Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 10:19
Reklama KD Market

Kubańskie wojaże z muzyką

Kubańskie wojaże z muzyką
O tygodniu w Hawanie w rozmowie z Krystyną Cygielską opowiada kompozytor Jarosław Gołembiowski

/a> Jarosław Gołembiowski
fot.Facebook


Urodzony w 1958 roku w Bielsku-Białej kompozytor, pianista i pedagog, absolwent Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, w 2013 roku zdobył doktorat na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Jego utwory były wykonywane m.in. na festiwalu „Warszawska jesień” w 1985 i w tym samym roku w Dniu Nowej Muzyki we Wrocławiu.

Jarosław Gołembiowski od 1986 roku mieszka w Chicago. Uczy muzyki, gra i komponuje utwory, wykonywane przez renomowane zespoły, m.in. Chicago Chamber Orchestra.

W 2004 roku założył Chicago Chopin Society, którego celem jest promocja polskiej muzyki w Ameryce. Towarzystwo Chopinowskie prezentuje koncerty z udziałem wybitnych muzyków z Polski i USA, organizuje też w Chicago co roku Festiwal Chopinowski. Jest członkiem Związku Kompozytorów Polskich i American Composers Forum.

Krystyna Cygielska: Byłeś w grudniu na Kubie. W jaki sposób tam wyjechałeś?

Jarosław Gołembiowski: – Na Kubę mogą teraz jeździć z Ameryki delegacje o charakterze profesjonalny, religijnym, artystycznym, akademickim i biznesowym. Byłem tam przez tydzień z grupą z Amerykańskiego Forum Kompozytorów z siedzibą w Minneapolis, które zorganizowało pierwszy tego typu wyjazd do Hawany. W 21-osobowej grupie byli muzycy z całej Ameryki, ja jedyny z Chicago. Celem wyjazdu było zaprezentowanie swojej muzyki oraz poznanie bogatej tradycji muzyki kubańskiej i jej związków z innymi kulturami, także z muzyką polską. Każdy z nas musiał pokryć wszystkie koszty podróży i pobytu, ale była to niezapomniana wycieczka, połączona z wykonaniem własnej muzyki. Na koncercie tamtejszego związku kompozytorów grałem swój utwór na fortepian „Music For Hours”.

/a> Octavio Rodriguez Rivera (z lewej) i jego synowie grają na instrumentach perkusyjnych bata
fot.Jarosław Gołembiowski


Czego się dowiedziałeś o muzyce kubańskiej?

– Muzyka jest tam jednym z najważniejszych aspektów kultury. Jest mocno powiązana z religią. Odwiedzaliśmy kapłanów religii palo i santeria, byliśmy obecni na ceremoniach religijnych, gdzie największą rolę odgrywają święte instrumenty perkusyjne bata. Mogą na nich grać tylko mężczyźni, którzy przeszli tradycyjną inicjację.

Praktykowane na Kubie religie – palo, santeria i chrześcijaństwo – są wymieszane; santeria przyjęła chrześcijańskich świętych jako swoje bóstwa. Kapłani (santeros) pełnią też rolę znachorów.

Prawie wszędzie, gdzieśmy byli, pojawiali się muzycy. A muzykę słychać różną – son, rumbę, salsę, canzion, danzon, punto cubano. Grają gitarzyści, perkusiści, jest dużo śpiewu. A że znaczna część dochodu muzyków kubańskich pochodzi ze sprzedaży płyt, można je od nich kupić na każdym kroku – w restauracji, w kawiarni, na ulicy.

A muzyka klasyczna?

– Najbliższy z nią kontakt mieliśmy podczas wspólnego koncertu, który odbył się w National Union of Writers and Artists of Cuba. Słuchaliśmy m.in. współczesnych utworów kubańskich. Młodzi chętnie naśladują muzykę Zachodu, łączą elementy muzyki zachodniej z kubańskimi rytmami i melodiami.

Byliśmy na próbie zespołu Camerata Romeu, w którym występują same kobiety, piękne młode dziewczyny. Na próbie grały tylko utwory współczesne. Na uroczysty koncert w okresie Bożego Narodzenia przygotowują zawsze muzykę kompozytorów kubańskich i latynoamerykańskich.

Oglądaliśmy bardzo interesującą próbę, a właściwie rozgrzewkę przed próbą, baletu Danza Contemporanea de Cuba. Muzycy grali na instrumentach bata. Po jakimś czasie zaczęli śpiewać, a potem przyłączyli się do nich wszyscy. Taniec zaczynał się bardzo powoli – od głowy, szyi, tułowia, aż objął całe ciało. Prowadzący pokazywał, a tancerze od razu naśladowali. Na koniec wszyscy wpadli w wielki trans. To nie była improwizacja, oni wiedzieli, co mają robić. To była wspólnie wyrażana radość tworzenia i przygotowanie do pracy przez następne kilka godzin.

/a> Marakasy na ulicznym straganie
fot.Jarosław Gołembiowski


Byliście też na festiwalu jazzowym?

– Tak, tam grali wielcy, wielcy muzycy. Zadziwiło nas to, że nie można polegać na wydrukowanym programie. Wszystko zależało od tego, czy muzycy się pojawiali, czy nie. I tak jest ze wszystkim na Kubie, to taka kultura. Przyszliśmy na przykład na nasz koncert, który był ustalony dwa miesiące wcześniej, a tu się okazuje, że się odbędzie następnego dnia. I nazajutrz trzeba robić dwie rzeczy w tym samym czasie. Tak było ciągle, nawet z koncertami bardzo oficjalnymi, kiedy okazywało się, że zespół gra w innej sali, albo o innej godzinie, albo innego dnia, albo w ogóle nie wystąpi.

Co szczególnego na Kubie zwraca uwagę przybysza z innego kraju?

– Radość życia. Można powiedzieć, że Kubańczykom niewiele potrzeba. Pogoda jest piękna, słońce cały czas świeci, ale im brakuje jedzenia i pieniędzy. Kubański lekarz czy inny wykształcony specjalista zarabia 700-800 peso miesięcznie, to jest około 30-40 dolarów. Toteż wszyscy dorabiają – jako kelnerzy, taksówkarze, hotelarze. Nie narzekają i korzystają z tego, co mają, w myśl dewizy: „Jestem biedny, ale zdrowy, mogę tworzyć i cieszyć się”.

Kubańczyków trzyma też przy życiu sztuka. Szczególnie popularne są malarstwo i muzyka; prawie każdy gra na jakimś instrumencie i potrafi z niczego zrobić dzieło sztuki. Widziałem happening artystyczny – dom urządzony w całości z odpadów – od sedesu do lodówki. Było tam pięknie i wszystko działało. Oni to potrafią.

Rewelacją było dla mnie mnóstwo starych samochodów z lat 50. XX wieku – pięknie utrzymane fordy, plymouthy, łady, moskwicze i polskie fiaty 126p, produkowane w moim mieście – Bielsku-Białej. Ledwo się trzymają, ale dalej jeżdżą, niektóre naprawdę eleganckie, czasem nawet sprzedawane z powrotem do Ameryki, bo jest teraz na to moda.

Czy zmieniło się – a jeżeli tak, to w jaki sposób – Twoje wyobrażenie o Kubie?

– Wiem teraz, że na Kubie jest bezpiecznie. Chodziliśmy po Hawanie dzień i noc, wracaliśmy o trzeciej nad ranem do hotelu, każdy oddzielnie; chcieliśmy zobaczyć nocne życie. Przez całą noc, piątek, sobota, niedziela – młodzież na ulicach. Ubrani w dżinsy i podkoszulki, obwieszeni różnymi religijnymi wisiorkami, zabezpieczającymi przed demonami. Nie siedzą w barach, nie piją kawy, bo nie mają na to pieniędzy. Śpiewają, bawią się, żartują. Przechodziłem obok wielu takich grup, zawsze słyszałem przyjazne odezwania: halo, jak się masz, jak się czujesz… Pytali, czy się nie zgubiłem, czy nie potrzebuję pomocy… Nikt z nas nigdy nie poczuł się zagrożony.

Chciałbym wrócić na Kubę, zwłaszcza że spotkałem m.in. dyrygenta Tomka Biernackiego z Polski, który przygotowuje się do wystawienia „Króla Rogera” Karola Szymanowskiego na placu w Hawanie, we współpracy ze Zbigniewem Znanieckim, producentem tej opery. Premiera ma być w maju.

Dziękuję za rozmowę i życzę obecności na majowej premierze.

Krystyna Cygielska

[email protected]

/a> Delegacja ACF na Plaza de la Revolucion
fot.Jarosław Gołembiowski

golembiowski

golembiowski

kuba2

kuba2

kuba3

kuba3


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama