W miniony poniedziałek, pomimo rekordowego mrozu, do redakcji „Dziennika Związkowego” przyszła po pomoc znajdująca się w trudnej sytuacji materialnej 77-letnia Zofia S., matka Polki osadzonej w więzieniu w związku z zabójstwem własnego synka i córeczki sąsiadki. Kilka dni wcześniej o pomoc dla bezdomnej starszej kobiety apelowano w polonijnych programach radiowych. Starając się pomóc - przyjrzeliśmy się bliżej sytuacji Zofii S.
Gdy kobieta przyszła do naszej redakcji, miała już zapewnione mieszkanie i utrzymanie na najbliższe cztery miesiące. Przez ten czas prowadzone będą starania o stałe schronienie i pomoc dla starszej osoby.
Niemająca stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych 77-latka, której bank odebrał mieszkanie, jest w tej chwili pod opieką polonijnej działaczki charytatywnej Teresy Mirabelli, współzałożycielki i dyrektorki Anavim, schroniska dla ubogich i bezdomnych Polaków.
Pani Mirabella wynajęła dla Zofii S. pokój w budynku przy parafii św. Jacka i opłaciła czynsz za cztery miesiące z góry. Pokrywa też koszty utrzymania, ale jak podkreśla, jej podopieczna może korzystać z codziennego darmowego posiłku w stołówce dla biednych przy parafii i z pomocy sióstr zakonnych.
– Gdy pytają mnie ludzie, dlaczego to robię, odpowiadam: bo mogę, bo mi Pan Bóg pozwolił zarobić pieniądze, a jeśli mi je dał, to znaczy, że dał wszystkim – mówi „Dziennikowi Związkowemu” Teresa Mirabella i dodaje: − Dziękuję Bogu, że mogę pomagać potrzebującym.
Zanim Zofią S. zajęła się Pani Teresa, pomagał jej ks. Tadeusz Dzieszko, proboszcz parafii św. Konstancji oraz wierni tej parafii. Na czas poszukiwań stałego lokum proboszcz pozwolił mieszkać Zofii S. przy klasztorze. Jednak ze względu na przepisy diecezjalne nie może to być jej stałe miejsce zamieszkania. Swoimi datkami wspierało też Zofię S. wielu wiernych.
„Dziennik Związkowy” zainteresował się losem polskiej imigrantki po tym, jak na początku stycznia podczas programu Radia Chicago (na falach WPNA-1490 AM) odczytany został dramatyczny apel ks. Dzieszki o pomoc dla bezdomnej. Jak ujawnił proboszcz, zgłosiły się przynajmniej dwie osoby, które chciały wesprzeć potrzebującą. Okazało się jednak, że Zofia S. już była pod opieką Teresy Mirabelli i miała dach nad głową. Ksiądz w rozmowie z nami zaznacza, że to tylko doraźna pomoc i nadal potrzeba trwałych rozwiązań. Wśród nich są starania, by przesyłać Zofii S. z Polski rentę po nieżyjącym mężu. Ze względu na brak stałego pobytu kobieta nie może uzyskać w USA świadczeń emerytalnych, ale mogłaby je otrzymywać w Polsce.
Zofia S. jest dobrze znana polonijnym organizacjom i agencjom socjalnym. Gdy jeszcze mieszkała przy ulicy Sheridan Road w Chicago, otrzymała pomoc finansową na ogrzewanie, w uzyskaniu którego pomogło jej Zrzeszenie Amerykańsko-Polskie. Wielokrotnie też korzystała w ZAP z porad psychologa.
Dorota Lewandowska z ZAP wyjaśnia, że choć Zofia S. nie ma zalegalizowanego statusu, to ma szansę na otrzymanie mieszkania jako osoba bezdomna. Warunkiem podjęcia starań o tego rodzaju lokum jest jednak zarejestrowanie się do specjalnego programu miejskiego (Central Referral System, CRS). – Niestety p. Zofia odmawiała zarejestrowania się – informuje nas Dorota Lewandowska. – Skoro już wiemy, że teraz zajmuje się nią p. Mirabella i że mieszka przy parafii św. Jacka, wyślemy do niej naszego pracownika socjalnego i ponownie zaproponujemy wpisanie się do bazy danych CRS – obiecuje nam przedstawicielka ZAP.
Zofia S. jest też stałą klientką Centrum Informacyjnego ZNP, prowadzonego przez Marka Dobrzyckiego. Do centrum zgłosiła się, próbując ratować zadłużone mieszkanie, gdy odbierał je bank. – Niestety było już za późno i mieszkania nie udało się uratować – stwierdza Dobrzycki. – Adwokaci, pracujący pro bono w naszej poradni prawnej nie mogli już jej pomóc. Teraz sprawą p. Zofii zajmuje się sędzia Shapiro, który próbuje dla niej wyegzekwować od banku część pieniędzy pochodzących z transakcji sprzedaży mieszkania - relacjonuje sprawę Dobrzycki.
Zofia S. nie jest osobą samotną, ale jej układy rodzinne są bardzo skomplikowane i tragiczne. Starsza córka, Elżbieta Plackowska, jest w więzieniu w okolicach Chicago, zaś druga nie zajmuje się matką.
Zięć Artur Plackowski, choć wciąż pogrążony jest w bólu po stracie młodszego syna i pociesza w rozpaczy starszego, w rozmowie z nami wykazuje dobrą wolę. Obiecuje, że skontaktuje się z synem Zofii S. w Polsce, by opowiedzieć mu o sytuacji matki i nakłonić, by zabrał ją do Polski, nie tylko z powodu złych warunków materialnych, ale też stanu jej zdrowia.
Zofia S. przeszła dwa lata temu wylew krwi do mózgu i niewątpliwie wymaga opieki. Było to oczywiste, gdy przyszła do redakcji, prosząc o pomoc w odzyskaniu utraconego mieszkania. W podróż autobusami przez miasto wybrała się mimo rekordowo niskich temperatur i mimo tego, że jej opiekunka, p. Mirabella, prosiła ją, by nie ruszała się z domu podczas ekstremalnych warunków pogodowych. Rozmawiając z nami, kilka razy traciła panowanie nad swoimi emocjami; wciąż nie wierzy, że mieszkania już nie da się odzyskać, i wciąż się jej wydaje, że znajdzie dobrą pracę, dzięki której odwróci się od niej zła passa. Powrotu do Polski nie bierze pod uwagę. Jak twierdzi, musi jeździć do córki do więzienia, bo nikt inny jej tam nie odwiedzi.
Zofia S. przyjechała do USA na początku lat 80., ale nie mogła skorzystać z reaganowskiej amnestii imigracyjnej w 1986 r., ponieważ na krótko wróciła do Polski. Pracowała w bogatych domach jako opiekunka osób starszych. Dobrze zarabiała, była ceniona przez pracodawców i miała też świetnie referencje. Dziś Zofia S. z dumą pokazuje zachowane dokumenty i stare fotografie, bo tyle z niedawnej zasobnej przeszłości jej zostało.
Alicja Otap
[email protected]
Reklama