Poniedziałek był piątym dniem, kiedy setki tysięcy mieszkańców Zachodniej Wirginii pozostawały bez wody pitnej. Rzeka Elk została zatruta środkiem chemicznym stosowanym do oczyszczania węgla wydobywanego z okolicznych kopalń.
Woda nie tylko nie nadaje się do picia, lecz nie można używać jej w żadnym innym celu, ponieważ istnieje realne zagrożenie dla zdrowia. Na polecenie gubernatora Earla Raya Tomblina do Charleston i okolic woda jest tymczasem sprawadzana z innych źródeł. Powodem zatrucia rzeki Elk były wycieki z pojemników z trującym środkiem chemicznym, które należą do Freedom Industries.
W poniedziałek Jen Ward z "Charleston Gazette" ujawnił, że blisko rok temu firma ta powiadomiła władze stanowe o trzymaniu specjalnie spreparowanego metanolu w pojemnikach umieszczonych nieco powyżej mili od rzeki Elk, z której czerpie wodę Charleston i pobliskie miasteczka korzystając ze stacji uzdatniania West Virginia American Water. Fakt ten nikogo wówczas nie niepokoił. Zresztą nikt nie przykładał do tego większej wagi aż do ubiegłego tygodnia, gdy było za późno na podjęcie środków zapobiegawczych.
Stanowe agencje przyznały, że niewiele wiedzą o metanolu do oczyszczania węgla, przedstawiciele władz stanowych udają zdziwienie, że pojemniki znajdowały się tak blisko źródła wody, a prezes West Virginia American Water, Jeff McIntyre, otwarcie mówi, że nie miał pojęcia o potencjalnym zagrożeniu.
Wobec tak obojętnej postawy przedstawicieli kompanii, władz stanowych i lokalnych, nie można się dziwić, że nikt nie miał planu postępowania na wypadek zagrożenia. Okazało się również, że federalna administracja bezpieczeństwa pracy OSHA nigdy nie przeprowadziła inspekcji we Freedom Industries, a stanowy departament ochrony środowiska ostatnią kontrolę przeprowadził tam ponad 20 lat temu.
(eg)
Reklama