Były koszykarski heros pojechał już po raz drugi w tym roku do Korei Północnej, by spotkać się ze swoim "kumplem" i "fajnym facetem", czyli kacykiem komunistycznego "raju", Kimem Dzong-Unem. Być może w wojażach tych jest jakiś ukryty cel, a Dennis ma do wykonania jakieś ważkie zadanie dyplomatyczne. Jeśli jednak tak nie jest, co jest całkiem prawdopodobne, jego wypowiedzi są bulwersująco idiotyczne, a drugie lądowanie w stolicy Północnej Korei zakrawa na kpinę.
Amerykański sportowiec twierdzi, że jego koreański gospodarz to "wspaniały człowiek" i że on (Rodman) zamierza zorganizować w Korei zawodową ligę koszykarską. Naprawdę? Wynika z tego, że jego wizją jest wysłanie na parkiety najpodlejszej komuny na świecie jakichś wybrańców reżimu, podczas gdy ok. 200 tysięcy ich pobratymców przebywa w karnych obozach pracy, a miliony głodują.
Rodmana nie interesują więźniowie polityczni czy też tortury – w jego naiwnej, szokująco prymitywnej interpretacji rzeczywistości, Kim to "popularny przywódca", którego ludność "kocha".
Ciekaw jestem z iloma przedstawicielami tejże ludności dane mu było swobodnie rozmawiać i jaki jest jego realny związek z czymkolwiek, co nie jest kontrolowane przez władze. A może chodzi po prostu o pieniądze. Jego kuriozalna wycieczka do Korei finansowana jest przez irlandzką firmę Paddy Power, która zajmuje się budową i organizacją placówek hazardu, czyli kasyn gry. Być może pan Rodman pojechał tam po prostu po to, by zwęszyć, czy nie da się paru kasyn zbudować dla koreańskiej elity oraz zachodnich turystów. Oczywiście ze sporym zyskiem dla siebie samego.
Być może Dennis jest po prostu głupkiem, który daje się wykorzystywać w celach propagandowych przez zdumiewająco kretyński zamordyzm. Jeśli jednak robi to wszystko świadomie i wierzy w to, co mówi, powinien po prostu przeprowadzić się do Korei Północnej i szukać tam lepszego życia – lepszego od tego, które w USA dały mu bogactwo i sławę. Jestem pewien, że znajdzie tam szybko wielkie szczęście i wewnętrzny spokój.
Jego rola pseudo-dyplomaty w Korei Północnej stała się publicznym spektaklem. Ma oczywiście prawo, by jeździć gdziekolwiek i mówić, co mu ślina na język przyniesie, ale każdy obywatel tego kraju ma też moralny obowiązek, by nie wspierać rządów wrogich naszemu i by nie wtrącać się w skomplikowane kwestie polityki międzynarodowej.
Szczególnie wtedy, gdy jedyną kwalifikacją do tegoż wtrącania się wydaje się celne rzucanie piłki do kosza.
Andrzej Heyduk