku, zaliczana do jednej z najbardziej przełomowych wizyt w historii jego pontyfikatu. Już na pokładzie samolotu lecącego na wyspę odpowiadając na pytania dziennikarzy, Jan Paweł II akcentował wyjątkowy i historyczny charakter tej wizyty oraz wyrażał nadzieję, że przyczyni się ona do pozytywnych zmian w życiu Kościoła i narodu kubańskiego. Podczas tej pielgrzymki papież upomniał się o więźniów sumienia, w efekcie czego zwolniono 180 więźniów politycznych. Jan Paweł II wystąpił też przeciwko nałożonym na Kubę amerykańskim sankcjom gospodarczym. Ameryka sankcji jednak nie cofnęła.
Mimo rozpoczętej normalizacji w stosunkach z Kubą i po wprowadzeniu pewnych ułatwień w podróżach i handlu nie można oczekiwać, że na wyspie zaczną rosnąć jak grzyby po deszczu amerykańskie hotele, do których będą ciągnąć zasobni turyści amerykańscy. Nie pozwala na to obowiązujące wciąż embargo na handel z Kubą. Może je znieść jedynie Kongres Stanów Zjednoczonych.
Właściciele agencji turystycznych na Florydzie cieszą się z powodu znoszenia biurokratycznych przeszkód, które dotąd bardzo ograniczały możliwości wyjazdów wypoczynkowych z USA na Kubę. W 2013 r. zaledwie niespełna 80 tys. obywateli USA, głównie kubańskiego pochodzenia, mogło odwiedzić Kubę, zwłaszcza w ramach odwiedzin rodzinnych, podczas gdy co trzeci z 3 milionów zagranicznych turystów był Kanadyjczykiem.
W ramach normalizacji stosunków zrewidowane będą zapewne amerykańskie przepisy imigracyjne dotyczące uchodźców kubańskich. W odniesieniu do Kubańczyków usiłujących przedostać się do USA drogą morską stosowana jest tak zwana zasada suchej/mokrej stopy. Zezwala ona na pozostanie w Ameryce Kubańczykom zatrzymanym przy przekraczaniu granicy lądowej. Ale zatrzymanych na morzu Amerykanie, poza nielicznymi wyjątkami, odsyłają z powrotem na Kubę.
Oprócz Kubańczyków przybyłych do USA bez dokumentów Stany Zjednoczone przyjmują co roku 20 tysięcy Kubańczyków, którzy osiedlają się w Stanach Zjednoczonych na podstawie umowy zawartej między Fidelem Castro i administracją prezydenta Billa Clintona. Została ona wynegocjowana w 1994 roku i ma na celu zmniejszenie ryzykownych prób pokonania Cieśniny Florydzkiej w drodze do USA przez Kubańczyków, często wykorzystujących w tym celu tratwy lub łodzie domowej roboty. Umowa daje Kubańczykom szansę legalnego wyemigrowania do Stanów Zjednoczonych bez narażania się na niebezpieczeństwa związane z morską eskapadą.
Głównym motywem, jakim kierują się Kubańczycy przedostający się do USA nie są względy polityczne i chęć ucieczki przed represjami komunistycznej dyktatury, ale szukanie lepszego życia. W komentarzach prasowych pisanych przez antykomunistycznie nastawionych Kubańczyków z pierwszego pokolenia, obecnych uciekinierów z Kuby nazywa się uchodźcami w cudzysłowie i wytyka się im, że podają się za osoby prześladowane, ale jakoś nie mają żadnych oporów, by zaraz po otrzymaniu zielonej karty udać się z wizytą do rodziny na Kubę.
Wojciech Minicz
fot.Ernesto Mastrascusa/EPA
Reklama