Wydarzenia na Ukrainie niepokoją świat od listopada ubiegłego roku. Ale dziś nikt nie zastanawia się, jak i dlaczego konflikt ukraińsko-ukraiński przerodził się w konflikt ukraińsko-rosyjski. Czy Rosja czyniła przygotowania do odebrania Ukrainie Krymu, czy też krymscy Rosjanie i Moskwa błyskawicznie skorzystali z wewnętrznych nieporozumień Ukraińców?
Zanim burdy zaczęły się na dobre, najpierw usunięto demokratycznie wybranego (wszyscy zagraniczni obserwatorzy zaświadczali o prawidłowym przebiegu wyborów) prezydenta Wiktora Janukowycza, potem zmuszono go do ucieczki, oskarżając o zbrodnie wojenne. Największą zbrodnią, według liderów protestów, było odrzucenie (niejasno sformułowanej) umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Początkowo pokojowe, potem zaczepne akcje policja przyjmowała ze spokojem. W lutym padły pierwsze strzały. Kto zaczął strzelać? Nie ma pewności. Jedni twierdzą, że ludzie Putina, inni obciążają nacjonalistów działających na polecenie Zachodu.
Na pytanie czy Rosja po prostu miała szczęście do Krymu, czy bardzo się o niego starała, ukraińscy imigranci z Chicago jednoznacznie nie umieją odpowiedzieć. Wiedzą jedno... w żadnym wypadku nie chcą zbliżenia z Rosją. Sowieckich „przyjaciół” znają aż nadto dobrze. − Chcemy do Europy. Nie można wiecznie jeść kartoflanki z nadzieją, że cudem zmieni się w schabowego − mówi Igor Plekan.
„Jak Ruskie dadzą, to odbiorą z nawiązką”
Igora nie interesuje, że pozostającej w tragicznej sytuacji ekonomicznej Ukrainie Unia Europejska oferowała niewielką pomoc obwarowaną ciężkimi warunkami, m.in. żądaniem o natychmiastową podwyżkę cen gazu o 100 proc., podczas gdy Putin dawał 15 mld dol. i proponował zmniejszenie ceny ropy o jedną trzecią. Obietnic Moskwy Igor nie traktuje poważnie. Z doświadczenia wie, że jak Ruskie coś dadzą, to odbiorą z nawiązką. Przyznaje, że kraj jest niemal równo podzielony na wschodni obszar prorosyjski i zachodni – proeuropejski. Ma nadzieję, że nigdy nie dojdzie do podziału Ukrainy.
− Gdy robi się ostro, to naród zawsze się jednoczy − mówi. Po chwili jednak dodaje, że na Ukrainie trudno mówić o jednolitym narodzie. − Tak nas Sowieci wymieszali, że na dobrą sprawę nie wiadomo, kto skąd pochodzi, i chyba dlatego nie zawsze można na ludzi liczyć. Trzeba także pamiętać, że Rosja jest mistrzem propagandy. Jak wbije ciemnej masie w głowy, że Moskwa chce dla nich dobrze, a inni nie, to zaczynają w to wierzyć. Znam kobietę, która popiera Rosję, bo tam tańsza benzyna. No i co pani na to?
Tak nas Sowieci wymieszali, że na dobrą sprawę nie wiadomo, kto skąd pochodzi...
Gdy pytamy Igora, czy uważa, że Ukraina odbierze Rosji Krym i czy warto bić się o ten półwysep, odpowiada: − Warto, warto, tylko na pewno szybko to nie nastąpi. Przyjdzie jednak taki moment, jesteśmy cierpliwi.
Ławrow proponuje rozbiór Ukrainy
Propozycję rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa o stworzeniu Ukraińskiej Federacji, a w rzeczywistości podzieleniu państwa na oddzielne obszary z własną gospodarką, językiem i religią, Igor Plekan uważa za kolejną próbę osłabienia Ukrainy w ramach większego planu przeciągania członków federacji na swoją stronę. Im mniejsze grupy etniczne, tym łatwiej skusić do współpracy obietnicami poprawy bytu. Igor uważa, że Rosja nie ma prawa ingerować w wewnętrzne sprawy Ukrainy. Najbardziej denerwuje go to, że amerykański sekretarz stanu John Kerry zamiast zaprotestować przeciw planom Ławrowa, powiedział tylko, że o ewentualnym stworzeniu federacji muszą zadecydować sami Ukraińcy. Brzmiało to jak przyzwolenie.
