„Tam nie wracaj, grunt spalony, nie ma życia, stan krytyczny. Słuchaj, czy na paszport WRON-y dadzą azyl polityczny?”
Od czasu, gdy Jacek Kaczmarski zaśpiewał swoje „Świadectwo” o stanie wojennym, wyrosło nowe pokolenie, które nie musi chronić się za granicą, a słowo azyl to dla Polaków już tylko – na szczęście – historia. Tymczasem za południową granicą Stanów Zjednoczonych azyl to szansa na ucieczkę przed aktami przemocy, jakich dopuszczają się walczące ze sobą meksykańskie kartele narkotykowe. A ponieważ Stany, w uzasadnionych przypadkach, przyjmują azylantów, Meksykanie z terenów szczególnie dotkniętych przemocą szukają sposobów, aby schronić się w USA.
Niedawno prasę amerykańską obiegła sprawa podrzędnego urzędnika Ramona Contrerasa Orozco, z prowincjonalnej miejscowości La Ruana w środkowym Meksyku. Orozco na co dzień zajmuje się sprawami meldunkowymi lokalnej ludności, a po godzinach wystawia petentom, tłoczącym się w jego niewielkim biurze, podpisane przez siebie oficjalnie wyglądające listy z opisem aktów przemocy, do jakich dochodzi w jego okolicy. Ma nadzieję, że taki dokument pomoże uzyskać azyl w Stanach Zjednoczonych. W La Ruana sytuacja jest szczególnie niebezpieczna, gdyż tamtejszy gang wypowiedział wojnę mieszkańcom. Dlatego, kto może – pospiesznie umyka.
Liczba wniosków o azyl z terenów w pobliżu granicy z USA podwoiła się z 13,8 tys. w 2012 roku obrachunkowym do 36 tys. w roku 2013. Amerykańskie władze imigracyjne uważają, że listy wystawione przez Contrerasa zostały dołączone do blisko 2 tys. najnowszych wniosków o azyl. Dokumenty te znalazły się w centrum uwagi po obu stronach granicy, bo ilustrują dotkliwą nieudolność rządu meksykańskiego w zapewnieniu ochrony obywatelom. W akcie desperacji mieszkańcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i, nie oglądając się na władze, walczą z gangami, organizując się w oddziały samoobrony.
Contreras, który rozpoczął pisanie listów w marcu 2013 roku, uważa, że władze meksykańskie nie są zdolne do podjęcia żadnej zdecydowanej akcji. Przedstawiciele władz odpowiadają, że skierowanie dodatkowych oddziałów wojska uspokoiło sytuację w kilku rejonach.
Tymczasem w Waszyngtonie wpływowi ustawodawcy, jak republikański przewodniczący komisji sądowniczej w Izbie Reprezentantów Robert Goodlatte, wyrażają rosnący niepokój, że kryminaliści dopuszczają się nadużyć systemu przyznawania azylu. Kłamią, aby wpuszczono ich do USA, a później znikają, zanim ich sprawa znajdzie się na wokandzie sądu imigracyjnego. Na ten zarzut przedstawiciele Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) odpowiadają, że proces rozpatrywania wniosków o azyl był od zawsze skomplikowany, a funkcjonariusze odpowiedzialni za prowadzenie poszczególnych spraw muszą zbadać wiele dowodów, aby przekonać się, czy cudzoziemiec ubiegający się o azyl ma uzasadnioną obawę przed prześladowaniami.
Po przesłuchaniach sędziowie większość wniosków o azyl odrzucają. W roku 2012 przyjęto tylko jeden procent wniosków z Meksyku, co oznacza, że azyl otrzymało 126 osób. Jak skuteczne okazały się listy napisane przez Contrerasa? On sam twierdzi, że zaopatrzeni w nie mieszkańcy La Ruana udający się w kierunku granicy z USA – nie wracają. Z kolei przedstawiciele amerykańskich władz imigracyjnych wskazują, że nawet członkowie tej samej meksykańskiej rodziny, którzy posiadają list napisany przez Contrerasa, otrzymują różne decyzje dotyczące możliwości pozostania w USA i ubiegania się o azyl.
Wojciech Minicz
Reklama