Po wielu latach znamiennego milczenia Partia Republikańska nagle zaczęła mówić o konieczności zreformowania amerykańskiego systemu imigracyjnego. Dla przypomnienia, przed kilkoma miesiącami Senat zatwierdził, dość znaczną większością głosów, totalne przemeblowanie w sprawach imigracyjnych, a w przemeblowaniu mieściło się nawet zniesienie obowiązku wizowego dla Polaków.
Jednak wtedy Izba Reprezentantów, a szczególnie jej przewodniczący, John Boehner, nie dopuścili do otwartego głosowania w tej sprawie i tym samym ustawa ta przepadła. Dlaczego? Boehner argumentował, że na coś takiego "nie czas" i że większość jego posłów ustawie się sprzeciwia, gdyż zapewnia ona milionom nielegalnych przybyszów do USA możliwość uzyskania prawa stałego pobytu, a potem również obywatelstwa.
Zastanawiająca jest zatem ta nagła zmiana imigracyjnych sentymentów. Wprawdzie republikanie nadal są przeciwni "amnestii" dla nielegalnych, ale Boehner twierdzi obecnie, iż możliwe byłoby zreformowanie systemu imigracyjnego "stopniowo", a zatem na drodze kilku ustaw, a nie jednej.
Geneza tego niespodziewanego zwrotu jest prosta. Prognostyki demograficzne wykazują, że w połowie obecnego stulecia ludność latynoska może stać się największym blokiem wyborczym kraju, co jest o tyle niefortunne dla republikańskich polityków, że mają oni bardzo niskie poparcie wśród tej części społeczeństwa. W ostatnich wyborach prezydenckich Mitt Romney przegrał z kretesem wśród Latynosów, czemu nie można się dziwić, bo trudno jest popierać partię, która zdaje się ten segment ludności USA w większości ignorować. Poparcie dla ustawy imigracyjnej ma być zatem ostatnią deską ratunku dla formacji politycznej, która w sensie etnicznym i rasowym tonie.
Problem polega jednak na tym, że nawet jeśli w tym roku dojdzie do zatwierdzenia jakichś reform imigracyjnych, niczego dramatycznie to nie zmieni w partyjnych szeregach, bo nadal działają w nich ludzie wypowiadający publicznie dość szokujące poglądy. Niedawno konserwatywna komentatorka Ann Coulter ostro skrytykowała swoją partię za to, że zdaje się ona popierać reformę imigracyjną i dodała, że Partia Republikańska winna zabiegać "wyłącznie o głosy białych wyborców, ponieważ wszyscy inni będą zawsze głosować przeciw nam". Jest to opinia, nie przymierzając , samobójcza. Nie wiem, czy pani Coulter zastanawia się od czasu do czasu nad demografią, ale gdyby tak kiedyś zrobiła, musiałaby dojść do przekonania, że jeśli jej partia będzie za jakieś 20 lat reprezentować wyłącznie białych Amerykanów, nigdy nie wygra żadnych poważniejszych wyborów i stanie się całkowicie niszową siłą polityczną.
Imigracja to dla republikańskich polityków dość niepokojąca matnia. Z jednej strony wpływowi ludzie w tej partii zdają sobie sprawę, że muszą zrobić coś, by przyciągnąć jakoś wyborców z kręgów rasowych mniejszości. Z drugiej jednak drżą ze strachu przed tym, iż miliony nowych, głównie latynoskich wyborców nigdy nie będą na nich głosować. A zatem, i tak źle i tak niedobrze. A może inaczej – sytuacja jest dobra, ale nie beznadziejna.
Andrzej Heyduk
Reklama