Sezon świąteczny przynosi wiele optymistycznych, ogrzewających serca imprez. W tym roku czekamy na wielki koncert „The Love and Peace for Christmas” w wykonaniu Anthony Kawalkowski Orchestra. Jej lider, doskonale znany nie tylko w Chicago skrzypek solista, w trakcie przygotowań do występu znalazł chwilę, by opowiedzieć nam o swoim muzycznym życiu i długiej drodze do tego właśnie wydarzenia.
Rodzinne początki kariery
"Zacząłem uczyć się muzyki od swego stryja, który też nazywał się Anthony Kawalkowski, gdy miałem pięć lat. Muzykom dobrze się wtedy żyło, muzyka na żywo była wszędzie – w radiu, w telewizji, tańczyło się przy orkiestrach, nie było didżejów. Najstarszy brat ojca, a zarazem mój ojciec chrzestny, uczył mnie aż do 1969 roku. Wtedy rolę mojego przewodnika przejął jego przyjaciel Herb Miska, który był koncertmistrzem. W latach 1975-79 studiowałem w American Conservatory of Music. Moim nauczycielem przez wiele lat był znany na świecie pedagog George Perlman. Marzyłem o studiach w nowojorskiej Juilliard School of Music, ale były one dla mojej rodziny zbyt drogie.
W konserwatorium uczyłem się między innymi orkiestracji i szedłem w ślady stryja, który już wtedy nie żył. Ludzie, którzy go znali, motywowali mnie do utworzenia własnej orkiestry. Toteż po ukończeniu studiów, zacząłem szukać do niej muzyków. Nie miałem nikogo, kto by mi doradził, jak się tworzy orkiestrę, musiałem sam szukać drogi. Zaczynaliśmy małą grupą. Graliśmy piosenki, muzykę taneczną, byliśmy angażowani do małych przyjęć, strolling violins itp.
Własna orkiestra, własny styl
W 1981 roku zagraliśmy na „Balu Biało-Czerwonym” i to był przełom. Grało nas już wtedy osiemnastu.
Mijały lata, zacząłem pisać własne orkiestracje, wiedziałem już jak prowadzić zabawę, jaką energię budować na parkiecie. Marzyłem od dawna o koncercie, który zagramy 15 grudnia. W konserwatorium byłem jedynym absolwentem, który nie próbował dostać się do Chicagowskiej Orkiestry Symfonicznej. Byłem koncertmistrzem w orkiestrze uczelni i pytano mnie, dlaczego nie zgłaszam się na próby kwalifikacyjne. Odpowiadałem, że to było dla mnie nudne. Chciałem być kimś innym. Przez całe lata, kiedy grałem muzykę do tańca, strolling violins itp., dobrze zarabiałem, ale wciąż marzyłem o takim koncercie.
Inne czasy
Kiedy przyszli didżeje, zagarnęli część mojej pracy, ale ciągle nie było źle. Jednak społeczeństwo się zmieniało. Zmieniły się gusta, młoda publiczność chciała innego rodzaju muzyki – hip-hopu, rapu… Wolałem nie grać wcale, niż grać ten rodzaj muzyki. Widziałem, że odeszło to, co lubię i co dobrze robiłem. Dwa lata temu zacząłem uczyć się na trenera fitness. Szkoły nie skończyłem, ale zacząłem dostawać pracę tu i tam. Ludzie mi mówili: Tony, nie odrzucaj swojej muzyki. Masz za duży talent. Odpowiadałem – co znaczy talent, jeżeli nie pozwala zarobić na życie? Ale życzliwi ludzie wciąż mnie namawiali do powrotu do muzyki.
Pewnego dnia zadzwonił do mnie mój przyjaciel i pianista Doug Montgomery, z którym często grywałem, zanim wyjechał z Chicago do Nowego Meksyku. Chciał, żebym z nim zagrał. Pojechałem i graliśmy koncert z bardzo różnorodną muzyką, jaką lubię – lekka klasyczna, cygańska, Pablo Sarasate, Fritz Kreisler, lekka operowa. Po pierwszym koncercie podeszły do mnie dwie panie i powiedziały, że kiedy gram, mam twarz anioła. „I grasz jak anioł”. Słyszałem potem to samo od wielu osób. Ja zawsze jestem szczęśliwy, kiedy gram i to się musi jakoś odbijać w twarzy.
Myślę, że to dar od Boga, więc kiedy gram, modlę się. Wiele myśli przychodzi mi do głowy, które pomagają mi tworzyć ten koncert, o którym myślałem od 1979 roku.
Czas powrotu
Dwa lata temu Oak Brook Park District zwrócił się do mnie o letni koncert w parku. Oparłem się na tej od dawna rozwijanej idei. Od lekkiej opery, do country i westernu, Frank Sinatra, Dean Martin, Elvis Presley, Jimmy Buffett, wszystko przemieszane z lekką muzyką klasyczną. Publiczności się to bardzo podobało. Dostaliśmy zaproszenie na następny sezon, a potem przeczytałem w gazecie, że jesteśmy najlepsi ze wszystkich dotychczasowych orkiestr, a te koncerty odbywają się od 30 lat.
W maju i czerwcu pomyślałem o Christmas show. Klęknąłem i modliłem się, żeby Bóg mnie prowadził. I miałem głowę pełną pomysłów. Zacząłem zapisywać wybór utworów, aranżacje i przewodni temat – „I'll be home for Christmas” z prawdziwym żołnierzem. Włączyłem w to dzieci, przyłączyli się też do nas nowi muzycy. To było jak układanka, która w naturalny sposób zaczyna tworzyć całość.
Żołnierz będzie niespodzianką dla swojej rodziny, więc nie podaję jego nazwiska. Te święta to czas miłości i pokoju i taki będzie ten koncert, grany przez orkiestrę, w której wszyscy czują się jak w rodzinie".
Koncert świąteczny Anthony Kawalkowski Orchestra „The Love and Peace for Christmas” odbędzie się w niedzielę 15 grudnia o godz. 14:00 w Copernicus Center przy 5216 W. Lawrence Ave. w Chicago.
Notowała
Krystyna Cygielska
[email protected]
Reklama