Projekcją "Idy" Pawła Pawlikowskiego w Lincoln Center zakończył się w czwartek 23. New York Jewish Festival. Reżyser podczas spotkania z nowojorską publicznością nazwał swój film rodzajem modlitwy i medytacji.
"Jesteśmy dumni, że festiwal zakończyła nowojorska premiera +Idy+ Pawła Pawlikowskiego" – powiedziała PAP dyrektor Festiwalu Aviva Weintraub. Jak dodała Weintraub tegoroczna edycja imprezy z różnej perspektywy opisywała doświadczenia Żydów na świecie.
W czwartek "Idę" zaprezentowano w Lincoln Center dwukrotnie. Podczas pokazu reżyser wezwał widzów, aby patrzyli na "Idę" przede wszystkim jak na obraz filmowy. Jak uzasadniał, znalazł się w takim momencie swego życia, że zapragnął wrócić do czegoś, co znał z dzieciństwa oraz z opowieści rodziców.
Reżyser, nagrodzony gorącymi brawami, odpowiadał na pytania widzów, zaciekawionych historią młodej nowicjuszki w zakonie, która okazała się Żydówką, jak też doceniających walory formalne filmu.
"Chciałem zrobić film o takiej Polsce, która już nie istnieje, o Polsce, którą pamiętam mgliście z mojego dzieciństwa" – wyjaśnił. "Idę" nazwał subiektywnym wizerunkiem kraju z roku 1962.
Reżyser komplementował m.in. kreującą tytułową rolę Agatę Trzebuchowską. Wspominał, że nie mógł znaleźć odpowiedniej kandydatki do tytułowej roli ani pośród aktorek, ani w szkole teatralnej. Na studentkę filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, której powierzył to zadanie, natrafił w warszawskiej kawiarni. Określił wykonawczynię Idy jako bardzo spokojną, inteligentną i znakomicie nadającą się do odtwarzanej roli.
W odpowiedzi na pytanie jednego z widzów zdziwionego, że Ida, po odkryciu, że jej żydowscy rodzice zostali zabici przez Polaka, nie zmieniła decyzji, by zostać zakonnicą, reżyser powiedział, że podjęła ona swą własną, duchową podróż. "Taki właśnie zrobiłem film" – podkreślił, zgadzając się, że ktoś inny mógł wyobrazić sobie inne zakończenie.
Reżyser dodał, że jego babka ze strony ojca była Żydówką, lecz za sprawą matki dorastał głównie w katolickim świecie.
Według Pawlikowskiego film spotkał się w Polsce w przeważającej mierze z pozytywnym przyjęciem, z marginalnymi jedynie głosami zarzucającymi mu "antypolskość".
W nawiązaniu do komentarzy widzów podnoszących walory formalne filmu, jego subtelność, piękno i wysmakowane zdjęcia, reżyser powiedział m.in., że pragnął "ożenić dramat i akcję z obrazami". "Idę" nazwał rodzajem modlitwy i medytacji. Nie zamierzał – jak to ujął – pokazać zbyt wiele, lecz zamiast tego koncentrował się na kilku znaczących elementach.
Twórca mówił też o wyzwaniach podczas kręcenia poszczególnych scen. Scenariusza nie traktował jako czegoś nienaruszalnego, lecz modyfikował go na gorąco w trakcie realizacji filmu.
Jak powiedziała PAP po projekcji mieszkanka Nowego Jorku Joy Kestenbaum, temat "Idy" jest bardzo na czasie, ponieważ stanowi kontynuację procesu zrozumienia relacji między Polakami i Żydami. Jej zdaniem film z wrażliwością powracał i do polskiej przeszłości, i do tego, co się działo z Żydami. Reżyser uchwycił, zauważyła, wiele ważnych spraw dając ludziom materiał do przemyśleń. "Film jest pięknie fotografowany i podobało mi się też charakterystyczne zwalnianie tempa w kluczowych momentach' – dodała Kestenbaum.
Akcja "Idy" rozgrywa się na początku lat 60. XX w. Anna, młoda nowicjuszka, sierota wychowywana w zakonie, przed złożeniem ślubów poznaje Wandę Gruz (gra ją Agata Kulesza), swoją jedyną krewną. Od Wandy, która jest jej ciotką, dziewczyna dowiaduje się, że jest Żydówką i że naprawdę nie nazywa się Anna, lecz Ida Lebenstein. Poznaje też tragiczną historię swoich rodziców, zamordowanych podczas wojny.
23. New York Jewish Festival trwał od 8 do 23 stycznia; pokazano na nim 49 filmów z 10 krajów, m.in. z Francji, Izraela, Niemiec, Rosji, USA i Wielkiej Brytanii oraz Polski. Jak w rozmowie z PAP podkreśliła dyrektor Festiwalu Aviva Weintraub w tym roku festiwalowi towarzyszyło wiele ciekawych imprez m.in. sympozjum na temat roli festiwali, "klasa mistrzowska" z udziałem renomowanego reżysera Amosa Gitai, program koncentrujący się na pracach Yael Bartany oraz wystawa plakatów Saula Bassa. (PAP)
Reklama