Latynosi mieszkający w USA szukają wśród siebie liderów. Mają ich wielu, choć – jak ujawniło ostatnie badanie Pew Research – niekoniecznie potrafią ich wymienić. Chyba w jeszcze większej rozterce znaleźliby się Polacy, gdyby ich zapytać o polonijnych przywódców…
Żadnego latynoskiego lidera nie potrafiło podać 62 proc. respondentów opublikowanego w październiku badania Pew Research, choć trzy czwarte deklarowało, że przywódca jest im bardzo potrzebny. To dzięki liderom otwiera się droga do zmian i na nich skupiają się wartości danej grupy etnicznej.
W sondażu wśród nielicznie wymienianych padało nazwisko Soni Sotomayor, urodzonej na Bronksie w rodzinie Portorykańczyków obecnej sędzi Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych i pierwszej Latynoski na tym stanowisku. Prawnik, którą zainspirowały do podążania tą ścieżką przygody Nancy Drew i serial o Perrym Masonie, zauważono, gdy udzielała się pro bono w amerykańskich organizacjach. Choć najpierw musiała przejść trudną adaptację w nowym środowisku w Princeton i Yale, gdzie oparcie znajdowała w studenckich stowarzyszeniach latynoskich. Dzięki niej Amerykanie hiszpańskiego pochodzenia uczą się w praktyce, co znaczy dobra edukacja, czego przejawem może być dramatyczna batalia tego środowiska o ustawę Dream Act. Takiego dynamizmu w działaniu Polonia powinna trochę Latynosom pozazdrościć.
Ale Latynosi walczą o swoją edukację w USA nie od dziś. Na przykład od 1986 roku działa organizacja HACU (Hispanic Association of Colleges and Universities), która stara się o granty, stypendia i wszelkie dofinansowanie na naukę dla Latynosów. Z samego Illinois do HACU należy 19 uczelni (łącznie jest ich blisko 500 w 35 stanach). A w tym roku organizacja zdobyła szczególne uznanie burmistrza Chicago Rahma Emanuela, który ogłosił 26 października 2013 roku „HACU Day”. W Wietrznym Mieście organizacja co roku prowadzi konferencję na temat programów nauczania, nowych trendów i ważnych dla Latynosów kwestii w sferze edukacji.
Oprócz Soni Sotomayor w sondażu Pew Research wśród najważniejszych obecnych liderów wymieniani byli też latynoscy politycy: senator Marco Rubio z Florydy, były burmistrz Los Angeles Antonio Villaraigosa oraz kongresman Luis Gutiérrez z Illinois. Może dziwić, że wśród badanych nie przebił się Julián Castro, który zaledwie jako 35-latek został po raz pierwszy burmistrzem San Antonio. Tyle, że jest on już piątym latynoskim burmistrzem tego miasta i chyba w Teksasie nie robi to już większego wrażenia…
Warto bliżej przyjrzeć się osobie Luisa Gutiérreza, bo jeśli chodzi o przekonanie o swoich wartościach i niekończące się zaangażowanie, to chyba ten polityk nie ma sobie równych, zwłaszcza jeśli chodzi o walkę o reformę imigracyjną. Wyborcom mówi, że „reforma jest nieunikniona”, a niemal codziennie na jego profilach internetowych pojawiają się doniesienia o tym, jak zgłasza uwagi w komisjach w Kongresie, wygarniając bez żenady bierność innym politykom, czy jak na każdym możliwym spotkaniu podkreśla, że reforma nie może czekać. Gdy upadła zaproponowana przez niego ustawa imigracyjna CIR-ASAP, to całym sobą poparł Dream Act. Czy Gutiérrez jest urodzonym politykiem? Na pewno zasłużył na zaufanie swoich wyborców, bo stawia na budowanie relacji z ludźmi. Wszystkie dziesięć kolejnych wyborów do Izby Reprezentantów wygrywał z miażdżącą przewagą – jego najniższy wynik to 75 procent głosów.
Polonię polityka niestety wciąż bardziej dzieli niż łączy, choć już sami Amerykanie zastanawiają się, jak to jest możliwe, że kwestia zniesienia wiz dla Polaków wciąż nie jest zamknięta. Zabrakło konsekwencji? Zamiast tego jesteśmy świadkami walki o „prawdziwą polskość”, w której wszystko, w tym żarty o Polakach, postrzega się w kategorii czarne – białe. A aktywność niektórych polonijnych działaczy prowadzi do tego, że coraz częściej Amerykanie polskiego pochodzenia odżegnują się od uczestnictwa w jakiejkolwiek inicjatywie polonijnej zmęczeni mantrą o tym, że Polonia musi głosować. Może zamiast mówić lepiej pokazać własnym przykładem jak dużo mogłaby zyskać na obywatelskiej odpowiedzialności. Przecież tylu ludzi biznesu polskiego pochodzenia wypracowuje w Chicago własną drogę do sukcesu. I może od tej swojej mocnej strony Polonia powinna zacząć.
Gdyby powstała wspólna platforma, na której biznesmeni mogliby się rozwijać i dzielić spostrzeżeniami, zapraszając amerykańskich partnerów, a przy tym stwarzając pole dla kreatywności dla młodych ludzi, mogłaby skorzystać na tym i Polska, która – choć przedsiębiorcza – w rankingu Global Innovation Index badającego rozwój innowacyjności konsekwentnie spada w dół (w tym roku zajęła 49. miejsce na 142 kraje), podczas gdy USA wspięły się na 5. pozycję w skali globalnej. Jesteśmy w Ameryce. Let’s think big!
Anna Samoń
Reklama