Dyskryminowani we własnym kraju
Pochodząca ze Lwowa Halina Shajan denerwuje się, że Rosja szykuje plan rozbioru Ukrainy. Nie wierzy w możliwość odzyskania Krymu, uważa jednak, że Moskwa nie może podjąć starań o odebranie wschodniej części Ukrainy pod pozorem niesienia pomocy mieszkającym tam Rosjanom, bo to oni dyskryminują Ukraińców, a nie odwrotnie. Gdy słyszą na ulicy ukraiński język, od razu dają znać, że mają cię za wiejskiego parobka. Zresztą wszystkie napisy, hasła, nazwy ulic, są pisane w języku rosyjskim. Nie ma mowy o żadnych prześladowaniach Rosjan.
Halina utrzymuje bliski kontakt z koleżanką z Doniecka. Wytworzyła się tam taka sytuacja, że kobieta boi się wyjść na ulicę. − Po aneksji Krymu, gdzie spośród 93 proc. mieszkańców głosujących za oderwaniem od Ukrainy przynajmniej 30 proc. zrobiło to pod groźbą, Rosjanie ze wschodu Ukrainy podnieśli głowy. Zresztą ciągle są bombardowani rosyjską propagandą. Słuchają i oglądają wyłącznie rosyjskie radio i telewizję, a tam straszą ich banderowcami i faszystami. Trudno powiedzieć, co im strzeli do głowy. Chcą do Rosji? Proszę bardzo, ale bez naszej ziemi − mówi Halina.
Dla Haliny i Igora intencje Moskwy są jasne. W tym tygodniu rosyjski premier Miedwiediew w Symferopolu obiecywał Krymczanom złote góry, obrócenie półwyspu w mekkę turystyczną, podwyżki płac i emerytur dla 140 tysięcy pracowników państwowych, naprawę dróg, kolei i lotnisk…
Impotencja Zachodu i bankructwo Ukrainy
W czasie, gdy ONZ i Unia Europejska domagają się ustąpienia Rosjan z Krymu, wizyta Miedwiediewa świadczy o impotencji Zachodu i samej Ukrainy. Dla Moskwy jest oczywiste, że nikt nie stanie w obronie zagarniętego półwyspu. Może się jednak przeliczyć w sprawie kosztów aneksji, choć te, w porównaniu z korzyściami płynącymi z pełnego dostępu do morza, raczej zlekceważy. Szacuje się, że Krym będzie kosztował Rosję ponad 7 mld dol., i to tylko na początek. Półwysep jest uzależniony od ukraińskiej elektryczności w 85 proc., z Ukrainy dostaje 90 proc. wody zdatnej do picia i znaczną część żywności. Wstrzymanie tych dostaw z Ukrainy może stanowić poważny problem dla Moskwy.
Stany Zjednoczone i Unia Europejska nie mogły dogadać się w sprawie pomocy dla Ukrainy wcześniej, gdy o to zabiegała. Teraz pracują nad pakietem pożyczek w wysokości 27 mld dol., wypłacanych przez dwa lata. Według ekspertów na wyjście z kryzysu Ukraina potrzebuje 35 mld, lecz zgodzi się na każdą kwotę i wszystkie warunki, jakie by one nie były. Tymczasowy premier Arsenij P. Jaceniuk już powiadomił współobywateli, że kraj znajduje się na krawędzi ekonomicznego i finansowego bankructwa, a dochód narodowy w tym roku spadnie o całe 10 proc., jeśli nie wprowadzi drakońskich oszczędności, w tym podwyżki podatków i cen oraz zamrożenia płac.
Po usunięciu Janukowycza nikt tego się nie spodziewał. Ukraińcy ciągle oczekują szybkiej poprawy. Tymczasem mogą liczyć na powrót sytuacji z lat dziewięćdziesiątych po uzyskaniu niepodległości. − Wtedy sklepy świeciły pustkami; teraz są pełne, ale ludzi na nic nie będzie stać − obawia się Halina.
Kogo wybrać?
To bardzo trudne pytanie. W maju odbędą się wybory na prezydenta. Zarówno Halina jak i Igor pewność mają co do jednego − trzeba odrzucić kandydaturę byłej premier Julii Tymoszenko, którą w czasie rozruchów wypuszczono z więzienia. Igor określa Tymoszenko krótko i dobitnie: siostra Putina.
O stanowisko prezydenta ubiega się 24 kandydatów. Za najlepszego Halina Shajan uważa byłego szefa ukraińskiej dyplomacji Petro Poroszenkę. Ma doświadczenie polityczne i jest świetnym biznesmenem, a to przecież coś więcej niż mają do zaproponowania inni.
Na początku lutego największą sympatią wyborców wśród polityków opozycyjnych cieszył się znany bokser Witalij Kliczko, przywódca partii UDAR. Przedwyborczy sondaż wykazał, że dostał jednak mniej głosów (28,7 proc.) od Janukowycza (29,5 proc.). Fakt ten rodzi kolejne pytania: o co tu chodzi, kto naprawdę wywołał zamieszki, komu wierzyć?
Wątek amerykański
Od początku demonstracji w Kijowie padały podejrzenia, że ruchem kierują ukraińscy faszyści. Portal 21st Century Wire and Global Research identyfikuje ich z ultraprawicową paramilitarną organizacją UNA − USO (ukraińskie zgromadzenie narodowe − ukraińska samoobrona), tą samą, która w czasie pomarańczowej rewolucji dawała ochronę prozachodnim kandydatom, Wiktorowi Juszczenko i Julii Tymoszenko.
Portal utrzymuje, że w rzeczywistości UNA − USO jest narzędziem NATO i macza palce w brudnych rozgrywkach przymierza, podając się za rosyjskie siły specjalne. Przypuszcza się, że ludzie z tej organizacji oddali pierwsze strzały w Kijowie. Z wywodu Global Research wynika, że partia Julii Tymoszenko – Swoboda, to tylko przykrywka dla ukraińskich neonazistów.
Ponadto portal podaje, że rozruchami mogli sterować Amerykanie. Wskazuje na to fakt, że zgodnie z życzeniem wicesekretarz stanu USA Victorii Nuland tymczasowym premierem Ukrainy został Arsenij Jaceniuk. Trzeba pamiętać, że liderzy demonstracji na Majdanie za największe przestępstwo Janukowycza uznali odrzucenie niejasno sformułowanej oferty Unii Europejskiej na rzecz konkretnej propozycji pomocy z Rosji. To spowodowało ogromne zaniepokojenie Waszyngtonu.
Podczas rozmowy z ambasadorem USA w Kijowie wicesekretarz stanu Victoria Nuland w niecenzuralnych słowach potępiła i obraziła UE. W rezultacie Unia zaczęła działać samodzielnie. Przed eskalacją przemocy ministrowie spraw zagranicznych Niemiec, Francji i Polski udali się do Kijowa na rozmowy z udziałem Janukowycza, trzech liderów ukraińskiej opozycji i reprezentantem Rosji. USA nie zaproszono. Interwencja UE bez USA była odpowiedzią na stanowisko Nuland.
Wszystkie strony, w tym większość przedstawicieli partii uczestniczących w protestach, wyraziły zgodę na nowe wybory prezydenckie, powrót do konstytucji z 2004 roku i wypuszczenie na wolność Julii Tymoszenko. Dyplomatyczny kompromis trwał niecałe 12 godzin.
Na Majdanie snajperzy zaczęli strzelać. Ludzie wpadli w panikę. Wycofała się również spanikowana policja, która do tej pory miała zakaz używania broni. Kto strzelał? Powołując się na opinię weteranów amerykańskiego wywiadu, Global Research wskazuje UNA – UNSO. Jeśli prawdą jest to, że organizacja ta nie jest ukraińską opozycją, lecz tajnym narzędziem NATO, to można przypuszczać, że jeden z głównych graczy międzynarodowej sceny, wykluczony z rozmów w Kijowie, dopuścił się sabotażu pokojowego kompromisu Ukrainy z EU.
„Bez względu na to, gdzie leży prawda, jasne jest to, że Waszyngton przygotował «ekonomiczny gwałt» na Ukrainie, korzystając z kontroli nad Międzynarodowym Funduszem Walutowym (IMF) − pisze Global Research.
W zamian za pomoc z IMF Waszyngton żąda przyjęcia niezwykle uciążliwych warunków, wysuniętych w czasie negocjacji w październiku ubiegłego roku. Ukraina będzie zmuszona do podwojenia cen gazu i elektryczności, zniesienia zakazu prywatnej sprzedaży ziemi, dewaluacji hrywny, cięć funduszy na szkoły i świadczenia dla emerytów i zrównoważenia budżetu. Ale czy o to Ukraińcom chodziło?
Elżbieta Glinka
[email protected]