Departament Stanu USA wyraził w poniedziałek zaniepokojenie z powodu skazania na śmierć przez sąd w Egipcie 529 członków lub zwolenników zdelegalizowanego Bractwa Muzułmańskiego. Islamiści zostali skazani za akty przemocy popełnione w lecie 2013 r.
"Jesteśmy głęboko zaniepokojeni i powiedziałabym - mocno zszokowani" - oświadczyła rzeczniczka Departamentu Stanu Marie Harf.
"Wydaje się po prostu niemożliwe, by w ciągu dwóch dni procesu udało się dokonać sprawiedliwej i zgodnej z międzynarodowymi standardami oceny dowodów i zeznań 529 oskarżonych" - dodała. Zdaniem rzeczniczki taki wyrok jest sprzeczny z logiką.
Amerykańskie władze apelują do egipskiego rządu, by "zapewnił sprawiedliwe procedury wszystkim osobom przetrzymywanym" w tym kraju - dodała Harf.
Waszyngton regularnie krytykuje tymczasowe władze w Kairze. Rząd ten powstał po odsunięciu i aresztowaniu w lipcu 2013 roku Mohammeda Mursiego, który był pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem Egiptu.
"Wiele razy mówiliśmy, że aresztowania, zatrzymania i wyroki, które wydają się umotywowane politycznie, będą hamowały przemiany demokratyczne w Egipcie zamiast je przyspieszać, na co liczymy" - przypomniała Harf.
W poniedziałek sąd w mieście Al-Minja w środkowym Egipcie wydał werdykt zaledwie po dwóch rozprawach, podczas których obrońcy oskarżonych narzekali, że nie mieli okazji, by przedstawić swoją wersję zdarzeń. Wyrok nie jest prawomocny.
Proces dotyczył zabicia policjanta, próby zabicia dwóch innych i ataku na posterunek policji oraz innych aktów przemocy dokonanych w sierpniu ubiegłego roku w prowincji Al-Minja. Do zajść doszło w odwecie za pacyfikację 14 sierpnia 2013 roku w Kairze dwóch obozowisk zwolenników Mursiego. Podczas likwidowania obozowisk przez siły bezpieczeństwa zginęły 632 osoby, w tym 624 cywilów.
Za wydarzenia w Al-Minji sądzonych jest łącznie 1200 osób. W poniedziałek przed sądem stanęło 153 oskarżonych, którzy zostali zatrzymani; reszta była sądzona zaocznie.
Do stawienia się przed sądem we wtorek wezwano 700 oskarżonych, w tym również wielu członków Bractwa Muzułmańskiego; większość z nich uciekła - zauważa agencja AFP. Miasto i prowincja Al-Minja to bastiony islamistów.
Od odsunięcia przez armię od władzy Mursiego egipskie wojsko i siły bezpieczeństwa były celem wielu ataków ze strony muzułmańskich radykałów; zginęło w nich około 300 żołnierzy i policjantów. Władze oskarżają o te ataki głównie Bractwo Muzułmańskie.
Wspierany przez wojsko obecny rząd Egiptu rozpoczął akcję przeciwko Bractwu, z którego wywodzi się Mursi. Władze zdelegalizowały działalność ugrupowania i uznały je za organizację terrorystyczną, a tysiące zwolenników islamistów trafiło do więzienia.
Z powodu represji wobec zwolenników Mursiego Waszyngton częściowo zawiesił pomoc dla Kairu, która rocznie sięga 1,5 mld dolarów. Jednak USA, które od 35 lat są sojusznikiem Egiptu, nie uznały obalenia islamistycznego prezydenta za zamach stanu.
Szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry ocenił, że egipska armia odsunęła Mursiego od władzy, by "przywrócić demokrację". Ostatnio Kerry mówił nawet, że wkrótce amerykańska pomoc dla Egiptu może być wznowiona.(PAP)
Reklama