Jerzy Janowicz przegrał z rozstawionym z numerem 18. Kevinem Andersonem z RPA 7:6 (8-6), 2:6, 1:6, 3:6 w drugiej rundzie wielkoszlemowego turnieju US Open. Polski tenisista pierwszy raz w karierze dotarł do tej fazy nowojorskiej imprezy.
Wydawało się, że 43. w rankingu ATP Janowicz będzie miał nad sklasyfikowanym o 23 pozycje wyżej Andersonem przewagę większego zapasu sił. Łodzianin bowiem, by pokonać Serba Dusana Lajovica w czterech setach, potrzebował trzech godzin. Zawodnik z RPA z kolei o 60 minut dłużej walczył z Urugwajczykiem Pablo Cuevasem i zwyciężył w pięciu odsłonach.
Początek spotkania mógł natchnąć optymizmem kibiców łodzianina - 23-letni tenisista objął prowadzenie 3:0 i wykazywał się dużą aktywnością. Anderson z kolei wolno wchodził w mecz, serwisem nie robił krzywdy rywalowi, a dodatkowo popełniał proste błędy.
Sytuacja jednak szybko się zmieniła - wyżej notowany z zawodników zaczął odrabiać straty, a Polak wrócił do swojego głównego grzechu z ostatnich miesięcy - błędów serwisowych. Reprezentant RPA wyszedł na prowadzenie 5:4. Janowicz doprowadził do wyrównania, ale nie przyszło mu to łatwo. Efektu nie przynosiły stosowane przez niego często skróty. W tej fazie rywalizacji przeplatał nieudane zagrania efektownymi uderzeniami po skosie, dzięki czemu widzowie obejrzeli tie-break.
Ten miał niemal identyczny przebieg jak wcześniejsza rywalizacja - Polak roztrwonił przewagę 3-0 i zwycięstwo zapewnił sobie dopiero w nerwowej końcówce. Łodzianin po ostatniej akcji wydał z siebie głośny przeciągły okrzyk i zacisnął triumfalnie pięści.
Dobrą grę kontynuował już tylko w pierwszym gemie kolejnego seta. Później przebieg wydarzeń na korcie w pełni kontrolował Anderson. Polak z kolei wyglądał na zagubionego. Grał niepewnie, a wraz z kolejnymi niepowodzeniami reagował coraz bardziej nerwowo. Starszy o cztery lata przeciwnik często uderzał piłkę precyzyjnie tuż przy linii. Łodzianin zaś posyłał ją na środek pola gry lub - z czasem - coraz częściej zatrzymywała się ona na siatce po jego stronie kortu. Pokrzykiwania i machanie rakietą na znak niezadowolenia na nic się nie zdało. Janowicz przegrał gładko dwie kolejne partie.
Po ostatniej z nich udał się do szatni, prosząc o przerwę. Ta jednak również nie przyniosła oczekiwanego efektu. Półfinalista ubiegłorocznej edycji Wimbledonu tylko na chwilę wrócił do dobrej gry, ale Anderson nie dawał mu szans przy własnym podaniu. Przy stanie 2:4 sfrustrowany Polak zamachnął się rakietą ze złością. Walkę podjął jeszcze w ósmym gemie, ale w kolejnym zawodnik z RPA przypieczętował już sukces. Rozczarowany łodzianin rozpamiętywał porażkę, szarpiąc torbę z rakietami.
Piątkowy mecz tych wyróżniających się wzrostem zawodników (obaj mierzą 2,03 m) był zapowiadany jako pojedynek na potężny serwis. Statystyki jednoznacznie wskazują jego zwycięzcę. Anderson posłał 15 asów przy trzech podwójnych błędach, u Janowicza statystyka w tych elementach jest znacznie gorsza - 2-11.
Była to druga konfrontacja tych tenisistów i po raz drugi wygrał zawodnik z RPA.
W dwóch poprzednich edycjach US Open 23-letni Polak przegrywał mecz otwarcia, a w trzech wcześniejszych nie przeszedł eliminacji.
Janowicz był ostatnim przedstawicielem polskiej ekipy w zmaganiach singlowych. W drugiej rundzie wyeliminowana została również rozstawiona z numerem czwartym Agnieszka Radwańska.
(PAP)
Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.