Prywatna uczelnia z Decatur w llinois, Milliken University, stanęła w obronie jednego z profesorów, gdy teksaska gazeta ujawniła, że ponad 40 lat temu zamordował całą swoją rodzinę.
Niespełna dwa tygodnie temu reporter The Georgetown Advocate prześledził historię sprzed 40 lat i losy ówczesnego nastolatka z małego miasteczka w Teksasie. Dziennikarz doszedł do wniosku, że chłopak o nazwisku Jim Wolcott to nikt inny, jak obecny szef wydziału psychologii na Milliken University noszący nazwisko James St. James.
"Naszą uczelnię niedawno zawiadomiono o przeszłości dr St. Jamesa. Biorąc pod uwagę traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa, próbę odbudowania życia oraz dojście do pełnej sukcesów kariery zawodowej, swierdzamy, że wszystko to jest godne pochwały" − oświadczył uniwersytet.
St. James, wówczas Jim Wolcott, który mieszkał z rodziną w Georgetown w Teksasie, zamordował rodziców i siostrę w 1967 roku. Chłopak stanął przed sądem, lecz został zwolniony z opowiedzialności za swój czyn z powodu zaburzeń psychicznych. W rezultacie trafił do szpitala dla psychicznie chorych, skąd wyszedł po 6 latach leczenia. Po odzyskaniu wolności niemal natychmiast zaczął studiować psychologię. W tej dziedzinie zdobył szeroką wiedzę.
Mimo wezwań do rezygnacji profesora, w tym również ze strony burmistrza Decatur, St. James pozostanie na uczelni, przynajmniej w czasie najblliższego, jesiennego semestru.
Ci, którzy znają St. James od 30 lat biorą go w obronę, choć wielu zastanawia się, dlaczego uniwersytet wcześniej nie poznał jego przeszłości. Natomiast dr Douglas M. Benold, który uznał 15-letniego mordercę za chorego psychicznie, wiadomość o nowym życiu swego pacjenta przyjął słowami: "To wspaniałe, jeśli jest prawdą. Znając jego przeszłość, cieszę się jednak, że mieszka w Decatur, a nie w Georgetown".
(HP − eg)
Reklama