Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 00:42
Reklama KD Market

Czy Motor City podźwignie się z kryzysu? Jak zmienia się Polonia w Detroit?

Czy Motor City podźwignie się z kryzysu? Jak zmienia się Polonia w Detroit?
Panorama Detroit fot. Jeff Hall/Wikimedia
Niedawno Detroit ogłosiło niewypłacalność.  W rezultacie kryzysu ekonomicznego,  dewastacji i wyludnienia oraz wysokiej przestępczości, wielu Polaków opuściło kolebkę amerykańskiej motoryzacji.  Jednak sporo naszych rodaków nadal pozostaje w rejonie tego miasta.  O tym, co trzyma ich w Michigan, jak zmienia się tamtejsza Polonia i o tym, czy Detroit ma szansę podźwignąć się z kryzysu, rozmawiamy z Polakami obecnie lub kiedyś związanymi z  Motor City. 

/a> Panorama Detroit fot. Jeff Hall/Wikimedia


- Polonia trzyma się mocno − twierdzi w rozmowie z Dziennikiem Związkowym Jarek Rumin od 18 lat mieszkający w metropolii Detroit, organizator życia kulturalnego, były producent radiowy, właściciel biura podróży. - Nie jest tutaj tak źle. Nawet w czasie globalnego kryzysu gospodarczego w latach 2008-2010 polonijne  biznesy nie odpoczywały i miały co robić.

Rumin  nie planuje  wyprowadzki. - Mam nadzieję, że nie będę musiał stąd wyjechać. Sporo Polaków  owszem wyjechało z powodów ekonomicznych, a nowi nie przyjeżdżają.  Zniknęło wiele miejsc pracy, ale nie zauważyłem, żeby  wyprowadzali się Polonusi z mojej grupy wiekowej, tzn. w wieku 30-40 lat, mający rodziny i dzieci. Może łatwiej jest wyjechać osobom samotnym.

Rumin patrzy optymistycznie na przyszłość  Detroit i Polonii. - Społeczność polonijna przesunęła się na północ od samego Detroit i skupiła się w rejonie Sterling Heights i Troy. Tam rozwijają się jej ośrodki − religijne, kulturalne, handlowe i biznesowe. Wierzę, że Detroit, gdzie 78 tys. budynków jest do wyburzenia, odrodzi się, jak feniks z popiołów. Już widać oznaki ożywienia ekonomicznego. Bardzo bogaci ludzie inwestują w nieruchomości, wprowadzają się drużyny sportowe. Jest nowy szef policji, który obiecuje prawdziwe, a nie wirtualne patrole na ulicach, chce  zaprowadzić porządek i zwiększyć bezpieczeństwo.

Przyczyn upadku Detroit Rumin upatruje w polityce prowadzonej przez   burmistrza Colemana Younga - Rasistowski burmistrz zmusił białych  mieszkańców, by  wyprowadzili się za ósmą milę (za granicę miasta - przyp. red.), zostali sami czarni.

Podobną opinię wyraża Ryszard Nytko, który od 28 lat pracuje w zakładach motoryzacyjnych Chryslera. -Bankructwo Detroit to wina mayora - konstatuje. Wyrzucił białych za ósmą milę i czarni doprowadzili do bankructwa.

Nytko zauważył jednak pewne oznaki wychodzenia się miasta z kryzysu. - Do Detroit wprowadza się  dużo młodych ludzi. Przebudowują fabryki na mieszkania. Ale to chyba kropla w morzu. Odnowa Detroit może potrwać nawet 20 lat. Najważniejsze, by wrócili ludzie. Kiedyś było tu 1.5 mln mieszkańców teraz jest o ponad połowę mniej.

Podobnie jak pierwszy rozmówca wskazuje też na stabilność społeczności polonijnej rejonie Sterling Heights i Troy, około10-15 mil od granic Detroit. - Jest kościół Matki Boskiej Częstochowskiej, gdzie w niedzielę odprawiane są msze po polsku. Jest centrum kulturalne i ośrodek zdrowia, polska unia kredytowa, polski market, polskie biuro turystyczne, fryzjer itd.

Jednak Nytko nie wiąże już swojej przyszłości z Detroit. −  Za kilka tygodni przechodzimy z żoną na wcześniejszą emeryturę. Planujemy sprzedać dom, w którym mieszkamy od 1996 r., a który jest już dla nas za duży, bo dzieci rozjechały się do różnych stanów. Chcemy przeprowadzić się do Kalifornii, bliżej syna.

Beata Kociołek, dziennikarka Wietrznego Radia 1080 AM wyjechała z Detroit 7 lat temu ze względów ekonomicznych i ze względu na bezpieczeństwo. - Widziałam, jak przestępczość rosła dosłownie z dnia na dzień. Jadąc samochodem trzeba było mieć drzwi zamknięte (na zamek - przyp.red.) i nie wolno było patrzeć na lewo i prawo, bo można było dostać kulę. Pewien Polak popatrzył i został trafiony.

Polonijną dziennikarkę nachodzą detroickie reminiscencje, gdy obserwuje kolejne akty przemocy w niebezpiecznych dzielnicach Chicago. - Ze zgrozą patrzę na to, co się dzieje w południowej dzielnicy. Władze miasta powinny przede wszystkim wyhamować przestępczość. Zwłaszcza, że rozpoczyna się rok szkolny i rodzice będą wysyłać dzieci do nowych szkół (po zamknięciu 49 budynków szkolnych przez CPS - przyp. red.).

Nasza rozmówczyni przyznaje, że władze Chicago już zrobiły dużo na rzecz utrzymania bezpieczeństwa. - Ale to jeszcze za mało. Jestem zwolenniczką patrolowania ulic Chicago przez żołnierzy Gwardii Narodowej Illinois - mówi Kociołek.

Alicja Otap

[email protected]

 

 

 

 

 

 

aa

 

 

a
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama