Dziwne rzeczy dzieją się ostatnio na amerykańskim rynku samochodowym, choć przeciętny nabywca "czterech kółek" zapewne nic o tym nie wie. Firma Tesla Motors produkuje od paru lat niezwykle ciekawy samochód elektryczny, który zasięgiem zaczyna dorównywać tradycyjnym pojazdom benzynowym i który posiada niezwykle imponujące parametry techniczne. Ponadto doskonale się prezentuje, co nie jest bez znaczenia. Koncern produkujący to auto sprzedaje rocznie ok. 35 tysięcy sztuk, ale przyrost sprzedaży jest bardzo dynamiczny, podobnie zresztą jak rozwój sieci "stacji szybkiego ładowania", która do końca roku 2015 ma objąć całe terytorium USA i znaczną część Kanady.
Samochód Tesla Model S to na razie pojazd dla ludzi zamożnych, gdyż kosztuje sporo ponad 50 tysięcy dolarów. Jednak ceny będą zapewne systematycznie spadać. Nie da się zatem zaprzeczyć, iż jest to rewolucyjny przełom na drodze do porzucenia w końcu silników spalinowych. Jednak reakcja właścicieli salonów samochodowych jest tyleż zaskakująca, co dająca wiele do myślenia.
Tesla nie korzysta z usług pośredników i sprzedaje swoje pojazdy prosto do rąk nabywców. Ba, można nawet sobie taki samochód zamówić w witrynie internetowej firmy. Budzi to jednak ostry sprzeciw ze strony dealerów, którzy w kilku stanach wszczęli prawny bój o to, by zakazać sprzedawania jakichkolwiek samochodów bez pośrednictwa salonów samochodowych. Argumentują, że Tesla "podcina im biznes" i działa "niezgodnie z prawem". Procesy sądowe toczą się między innymi w Ohio, New Jersey i Nowym Jorku.
Wszystko to jest dość kuriozalne. Naczelną zasadą amerykańskiego rynku, nie tylko samochodowego, ale każdego innego, zawsze było to, że każdy producent ma prawo sprzedawać swoje wyroby według własnego uznania o ile tylko jest to produkt legalny. Ponadto Tesla w żaden sposób nie zagraża sieci salonów samochodowych, gdyż sprzedaje wyłącznie jeden model pojazdu (choć wkrótce mają być dalsze), który nie konkuruje z żadnymi innymi samochodami na rynku, gdyż jest po prostu czymś nowym i unikalnym.
Panika i strach, jaki pojazdy Tesla zdają się budzić wśród dealerów ma dość oczywiste podłoże. Przez wiele długich lat wielkie koncerny samochodowe korzystały z pośrednictwa dealerów i sprzedawały pojazdy benzynowe, a wszelkie eksperymenty z innymi źródłami napędu zbywały stwierdzeniami, że to za drogo, że nie ma odpowiednich technologii i że nikt tego nie kupi. Teraz okazuje się, iż zbudowanie sensownego i atrakcyjnego samochodu elektrycznego jest całkiem możliwe, tyle że udowodniła to niewielka spółka prywatna, a nie Ford czy General Motors.
Gdyby dziś samochód Tesla Model S kosztował mniej niż 30 tysięcy dolarów, firma zapewne nie nadążyłaby z jego produkcją, by zaopatrzyć wszystkich chętnych. Sprzedawanie tego niezwykłego produktu bez pośredników grozi zatem, prędzej czy później, nie tylko totalnym odwrotem od tradycyjnych samochodów, ale zmianą całej, misternie od dekad konstruowanej struktury samochodowego rynku, której nieodłączną częścią jest sieć salonów samochodowych.
Jeśli zaś chodzi o potentatów z Detroit, oni również mają powody, by bać się Tesli i ich "elektryka". Gdy sądy opowiedzą się za zezwoleniem na bezpośrednie sprzedawanie samochodów, tradycyjne koncerny być może będą musiały zastanowić się, czy nadal korzystać z usług dealerów, czy też zacząć otwierać własne sklepy, tak jak robi już do pewnego stopnia firma Tesla Motors. Jednym słowem, robi się coraz bardziej interesująco, a oczekiwana od dawna samochodowa rewolucja elektryczna wydaje się czyhać za rogiem.
Andrzej Heyduk
Reklama