Gubernator Luizjany Bobby Jindal oskarżył prezydenta Baracka Obamę i generalnie demokratów o rozpętanie wojny przeciw swobodom religijnym i edukacji. Ostrzegł, że rosnące niezadowolenie doprowadzi do rebelii, ponieważ ludzie już są gotowi do „wrogiego przejęcia” Waszyngtonu.
Podczas dorocznej konferencji organizowanej przez chrześcijańskiego aktywistę Ralpha Reeda, prezesa grupy pod nazwą Koalicja Wiary i Wolności (Faith and Freedom Coalition) uczestniczyło ponad tysiąc ewangelickich liderów i wielu republikańskich polityków, którzy wierzą, że ewangelicy nadal stanowią trzon ich wyborców.
Jindal zarzucił prezydentowi całkowity brak kompetencji zarówno w polityce krajowej, jak i zagranicznej, nieumiejętność rządzenia i ekstremalny liberalizm.
Inny gość konferencji, senator Rand Paul z Kentucky stanął w obronie Obamy. Oświadczył, że za sytuajcę w Iraku w żadnym wypadku nie można winić obecnego prezydenta lecz fakt, że poprzednia administracja bezpodstawnie wywołała wojnę i bezmyślnie doprowadziła do destabilizacji tego kraju. Paul jest stanowczo przeciwny wysyłaniu wojsk do Iraku. Stoi na stanowisku, że USA nie powinny angażować się w konflikty za granicą, gdyż skutki takiej polityki są żałosne.
Postawę Paula ostro skrytykował były wiceprezydent Dick Cheney, który opowiada się za wysłaniem wojsk i zaprowadzeniem ładu w kraju opanowanym przez zamieszki na tle religijnym. W programie ABC „This Week” strasząc ponownie dżihadystami Cheney oświadczył, że wysłanie amerykańskich wojsk do Iraku jest konieczne ze względu na bezpieczeństwo USA. (eg)
Reklama