O drodze od spraw polonijnych do polskich… i europejskich, jaką przebyła Polsko-Amerykańska Izba Handlowa opowiada z okazji 20-lecia działalności organizacji jej współzałożyciel i wieloletni prezes, a obecnie dyrektor wykonawczy – Bogdan Pukszta.
Organizacja od samego początku działała z rozmachem. Jak wspomina jej współzałożyciel, na pierwszym spotkaniu, w Dniu św. Walntego w 1994 r., spotkali się przedstawiciele trzydziestu polonijnych firm.
– Ponad trzydziestu biznesmenów, w większości z północno-zachodniej części Chicago i przedmieść, postanowiło założyć organizację, dzięki której wspólnie mogliby rozwiązywać swoje sprawy. Głównie chodziło o promocję firm. Na początku to była Polonijna Izba Gospodarcza. Dopiero później przyjęliśmy nazwę Polsko-Amerykańska Izba Handlowa. Było to związane z rodzajem naszego posłannictwa. Naszym głównym celem było skupienie biznesów polonijnych, których właścicielami byli najczęściej emigranci z Polski. Prowadziłem wówczas działalność akademicką, więc do mnie należało spisywanie dokumentów, organizacyjne dopatrzenie różnych spraw. Robiłem to wszystko jako wolontariusz. Zresztą do tej pory większość osób związanych z izbą pracuje na zasadzie wolontariatu, na przykład rada dyrektorów. Pierwsza rada to było kilkanaście osób, a w zarządzie – tym ścisłym – byli tacy ludzie jak Jan Kryński, właściciel DOM ITP. On był motorem biznesowym organizacji; doprowadził do tego, że ponad 30 właścicieli firm zebrało się w Sali Królewskiej na trzecim piętrze Centrum Kopernikowskiego i założyło Polish American Chamber of Commerce (PACC), po polsku – Polonijną Izbę Gospodarczą - wspomina nasz rozmówca.
Relacjonując rozwój powstałej 20 lat temu izby, Bogdan Pukszta przypomina, że z czasem – oprócz wzrostu lokalnych potrzeb i zainteresowań rosnącej liczby firm członkowskich – coraz więcej przedsiębiorstw chciało inwestować i robić biznes w Polsce. Wtedy, jeszcze na początku lat 90., działała izba o nazwie US-Poland Chamber of Commerce. Skupiała się nie na rynku polonijnym, ale bardziej na śródmieściu Chicago i promowaniu tylko i wyłącznie inwestowania w Polsce, polecając duże firmy. Ich misja spełniła się już w połowie lat 90. i wkrótce przestali istnieć.
– W związku z tym, że nie było innej organizacji, do której mogłyby kierować się interesy związane z Polską, zaczęliśmy odczuwać coraz większe zainteresowanie dodatkowym wymiarem – nie tylko lokalnym, ale i polskim. O informacje zwracały się, oprócz firm członkowskich, biznesy spoza Chicago, a nawet z innych stanów. Kiedy się zorientowaliśmy, że oprócz lokalnego posłannictwa mamy przed sobą sprawy związane z Polską, nazwaliśmy się Polsko-Amerykańską Izbą Gospodarczą.
Wtedy właśnie decyzją polskiego rządu funkcje dotychczasowych sekcji handlowych w konsulatach przejęła ambasada w Waszyngtonie. – Teraz kiedy konsulat generalny dostaje zapytania – lokalne, ze Stanów, czy z Polski – dotyczące biznesu, to kieruje je do nas. Jesteśmy więc bardzo zapracowani i zabiegamy o rozszerzenie działalności, aby wychodzić naprzeciw potrzebom coraz większej liczby tych, którzy się z nami kontaktują – mówi Pukszta, podkreślając, że PACC rozwija się wraz z rozwojem Polski.
– Na początku zmian w Polsce dużo robiliśmy, żeby zachęcić ludzi do inwestowania, w tym firmy amerykańskie, żeby wchodziły do Polski. Nie było to łatwe. Ale Polska miała wielu imigrantów w Stanach i wielu z nich pracowało w wielkich firmach czy instytucjach. To była tylko kwestia zachęcenia tej firmy od wewnątrz albo wysłania pracowników polskiego pochodzenia, aby przetarli szlaki w Warszawie. Nie wiem, czy Polska docenia to pionierskie podejście, którego nie mieli Francuzi czy Niemcy. Dopiero potem, kiedy dzięki Polonii amerykańskiej i amerykańskim firmom to zaczęło się układać, po roku 2000 kraje zachodnioeuropejskie zaczęły przewyższać Polskę w ilości inwestycji.
Zapytany o spotykane dawniej narzekania zachodnich inwestorów, że polskie prawo nie nadąża za zmianami i utrudnia dobrą współpracę z zagranicznymi firmami, nasz rozmówca zapewnia: – Polska ma teraz poczucie, a to dobrze o niej świadczy, że konkuruje z innymi krajami i jeżeli nie stworzy inwestorom dobrych warunków, to pójdą gdzie indziej. A w prasie zachodniej – mimo narzekania – bardzo pozytywnie się pisze o Polsce. Czytamy, że Polska najlepiej się ma w całej Europie. Cudzoziemcy chętnie się tam wybierają, również ze względu na charakter ludzi. Polacy się podobają.
Perspektywy PACC wyglądają dziś zupełnie inaczej niż 20 lat temu. – Wówczas to była wielka niewiadoma. Przyglądaliśmy się, co robią izby gospodarcze innych grup narodowych, np. niemiecka, która istnieje już 50 lat i ma w tej chwili 800 firm członkowskich. My mamy około 300. Kiedy zaczniemy ich doganiać, będę zadowolony – uśmiecha się pan Bogdan. – Na razie usilnie pracujemy. Jesteśmy zapraszani, żeby raz w miesiącu organizować wspólną imprezę z innymi izbami Europy – niemiecko-amerykańską, włosko-amerykańską, British Council… Jest ich około dziesięciu. Zaczynają nas promować jako jedną z europejskich organizacji – wyjawia dyrektor wykonawczy PACC.
Ale zaraz dodaje: – Dla nas jednak najważniejszy jest rynek polonijny, który w Chicago naprawdę jest sercem amerykańskiego biznesu. Podkreślamy, że objęcie Polaków programem bezwizowym nie jest w interesie Polski, tylko w interesie amerykańskiego rynku.
Krystyna Cygielska
fot.PACC Facebook