Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 6 października 2024 19:29
Reklama KD Market

Jak działa policja w Chicago? W celi zmarła chora aresztantka

Chicagowska policja przetrzymuje w areszcie zatrzymane osoby dłużej niż policja w innych miastach i zezwala niedoświadczonym funkcjonariuszom na podejmowanie decyzji odnośnie zdrowia aresztantów. Taką opinię wyraził ekspert występujący w charakterze świadka w sprawie śmierci aktywistki społecznej, która zmarła w celi posterunku przy Belmont i Western. Zeznanie może mieć daleko idące skutki, ponieważ przedstawia szerszy obraz traktowania zatrzymanych przez policję.

/a> fot. 123RF Stock Photo


Michael Brasfield, emerytowany zastępca szefa policji z Seattle i specjalista od etyki pracy służb porządkowych, zwracając się do oskarżonych, przypomniał, że ich obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa, a nie lekceważenie zdrowia pozostających pod ich kontrolą aresztantów.

Sprawa dotyczy śmierci May Moliny, cierpiącej na cukrzycę i astmę. Choć było oczywiste, że kobieta potrzebuje pomocy medycznej, nie wezwano ratownika ani nie zgodzono się na dostarczenie lekarstw. Molina zmarła po 30 godzinach w areszcie na posterunku przy Belmont i Western, gdzie trafiła za posiadanie narkotyków.

Oskarżenie wniesione przez rodzinę Moliny sugeruje, że policja postępuje wobec innych chorych aresztantów tak samo.

Adwokaci broniący miasta argumentują, że kobieta sama doprowadziła do swojej śmierci, połykając torebki z heroiną w chwili aresztowania. Twierdzą, że nigdy nie zwróciła się z prośbą o udzielenie pomocy medycznej. Powołując się na przepisy, przypomnieli, że aresztanci nie mają prawa do posiadania lekarstw. Policja ma jednak obowiązek przewieźć chorego aresztanta do najbliższego szpitala, czego nie uczyniono.

Żeby jasno przedstawić źle funkcjonujący system, reprezentująca rodzinę Moliny firma adwokacka przejrzała raporty z 13 tys. aresztowań z lat 2000-2004, by sprawdzić, czy chorych aresztantów przewożono do szpitala. Rezultaty analizy przekazano Brasfieldowi, który zeznał, że po wypełnieniu kwestionariusza medycznego oficerowie nie zwracali uwagi na potrzeby aresztanta, mimo wyraźnych objawów chorobowych. − W innych miastach − argumentował Brasfield − aresztant, który zgłasza potrzebę zażycia lekarstwa, powiedzmy przeciw padaczce, jest od razu badany przez pielęgniarkę lub sanitariuszy ambulansu. Całe zajście jest dobrze dokumentowane. W Chicago taka procedura jest stosowana bardzo rzadko.

Ze statystyk chicagowskiej policji wynika, że kobiety są przetrzymywane w areszcie średnio 10 godzin, a mężczyźni 11.... Brasfield zwrócił uwagę, że średnia krajowa wynosi od 3 do 4 godzin. Przeglądając dokumenty w ramach przygotowań do sprawy Moliny, spostrzegł, że 12,5 proc. aresztantów spędziło na posterunkach więcej niż 20 godzin.

Adwokat John Gibbons, który reprezentuje miasto i policjantów oświadczył, że wbrew twierdzeniom Brasfielda policjanci sprawdzali celę Moliny co 15 minut. Ekspert podważył te słowa, wyrażając zdumienie, że nikt nie zauważył cierpień chorej kobiety.

Sprawa ta może przeobrazić się w oskarżenie nie tylko grupy policjantów z posterunku przy Belmont i Western, lecz przeciw całemu Departamentowi Policji w Chicago, jeśli adwokaci rodziny Moliny zdołają udowodnić, że identycznie postępują funkcjonariusze wszystkich posterunków.

(eg)


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama