Był jedynym przedstawicielem Polonii amerykańskiej, któremu udało się zrobić, krótką wprawdzie, ale błyskotliwą karierę polityczną w III RP. Poczynania żadnego z polskich polityków nie były tak pilnie śledzone przez Polonię, jak to, co na arenie politycznej robił Andrzej Czuma. W końcu był jedynym posłem na Sejm z długim emigranckim stażem w Chicago.
Najpierw był start w wyborach w 2005 roku do Sejmu z listy Platformy Obywatelskiej. Do objęcia fotela posła Andrzejowi Czumie zabrakło wtedy niewielu głosów. Ostatecznie Czuma objął w Sejmie miejsce wakujące po Hannie Gronkiewicz-Waltz i został posłem, choć z opóźnieniem. Do Sejmu wystartował ponownie w 2007 roku. Wygrał i utwierdził swoją pozycję. Awans z Milwaukee Avenue na ulicę Wiejską stał się faktem.
Ale dopiero powołanie Andrzeja Czumy, w styczniu 2009 r., na jedno z kluczowych stanowisk w rządzie –ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego – uruchomiło lawinę emocji. Chicagowski Polonus ministrem w rządzie RP – to ewenement, który dla rozpolitykowanej, lecz politycznie słabej Polonii okazał się nie do pojęcia.
Sam Czuma mówił, że „to ogromny honor i obowiązek być ministrem w rządzie niepodległej i demokratycznej RP. (…) Proszę Boga Wszechmogącego, aby moje słabości wzmocnił i abym był użytecznym członkiem rządu Rzeczypospolitej Polskiej”. Modlitewna prośba o „wzmocnienie słabości” była na czasie, bo wkrótce miało się okazać, że słabością Andrzeja Czumy, kiedy jeszcze działał w Chicago, były długi, których nie spłacał.
Tymczasem Czuma jeszcze zbierał pochwały z lewa i z prawa. Poseł Ryszard Kalisz nazwał go „najbardziej przyzwoitym polskim politykiem”. „Człowiek prawy, silny, spokojny i stanowczy” – mówił o Czumie, przedstawiając go jako kandydata na ministra, premier Donald Tusk. Polonia była z pochwałami wstrzemięźliwa, a z jej komentarzy wyzierało raczej niedowierzanie i nuta zazdrości niż zadowolenie. Czuma się tym nie przejmował – wiadomo, polskie piekło.
W niespełna miesiąc po objęciu przez Czumę stanowiska ministra, w lutym 2009 r., tygodnik „Polityka” zarzucił mu, że w Chicago pozostawił po sobie niespłacone długi. W pierwszym artykule w tej sprawie przytoczono szereg wypowiedzi nieprzychylnych Czumie Polonusów. Prasa zamieszczała zdjęcia Czumy w poplamionym kombinezonie i z wiaderkiem farby, pochodzące z czasów, gdy w Chicago zajmował się remontem mieszkań. Zaczęło się dołowanie ministra. Ostatecznie jednak premier Donald Tusk stwierdził, że ufa wyjaśnieniom w sprawie długu złożonym przez Andrzeja Czumę i pozostawił go na stanowisku.
Według Cezarego Łazarewicza z „Polityki”, autora tekstu pt.: „Minister na debecie”, oskarżenie przeciw Czumie złożyła Colonial Credit Corporation. Firma zarzuciła mu, że naraził ją na stratę 7107 dolarów. Polityk miał robić zakupy, korzystając z karty kredytowej, ale należności nie spłacił. Zdaniem tygodnika o uchylanie się od zapłaty 3 tys. dol. za usługi medyczne oskarżył także Czumę amerykański szpital. Tygodnik stwierdził, że sąd w Illinois miał wydać kilkanaście wyroków, m.in. w sprawach niespłaconych pożyczek i zadłużeń.
Czuma poczuł się urażony zarzutami i w 2010 roku wytoczył „Polityce” proces. Domagał się w nim przeprosin w prasie o wartości kilkuset tys. zł i zapłaty 50 tys. zł zadośćuczynienia na cel społeczny.
Ostatnio Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił roszczenia Czumy, przyjmując, że dowody, które przedstawiła w swoich tekstach „Polityka”, są wiarygodne. Andrzej Czuma zapowiedział złożenie apelacji.
Wojciech Minicz
Na zdjęciu: Andrzej Czuma fot.Nicolas Bouvy/EPA
Reklama